Gazeta Wyborcza stanęła w obronie spokoju publicznego i pośrednio rządu. Pisząc o prespektywach emerytalnych straszy wprawdzie, że za 20 lat budżet będzie musiał dopłacać do emerytur nawet 100 mld zł (dziś - 20), bo liczba emerytów niemal zrówna się z liczbą pracujących. Ale te ostatnie dane łagodzi.
Twierdzi, że: dziś Polska ma 38 mln obywateli (chyba prawda), w 2030 będzie to 35,5 mln (myślę, że nieco więcej), a w 2050 - zaledwie 30 mln (ufam, że prognozy się nie sprawdzą i liczba ludności ustabilizuje się na poziomie 33-35 mln).
Wylicza też, że dziś jednego emeryta utrzymuje czterech pracujących (wg mnie nieco mniej), w 2030 będzie to dwóch, a w 2050 - uwaga - na 15 mln pracujących przypadnie 11 mln Polaków w wieku poprodukcyjnym.
W owe 15 mln zupełnie nie wierzę. Gdyby ludność Polski naprawdę wynieść wtedy miała 30 mln, połowa musiałaby pracować. Tyle pracuje dzisiaj! Uwzględniając bezrobocie, tendencję do wydłużania nauki itd., w pesymistycznym wariancie demograficznym mielibyśmy pewnie jednego emeryta na jednego pracownika.
Nie ma systemu emerytalnego, który to wytrzyma, prócz czysto ubezpieczeniowego. Takiego nie da się stworzyć, bo obecni pracownicy muszą się zrzucać na dzisiejszych emerytów. Kółko się zamyka? Lepiej zdychać niż żyć.
Inne tematy w dziale Polityka