Herbata od mieszania nie staje się słodsza. To znane i często w różnych kontekstach przywoływane stwierdzenie jak raz pasuje do sprawy JOWów przy wyborach do Sejmu. Temat znany, wielokrotnie omawiany. Sam też pisałem o tym. Podsumowując – przykłady ze świata np. angielski - mówią, że mimo jednomandatowych okręgów wyborczych wybory do izby ustawodawczej (Izba Gmin) wygrywają reprezentanci partii. Dwóch partii, dodajmy, i tak jest od dziesięcioleci. Kandydaci niezależni stanowią margines. Można ich policzyć na palcach jednej ręki.
Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że odpowiedź jest prosta. Wybór kandydata niezależnego w jakimś okręgu nie gwarantuje jego wyborcom tego, że program jaki on głosi zostanie zrealizowany. A wręcz przeciwnie – można być pewnym, że nie zostanie zrealizowany – o ile stoi w sprzeczności z programem najpopularniejszych partii politycznych. Dlatego wyborcy, zachowując się racjonalnie przecież – głosują na kandydatów partyjnych, bo chcą mieć wpływ na to, jaki program w konkretnych dziedzinach gospodarki czy życia społecznego będzie po wyborach realizowany. Taka jest logika, rzeczywistość. I nie ma żadnych podstaw, by przypuszczać, że wprowadzenie JOWów w Polsce przyniesie inne konsekwencje.
Pojawia się twierdzenie, że JOWy to jedyny sposób by rozbić skostniały, obecnie funkcjonujący układ władzy. To demagogiczne stwierdzenie niczym nie poparte. Po wyborach u nas – to reprezentantom jakiegoś ugrupowania politycznego zostanie powierzona misja stworzenia rządu. Wzrośnie tylko korupcja polityczna. Ponieważ by dopiąć koalicję trzeba zapewne będzie kupować pojedynczych posłów. I to układu władzy nie rozbije….
Co trzeba więc zrobić – by ten obecny beton ustrojowy rozbić? To nie w sposobie wyłaniania posłów tkwi sedno sprawy. Nie, absolutnie nie. Niezbędnym warunkiem jest to, by po wyborach w Sejmie dominowała grupa posłów mająca wspólny program polityczny. Dążący do zmian stanu obecnego. A to może zapewnić jedynie pojawienie się nowej formacji politycznej – a nie jakiejś liczby rozproszonych głosów wyłonionych w okręgach jednomandatowych. Tak czy siak sprawa sprowadza się do powstania nowego prądu w polskiej polityce. Żadna mistyfikacja JOWami tego nie przesłoni. A skoro tak – to takie ugrupowanie może wygrać wybory – o ile by powstało i zdobyło odpowiednią popularność – także pod działaniem obecnej ordynacji wyborczej.
Jednak problem JOWów, moim zdaniem, został wywołany nie bez przyczyny. To bardzo przebiegła gra. Ostatnie wybory prezydenckie wykazały, że 20 % społeczeństwa ma dość rządów POPiSu. Proszę zrozumieć – nie tylko PO ale PiSu też. 20% głosowało na kandydata niezależnego obojętne kto nim był. Bez względu na program – którego przecież nie miał. Żadnego. To „czerwona kartka” dla obecnego układu władzy. A układ? Zrozumiał co mu grozi. Ewidentnie ostatnie wydarzenia wskazują na to, że na Platformie postawiono już krzyżyk. Trzeba ją poświęcić w imię ratowania władzy. Kontynuowanie „afery podsłuchowej” skłania mnie do takiego wniosku, że postanowiono przekazać władzę PiS – to przecież układowi wystarczy na te 4 lata – a o reszcie sceny politycznej zadecyduje przyszłość. Może uda się projekt nowoczesna.pl a jak nie – to układ coś innego w niedalekiej przyszłości wymyśli. Bo najlepiej jak się ma i koalicję i opozycję – majstersztyk, prawda? Ale podstawowa sprawa. Najbliższe wybory musi dla układu wygrać PiS. Tutaj nie ma innej opcji. Przywołam tutaj komentarz Kwaśniewskiego na temat tego, kto za aferą podsłuchową stoi. Otóz powiedział on, że uważa, iz przy pomocy tej afery demontuje się rządy PO. I że mogą się pojawić nagrania, gdzie dla niepoznaki upubliczni się rozmowę kogoś z opozycji. Dla niepoznaki - czyli Kwaśniewski uważa, że to dzisiejsza opozycja stoi za przeciekami nagrań. Czyli - ratujmy to, co się da uratować - PO musi iść na dno - by PiS (a wobec tego i POPiS, bo to ci sami ludzie "układu", pisałem o tym) trwał u władzy.PiS - czyli ostatnia nadzieja układu.
Natomiast JOWy wykorzystuje się dziś by mamić wyborców iluzją zmian – przyszłych zmian, dodajmy. Bo najbliższe wybory i tak będą wg starej ordynacji. Zajmuje się uwagę opinii publicznej sztucznie wykreowanym problemem, którego wpływ na układ władzy w najbliższych czterech latach jest żaden. Nie ma najmniejszego znaczenia. A zarazem ten problem skutecznie blokuje pojawienie się innych haseł, treści, postulatów obecnych gdzieś na obrzeżach polityki – a o wiele bardziej niebezpiecznych dla układu. A co na to my, wyborcy? Cóż, jesteśmy jak stado baranów prowadzeni na rzeź.
Inne tematy w dziale Polityka