Jerzy K. Roch Jerzy K. Roch
97
BLOG

Onet: polska Konstytucja to tylko lokalny folklor

Jerzy K. Roch Jerzy K. Roch Polityka Obserwuj notkę 3

Pamiętacie zapewne pajacowanie POsłów oraz niesławnej pamięci KOD-u z pierwszych miesięcy rządów PiS? Czy trzeba było, czy też nie przy lada okazji wykrzykiwano wówczas gromko KONS-TY-TUC-JA! A pewien niegdysiejszy współpracownik peerelowskich służb specjalnych paradował w koszulce z takim napisem.

Do dzisiaj zresztą nosi ją na okrągło. Niestety, spod marynarki całego napisu nie widać, więc swojski Bolek przechrzczony został na nieco maorysko brzmiące imię OTUA.

Dzisiaj jednak okazuje się, że ten fundament praworządności i istnienia Państwa demokratycznego tak naprawdę znaczenie ma tylko lokalne. Ot, jeszcze jeden akt prawny, który dowolnie może być uchylany przez sędziów Trybunału w Luksemburgu.

Oto na polskojęzycznym portalu Onet, ciągle jeszcze bijącym na głowę ilością odwiedzających wszystkie portale prawicowe razem wzięte, niejaka Magdalena Gałczyńska przedstawia swoją wizję obowiązującego prawa w Polsce:

Jeśli Trybunał uzna, że prawo unijne jest podrzędne wobec polskiej konstytucji, może to oznaczać pierwszy krok na drodze do wyjścia z unijnego porządku prawnego.

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/trybunal-konstytucyjny-decyduje-co-z-unijnym-prawem-w-polsce-sprawe-odroczono/4mxzf04

Najwyraźniej zdaniem Gałczyńskiej tak naprawdę jest zupełnie odwrotnie. Otóż jedyne nadrzędne prawo w Polsce stanowi Unia, ze szczególnym uwzględnieniem TSUE.

Dopiero „Trybunał Przyłębskiej”, obsadzony na dodatek przez „dublerów”, może odmienić ten panujący jej zdaniem od 1 maja 2004 roku PO-rządek.

Czy takie samo podejście do polskiej Konstytucji cechuje wyborców KO, Hołowni 2050 itp., czyli krąg wyznawców, pardon, czytelników żurnalistki Gałczyńskiej ?

Co na to Lewica, która przecież, jak pamiętamy, była wprowadzającą nas do Unii?


Tymczasem zgodnie z art. 8 u. 1 Konstytucji jest ona najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej. Ani słowa, że są akty prawne od niej ważniejsze. A pamiętamy przecież, że polska ustawa zasadnicza była opracowywana już pod kątem rychłego wejścia do Unii; rozmowy w tej sprawie toczyły się co najmniej od 1994 roku.

I dlatego to art. 91 polskiej Konstytucji określa miejsce ratyfikowanej umowy międzynarodowej – ma ona pierwszeństwo przed ustawą, jeśli postanowienia obu są ze sobą sprzeczne.

Ale prawo unijne to nie prawo międzynarodowe.

Jak bowiem podkreślił TSUE prawo UE jest autonomicznym porządkiem prawnym odrębnym od prawa krajowego oraz prawa międzynarodowego, z którego się wywodzi (vide: opinia 2/13 o przystąpieniu UE do EKPC, ak. 170, ECLI:EU:C:2014:2454).

Pierwsza poważna próba ustanowienia prymatu w powszechnie obowiązującym akcie unijnego prawa miała miejsce zaraz po naszym wstąpieniu do Unii. Otóż planowano wówczas ustanowienie obowiązującej wszystkie kraje związkowe Konstytucji.

Referendum w sprawie jej przyjęcia planowane było w Polsce na dzień 9 października 2005 roku, jednak wobec odrzucenia tej idei przez obywateli Francji (29 maja) oraz Holandii (1 czerwca 2005 r.) referendum stało się bezprzedmiotowe.

Również w Traktacie lizbońskim odstąpiono od próby narzucenia rozwiązań ustawowych; ograniczono się tylko do publikacji w załączniku deklaracji Nr 17 , w której to sformułowano zalecenie dla Państw członkowskich: -  zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Traktaty i prawo przyjęte przez Unię na podstawie Traktatów mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich na warunkach ustanowionych przez wspomniane orzecznictwo.

Jak wiadomo jednak taka deklaracja nie ma znaczenia prawnego; co najwyżej może być pomocna podczas wykładni innych przepisów.

Orzecznictwo TSUE konsekwentnie jednak zmierza do ustanowienia prymatu prawa unijnego nawet nad Konstytucjami poszczególnych państw członkowskich.

To jednak budzi zdecydowany opór sądów konstytucyjnych większości krajów.  Jedynie w Niderlandach (b. Holandii) oraz Estonii taki prymat jest zagwarantowany. W innych krajach dokonywane są rozmaite wolty wykładnicze, byle tylko prawo wewnętrzne współgrało z unijnym.

W Polsce jednak sytuacja jest jasna. Wspomniany na wstępie art. 8 u. 1 Konstytucji nie pozostawia pola do manewru.

Otóż zgodnie z Konstytucją (OTUA jak ktoś woli) prawo unijne musi ustąpić.

I właśnie dlatego medialna przedstawicielka środowiska, które zdzierało sobie nie tak dawno głosy rycząc i krzycząc KONS-TY-TUC-JA! przy lada okazji, a nawet i bez, dziś bez jakiejkolwiek żenady zaczęła gardłować... przeciw ustawie zasadniczej.

Przyznam, że spodziewałem się takiej wolty ciut wcześniej, gdy tylko TK wywiódł zakaz aborcji eugenicznej z zapisów konstytucyjnych.

Jak widać co się odwlecze…

Totalitarna oPOzycja wspierana przez polskojęzyczne „wolne media” przez lata jeździła po Trybunale Konstytucyjnym odmawiając mu prawa do istnienia. Wszak zgodnie z narracją antypisu opanowany został przez sędziów – dublerów.

Zamiast o Trybunale Konstytucyjnym mówią więc o Trybunale Przyłębskiej.

Teraz okazuje się, że zdaniem czołowej oPOzycyjnej żurnalistki sama Konstytucja jest również be. Jej postanowienia nie mają żadnego znaczenia.

To tylko taki lokalny koloryt, pamiątka z czasów, gdy Polska jęczała samotnie poza (tęczową?) rodziną unijną.

Ot, prawny odpowiednikŚląska czyMazowsza, a nawet Cepelii.

Wobec orzecznictwa TSUE pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia.

Tymczasem linia orzecznicza sędziów wybranych zupełnie nie demokratycznie nie tylko uzupełnia, ale wręcz zastępuje rozwiązania prawne nieistniejące w Traktatach stanowiących osnowę Unii.

Tak oto Unia rozumiana jeszcze jako twór demokratyczny, skupiający dobrowolnie niezależne Państwa Prawne, na naszych oczach przekształca się w Republikę Sędziów.

Po niemiecku oba pojęcia brzmią nawet podobnie - Rechtsstaat (Państwo prawne) i Richtersstaat (Państwo sędziowskie).

W Polsce tradycja przekształcania jednego w drugie jest tak stara, jak III RP. Dopiero PiS, niestety z przyczyn zupełnie innych, zahamował nieco ten nieodwracalny zdaniem wielu teoretyków prawa proces. Nic dziwnego, że najbardziej antypisowsko nastawiona korporacja sędziowska posługująca się na co dzień nazwą Iustitia wszem wobec ogłosiła, że nawet Prezydent RP wobec władzy sędziowskiej pełni jedynie rolę ceremonialną, by nie rzec, że służebną. Oto w uchwale wydanej dnia 29 czerwca 2016 roku  czytamy:

Postanowieniem z 22 czerwca 2016 r. Prezydent RP Andrzej Duda odmówił powołania 10 kandydatów przedstawionych przez Krajową Radę Sądownictwa do pełnienia urzędu na stanowiskach sędziów: Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, Sądu Apelacyjnego, Sądu Okręgowego i Sądu Rejonowego. Decyzji swojej Prezydent RP w żaden sposób nie uzasadnił. Zgodnie z Konstytucją RP Prezydentowi nie przysługuje prerogatywa oceny i wyboru kandydatów na sędziów. Rola głowy państwa ogranicza się do ceremonialnego aktu powołania.

Skoro Prezydent pełni rolę jedynie ceremonialną, to nie ma sensu pytać o pozostałe władze. Zamiast trójpodziału władz mamy supremację jednej.

Dokładnie tak samo wygląda w Unii. TSUE, złożony z osób absolutnie niedemokratycznie wybranych, rości sobie prawo do stanowienia prawa obowiązującego w Unii. I znajduje pełen poklask Parlamentu Europejskiego.

Cytowana na wstępie Gałczyńska wprost stwierdza, że odwoływanie się do podpisanych Traktatów z pominięciem aktualnego orzecznictwa TSUE to... prosta droga do wyjścia z Unii.

Tymczasem o niebezpieczeństwie zamieniania Państwa Prawnego w Sędziowską Republikę pisał jeszcze w 2016 roku niemieckojęzyczny i niemiecki zarazem Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ). W artykule Joachima Jahna Auf dem Weg in den Richterstaat (W drodze do Państwa sędziowskiego) czytamy m.in.:

Leider gerät zunehmend in Vergessenheit, dass die Justiz nach unserer Verfassung nur die dritte Gewalt ist und nicht die erste. Das Volk soll mittels Wahlen die Politik bestimmen, nicht ein gutes Dutzend Verfassungsrichter.
 
Niestety, coraz częściej zapominamy, że sądownictwo wg naszej konstytucji jest dopiero trzecią władzą, a nie pierwszą w kolejności. To ludzie powinni decydować o polityce w wyborach, a nie tuzin sędziów konstytucyjnych.

https://www.faz.net/aktuell/wirtschaft/gewaltenteilung-in-deutschland-auf-dem-weg-in-den-richterstaat-14219354.html

Nie śledzę dokładnie niemieckiej prasy, ale jakoś nie słyszałem, by temat powyższy znalazł  kontynuatora.

Nie słychać również, by ktoś zajął się przekształcaniem Unii w ten sam twór, w którym o wszystkim decydować będzie nie prawo (zawarte Traktaty), ale ich (nad)interpretacja zawarta w orzeczeniach TSUE.

Co więcej, cytowany tekst Gałczyńskiej świadczy, że taki proces znajduje aktywnych kibiców.

Jawne, lawinowo wręcz narastające odejście od ideałów Monteskiusza prowadzi nas do nowej dyktatury.

Tym razem jednak królewskie gronostaje zastąpi toga. Gałczyńska i reszta tego jednak nie widzi. Dla niej bowiem ważne jest, że może znowu postraszyć ludzi ZŁYPiS-em.

To jednak strategia obliczona na bardzo krótką metę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka