Ostatnia zadyma z TVN-em, będąca w istocie hucpiarską próbą obrócenia prymitywnego obejścia polskiego prawa w zawodzenie nad rzekomą próbą zniszczenia niezależnego dziennikarstwa nie może przesłonić sedna sprawy – otóż na Zachodzie niezależne dziennikarstwo już dawno nie istnieje. TVN nie stanowi wyjątku – jest po prostu egzemplifikacją „wolności słowa” w rozumieniu współczesnej lewicy.
Tymczasem w Polsce są jeszcze dość liczne środowiska potrafiące ekscytować się „rankingiem wolności prasy”, budowanym przez... medialnych zamordystów. Popatrzmy na efekty „wolności prasy” na największym rynku medialnym na świecie - USA. Wg wspomnianego już rankingu tamtejsze media cieszą się sporą wolnością – w 2021 r. znajdują się na 44 miejscu wśród wszystkich krajów świata. Polska, której niezależne media jęczą pozbawione państwowych reklam (czyt. dotacji) znajduje się 20 oczek niżej.
Oto co o wolności mediów w USA sądzą emigranci wschodnioeuropejscy.
Czesław Miłosz, zanim został laureatem Nagrody Nobla w literaturze i autorem Umysłu zniewolonego, walczył z dwoma totalitaryzmami w swoim kraju: najpierw z nazizmem, a potem z komunizmem. W 1945 roku, po wstąpieniu do polskiej służby dyplomatycznej, Miłosz został mianowany attaché kulturalnym ambasady w Nowym Jorku, gdzie pracował do odwołania w 1950 roku. W 1951 roku uciekł do Francji.
W 1960 roku Miłosz przeniósł się z rodziną do Kalifornii, gdzie zajął stanowisko profesora języków i literatury słowiańskiej. Jego doświadczenia w Bay Area było przepełnione instynktowną odrazą do nowej amerykańskiej poprawności politycznej. "Kiedy stoisz przy oknie na kampusie z badaczką niemieckiego pochodzenia, obserwując ich [studentów], jak palą bibliotekę, a ona mówi 'Pamiętam', to jest to przygnębiające" - pisał Miłosz.
Miłosz widział narodziny przyszłej klasy rządzącej USA. "W znacznej mierze atmosferę na amerykańskich uniwersytetach kształtują ludzie, którzy w 1968 roku byli rewolucjonistami" - napisał. Również napisał, że "W tych dniach musisz być 'politycznie poprawny', co znaczy, że musisz być po stronie czarnych, przeciwko rasizmowi i za wszystkim, co postępowe".
Zapytany o różnice i podobieństwa między sowieckimi represjami a politycznie poprawnym Zachodem, inny antysowiecki dysydent, Władimir Bukowski – który mimo spędzenia 12 lat w sowieckich więzieniach przez 25 lat nie mógł znaleźć wydawcy w USA -- odpowiedział:
"Większość tych bzdur zaczęła się na kampusach USA. Byłem w Stanford w połowie lat 1980. i patrzyłem ze zdumieniem, jak wybuchła polityczna poprawność. Zawsze winiłem ludzi takich jak Stalin i Beria za cenzurę, ale teraz zrozumiałem, że chce jej także wielu intelektualistów! Tacy ludzie zawsze będą chcieli cenzury; zawsze będą chcieli być ciemiężcami, ponieważ zawsze udają, że są ciemiężeni".
Natan Szaranski, który walczył z sowieckim systemem ze środka Gułagu zanim opuścił ZSRR w 1986 roku, napisał niedawno:
"Zwrot 'politycznie poprawne', który jest tak popularny dzisiaj, pojawił się pod koniec lat 1920-tych, na opisanie potrzeby poprawienia pewnych odstępczych myśli, by pasowały do linii partii komunistycznej...
Na dzisiejszym Zachodzie presja na konformizm nie wychodzi z totalitarnego centrum – nasi przywódcy politycznie nie są stalinowskimi dyktatorami. Przychodzi ze strony fanatyków wokół nas, w naszych dzielnicach, szkołach, miejscach pracy, często przyjmując postać zawstydzania na Twitterze, by zastraszyć ludzi do milczenia – lub do fałszywego, politycznie poprawnego podporządkowania się".
Garri Kasparow, z nowego pokolenia rosyjskich krytyków, pisał o "autodestrukcyjnej spirali Zachodu": niszczy swoje kulturowe dziedzictwo zamiast go bronić. W sprawie słabości zachodnich przywódców ten mistrz świata w szachach powiedział, że niedawno patrzył ze wzruszeniem na rzędy białych krzyży amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli w Normandii.
"Gdzie są przywódcy tacy jak de Gaulle i Churchill? - powiedział "Le Figaro" -Widzę tłum Chamberlainów i Daladierów.... Zaszokował mnie pęd do obalenia historycznych postaci, osądzonych według dzisiejszych kryteriów. Zachód powinien być z nich dumny, zamiast nienawidzić siebie.”
Lei Zhang, profesor fizyki z Winston Salem State University, urodził się w Chinach w 1966 roku, kiedy rozpoczęła się "Rewolucja Kulturalna" Mao Zedonga. Przez dziesięć lat Hunwejbini (Czerwona Gwardia), głównie studenci, szaleli na chińskich ulicach, atakując dysydentów, niezależnych myślicieli i nauczycieli. "Nie było wolności słowa, nie można było mówić o wartościach lub myślach, jeśli nie były to wartości lub myśli Mao" – powiedział Zhang w wywiadzie dla "Carolina Journal". Obecnie widzi on niepokojące podobieństwo na uniwersytetach Ameryki.
"Są teraz ludzie, którzy mówią: 'Matematyka jest białą supremacją', lub że rachunek różniczkowy został wymyślony przez mężczyznę z tej a tej rasy, a więc jest uciskiem. To jest głupota".
Zhang podkreśla to, co uważa za niszczące dla wolności słowa:
"Nie można mówić co myślisz. Ludzie na uniwersytetach są na ogół liberałami, więc liberalna polityka wkroczyła do sal wykładowych, nie wolno jednak powiedzieć, że to źle, ponieważ to może mieć zły skutek. Mimo że nikt tego mówi, ludzie wiedzą, kto jest liberalnym nauczycielem, a kto myśli inaczej. To nie jest wolność słowa; a brak wolności słowa powoduje, że jest to tak bardzo niebezpieczne. Jeśli nie masz wolności słowa, nie jesteś wolny".
Najbardziej przerażające są jednak słowa wypowiedziane przez Yeonmi Park, najsłynniejszą uciekinierkę z Korei Północnej:
nawet Korea Północna nie jest tak obłąkana. Myślałam, że Ameryka jest inna, ale zobaczyłam tyle podobieństw do Korei Północnej, że zaczęłam się bać.
(cytaty za:)
Czy rządzą nami ludzie obłąkani?
Cokolwiek uczyniliby biali, na dodatek chrześcijanie, to ZŁO.
Zamiast np. wstydzić się odsieczy wiedeńskiej mieliśmy czelność odlać jej pomnik!
Na szczęście światłoeuropejski senat Wiednia odrzucił pomysł uczczenia roku 1683 pomnikiem.
Najwyraźniej są zdania, że przez Sobieskiego Europa utraciła szansę na multikultowość jeszcze w XVII wieku. ;)
Zatem - czy mamy do czynienia z ludźmi obłąkanymi?
Na dobro pan- lewicy można zapisać już tylko to, że stara się panować nad umysłami już nie tak brutalnie, jak kiedyś. Nie dymią komuny Auschwitz, GUŁAG też jakoś jest zapominany. Ba, nawet o największej zbrodni popełnionej na własnym Narodzie też cichutko. Wydaje się, że o zbrodniach Czerwonych Khmerów głośno było jedynie w minionym (?) ustroju.
To, niestety, efekt zapoczątkowaniem marcowej rewolty w 1968 r.
Zgodnie z wytycznymi włoskiego komunisty Antonio Gramsciego:
Ruch rewolucyjny nie może się ograniczać wyłącznie do obalenia państwa, musi odnieść zwycięstwo także, a może przede wszystkim, w dziedzinie wartości, łamiąc intelektualną i kulturalną dominację klasy rządzącej. Ruch rewolucyjny musi stworzyć kontr hegemonię, co oznacza ustanowienie ruchu socjalistycznego z jego własnymi instytucjami.
W odróżnieniu od „wojny manewrowej” (która udała się w Rosji ze względu na słabość caratu) w sytuacji, gdy klasa rządząca w pełni panuje nad społeczeństwem, powinna być prowadzona „wojna pozycyjna”, wojna o społeczeństwo.
No i mamy efekty tej trwającej od wieku (na Zachodzie) wojny. Przypominam raz jeszcze słowa uciekinierki z najbardziej komunistycznego kraju świata, Korei Północnej:
Myślałam, że Ameryka jest inna, ale zobaczyłam tyle podobieństw do Korei Północnej, że zaczęłam się bać.
I w tym kontekście należy właśnie rozpatrywać próbę wymuszenia na skrzynkowym właścicielu TVN przestrzegania polskiego prawa.
Tak naprawdę toczy się walka pomiędzy Cywilizacją a opętanymi nienawiścią do swojej przeszłości wrogami tejże. To, że dostosowując portfel właścicielski do wymogów polskiego prawa linia programowa stacji nie zmieni się ani o jotę nie ma żadnego znaczenia. Wrogiem eurolewicy jest bowiem PiS. „Lex TVN” to wygodny pretekst. Co więcej, obserwując w mediach społecznościowych reakcję niektórych osób widać wyraźnie, że żaden zdroworozsądkowy argument ich nie przekona.
Właściciele TVN zrobili wał, sprzedając wbrew polskiemu prawu ponad 49% akcji firmie spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego. I to jest fakt niepodważalny.
Równie niepodważalne jest milczenie ówczesnego prezesa KRRiT Jana Dworaka, choć nie tylko mógł, ale powinien ostro zareagować. To rodzi podejrzenia, że jego zaniechanie mogło nie być bezinteresowne.
To jednak nie ma znaczenia. Ważne jest, że oto w przestrzeni publicznej pojawił się kolejny argument mogący poruszyć ludzi przeciw rządowi.
Czy uda nam się zachować Polskę? Czy w ogóle uda się zachować Europę?
Kiedyś, przed laty pisałem na pewnym portalu:
W niedalekiej przyszłości na naszej zachodniej granicy specjalne służby będą czuwać, aby wjeżdżający mężczyźni nosili brody, a kobiety od lat 9 w górę osłaniały przynajmniej włosy chustą. Wszystko w ramach multikulti, by nie obrażać liczącej prawie połowę społeczeństwa mniejszości narodowej (w przedziale 0-35 lat już nawet 70%).
W ciągu następnych kilku lat za Odrą w sposób jak najbardziej demokratyczny powstanie kolejne europejskie państwo islamskie, zwane Kalifatem Reńskim. I od razu nawiąże serdeczne stosunki ze Zjednoczonymi Emiratami Francji i Hiszpanii.
W ten oto sposób Polska na nowo stanie się przedmurzem chrześcijaństwa, tym razem jednak od strony zachodniej.
Naturalną koleją rzeczy naszym sojusznikiem stanie się Rosja, która zakończy nikomu już niepotrzebną wojenkę na Ukrainie. Mniej liczebne kraje regionu, jak Białoruś czy inna Litwa, zgodzą się na częściową utratę suwerenności w ramach Międzymorza.
Powstanie nowa oś, tym razem antyislamska – Kijów – Warszawa – Moskwa, zwana w skrócie KWaMać.
Ostatnia bitwa między islamskim Zachodem, a chrześcijańską Europą Centralną odbędzie się w Palestynie.
Pod Har-Magedon.
Po bitwie niedobitki stawią się w dolinie Jozafata.
Obecność obowiązkowa.
Historia uczy, że każda Cywilizacja kiedyś przemija. Czy dane jest nam oglądać właśnie początek końca?
fot. pixabay
Inne tematy w dziale Kultura