Elementem, który przyciąga jak magnes miłośników lotnictwa i nie tylko na całym świecie są pokazy lotnicze. W Polsce do najbardziej znanych zalicza się Air Show w Radomiu. Niegdyś głośna była również Góraszka, ale z tego co mi wiadomo zawieszono tę imprezę, i raczej mało prawdopodobne aby przywrócono ją do życia. Organizowane są też inne wydarzenia, ale to już głównie pikniki na mniejszą skalę.
Miałem kiedyś przyjemność być na radomskim Show. Dla mnie, człowieka kochającego lotnictwo od najmłodszych lat, była to jak wyprawa do swego rodzaju Mekki. Już podążając na lotnisko ,, zamurował ‘’ mnie przelot nad głową na naprawdę niewielkiej wysokości grupy ciężkich śmigłowców szturmowych Mi – 24. Leciał chyba cały pułk, a każda z maszyn była mniej więcej wielkości małego domku. Wtedy już zrozumiałem, czemu Talibowie podczas wojny z Sowietami nazywali je ,, rydwanami szatana’’. Przelot wywoływał efekt piorunujący. Tak samo co F-16, którego odgłos silnika zagłuszał przysłowiowe własne myśli.
Na lotnisku to w ogóle był mówiąc kolokwialnie ,, wypas’’. Na wystawie statycznej błyszczały głównie ciężkie wojskowe samoloty transportowe, wewnątrz których fotografujący się ludzie wyglądali jak mrówki.
Potem, już na niebie, popisywały się zespoły akrobacyjne z różnych państw, w tym m.in brytyjskie ,,Red Arrows’’. Polskę reprezentowała grupa ,, Biało – czerwone Iskry’’. Spiker zachęcał zebraną publiczność, by dopingować naszych pilotów, bo dysponują gorszymi samolotami, z silnikami jednoprzepływowymi. Wiadomo, zagraniczni goście mieli nowocześniejsze samoloty, a nasza ,,Iskry’’ już miały swoje lata, i to już nie były te wspaniałe maszyny z lat 60, perełki w dorobku ich projektanta Tadeusza Sołtyka, gdy to legendarny już pilot – oblatywacz Andrzej Marian Abłamowicz uzyskał na nich kilka światowych rekordów.
Niemniej rodzimi lotnicy dali doskonały pokaz swego nietuzinkowego kunsztu, kwitując widowisko nakreśleniem na niebie wielkiego, z tego co pamiętam biało- czerwonego serca.
Na lotnisku cały czas coś się działo, czuć wyraźnie było atmosferę wielkiego święta. Doskonale bawiły się całe rodziny. Lecz wiadomo, że wszystko co dobre, szybko się kończy. Finalizującą imprezę atrakcją był wspólny start wielkich balonów, których było łącznie z kilkanaście, jeśli nie więcej. Ich widok na niebie na tle pomarańczowego nieba przy zbliżającym się wieczorze, to iście bajowa sceneria. Mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie mi okazja zagościć tam kiedyś raz jeszcze, bo naprawdę warto.
Może nie były to pokazy lotnicze, lecz także zapadło mi to w pamięci. Chodzi mianowicie o górę Żar, i znajdujące się tam największego szybowisko w Polsce. Sceneria już sama w sobie idylliczna, rodem z emitowanego parę lat temu serialu ,, Doktor z alpejskiej wioski’’ a żeby tego mało wkomponowane w to kameralne lądowisko, gdzie mieściło się raptem kilka budynków, i garstka ludzi sprawnie obsługująca cały obiekt. Non stop startowały i lądowały na niej maszyny, i co rusz niebo zdobiły nieśmiertelne ,, Antki’’ i Wilgi ciągnące za sobą rozmaite polskie szybowce, aby chwilę potem odłączyły się i podążyły już własnym, samodzielnym lotem, zataczając okręgi po okolicy, będąc jakby wisienką na torcie dla całokształtu krajobrazu.
Moim zdaniem tego typu widowisko, to esencja dla pasjonatów awiacji. To rodzaj spektaklu, podniebnej opery uwypuklającej dokładnie najlepsze smaczki tej wspaniałej pasji.
Interesuję się rozmaitą tematyką, jestem zafascynowany światem, jego bogactwem i różnorodnością
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości