Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski
5449
BLOG

Matka Polka Lempartowa i w ogóle pieski

Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 109

Dziś (piszę ten tekst w sobotę 20 listopada 2021 przed południem) przywódczyni Strajku Kobiet Marta Lempart ma jechać do Hajnówki, żeby wspierać, jakże szlachetną akcję „Matki na granicę. Miejsce dzieci nie jest w lesie”. Piękna, budząca podziw i uznanie inicjatywa. W pierwszej odsłonie tej szlachetności udział brały żony prezydentów Kwaśniewskiego i Komorowskiego. W październiku pojechały na granicę wschodnią, aby zapoznać się z sytuacją trudną oraz złożoną, aby potem brylować w mediach w słusznej sprawie i szlachetnej (co już nadmieniałem). „Dziś jest jeszcze w miarę ciepło, ale za chwilę przyjdzie mróz, ludzi umierających z powodu naszej bezczynności, z powodu niemożliwości niesienia pomocy będzie więcej i więcej” – mówiła Jolanta Kwaśniewska.

Tak się wtedy zawstydziłem swoją bezczynnością i dostałem takich wyrzutów sumienia, że zacząłem gadać sam ze sobą: „Ty, Jolka (tak gadam do siebie, nie jestem przecież z panią Jolantą na „ty” i nigdy nie pozwoliłbym sobie na taką haniebną poufałość), ale jak z powodu NASZEJ bezczynności umierają ludzie? Jak z powodu NASZEJ? Co ty w ogóle wygadujesz za androny?”. I myśli mi się, że tych ludzi ściągnął cynicznie na Białoruś Aleksander i jeszcze na nich zarobił. To nie ulega wątpliwości. Że wojskami swoimi przywiózł ich na granicę, że uprawia dla pieniędzy politykę destabilizacji, że emigranci są po tamtej stronie granicy w innym państwie, więc co to za jakieś głupie gadanie o NASZEJ bezczynności? Co kilka sekund umiera na świecie dziecko z głodu, żadne pierwsze, drugie czy trzecie damy z tego powodu nie próbują mi zrobić wyrzutu sumienia z mózgu i wbić mnie w poczucie winy, nie sprzedają też z tego powodu swoich futer i kozaków oraz nie organizują brifingów.

Uświadomiłem sobie, że całkowicie, ale to całkowicie nie kupuję tych ckliwych głupot. Że nie przyswaja tego mój organizm, że tym kierunkowym pseudomiłosierdziem, tym wbijaniem mnie w winę, której nie zawiniłem, ktoś chce mną sterować, ktoś chce mnie sparaliżować, żeby mną manipulować. Bo jakbym posłuchał dam pierwszych, to niby co miałbym robić, ale odpowiedzialnie, a nie w porywie głupawej szlachetności? Mam biegać jak wesoły Franek z jęzorem i torbą i przerzucać majtki przez granicę? Halo? Nie będę szkodzić Polsce i wpisywać się w scenariusz Łukaszenki. Polska ma bronić granic, a dla tych którzy bronią wielkie brawa.  

Ale dobra tam, napisałem w tytule, że będzie o Matce Polce Lempartowej, a tu didaskalia międlę i o jakiejś kiełbasie wypisuję. Do rzeczy! Ma więc Marta Lampart uczestniczyć i wspierać akcję poniekąd macierzyńską „Matki na granicę. Miejsce dzieci nie jest w lesie”. I tu mam gigantyczny problem, ponieważ… W 2017 roku Marta Lempart udzieliła „Wysokim Obcasom”, czyli dodatkowi „Gazety Wyborczej” obszernego wywiadu. Otóż nasza Matka Polka Lempartowa dzieci kocha, ale po swojemu, niebanalnie. Co mówi o dzieciach i macierzyństwie? Służę fragmentem: „Nie mam instynktu. Potwornie mnie nudzą. Nie umiem z nimi rozmawiać, dopóki nie zaczną rozsądnie gadać. Byłyśmy niedawno na wakacjach w hotelu, gdzie nie przyjmuje się rodzin z dziećmi. Nikt nie biegał z lodami między leżakami, nikt nie wrzeszczał w basenie. Ludzie byli tak szczęśliwi, że jest cicho, że rozmawiali ze sobą szeptem i nie gadali przez telefon”.

Co więcej, wydaje się, że nasza Matka Polka Lempartowa woli pieski niż dzieci. Żartuję? Niekoniecznie, oto kolejny cytat z wywiadu, który niestety pamiętam: „Możliwe, że trochę traktujemy nasze suczki, jak córeczki. Obie są ze schroniska. Po śmierci Zuzy zamiast płakać, oszalałam, zaczęłam robić rzeczy, których nigdy nie robię: zmywałam naczynia, sprzątałam, poprawiałam kubki, by stały równo, i nawet pomalowałam stołek. Po dwóch tygodniach uznałam, że chciałabym jednak być z powrotem normalna, i wzięłyśmy ze schroniska najpierw Bajkę, a potem Fraszkę.” Zamiast dzieci, pieski, nietypowe macierzyństwo. Czy to jest, aby dobra ambasadorka akcji „Matki na granicę”? Inna sprawa, że ta akcja chyba nie ma już sensu, bo emigranci ekonomiczni raczej wycofali się lub wycofują z polskiej granicy…

Czas na krótkie podsumowanie. Cały ten kryzys na granicy może być dla Polaków i polskiego państwa błogosławionym doświadczeniem. Dzięki niemu wiemy, kto po której stronie granicy stoi. Na kogo możemy liczyć, a kto witałby z kwiatami niegości. Jak na dłoni widzimy, kto Łukaszence pisze teksty po polsku i publikuje w polskich w zasadzie mediach. Sam Aleksander w propagandzie niewiele już musi robić, oprócz zatrudnienia tłumaczy. Pora więc, żeby sobie uświadomić, że to nie są żadne szlachetne akcje, tyko po prostu uprawienie polityki. Polska na tym nie korzysta.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka