Przypominam: w sierpniu 2015 r. ówczesny grecki premier Aleksis Tsipras wystosował apel do pozostałych rządów państw UE z prośbą o pomoc. Powodem była fala emigrantów, która zagrażała katastrofą humanitarną.
Do Grecji dołączyły Włochy. Kanclerzyna Angela Merkel wyrzekła wówczas słowa, jakie zostały uznane za zaproszenie do Europy: „ci, którzy potrzebują pomocy, muszą uzyskać azyl w Europie”.
Co było dalej, pamiętamy. Dopiero w 2019 roku strumień emigracyjny zaczął się zmniejszać. Ostatnie wydarzenia mogą jednak spowodować, że za chwilę do wrót Europy (rozumianej wyłącznie jako Unia Europejska, i to zdecydowanie z wyłączeniem jej nowych członków z uwagi na socjal) zaczną kołatać kolejne setki tysięcy uchodźców.
Jeszcze w lipcu 2021 r. kanclerz Austrii Sebastian Kurz ostrzegał:
Austria i Niemcy, przyjmując tak dużą liczbę ludzi jak w 2015 roku, nie rozwiążą problemów Afganistanu.
Jego zdaniem problemy powinny zostać rozwiązane na miejscu. Jeśli zaś chodzi o sam azyl zauważył:
„nigdy nie było to pomyślane w ten sposób, że całe kraje lub regiony wyruszają w drogę, potem w wyszukują sobie w Europie kraj i mówią, że chcą dokładnie do Niemiec”.
Tymczasem Iran, graniczący z Afganistanem na odcinku 992 km utworzył jeszcze przed ostatecznym wycofaniem USArmy korytarze, którymi uchodźcy mogli podążać dalej na Zachód.
I tak przed objęciem przez Talibów władzy w Kabulu liczba uchodźców afgańskich na granicy z Turcją wahała się pomiędzy 500 a 2000 osób… dziennie.
Ile będzie teraz?
MSZ Turcji, na terenie której przebywa już ponad 50 tysięcy uchodźców afgańskich (do tego jeszcze syryjscy i inni, w sumie ok. 3-5 mln!) twardo powiada:
Turcja nie będzie strażą graniczną Europy, ani ośrodkiem dla uchodźców.
To oznacza, że za chwilę uchodźcy pojawią się w ogromnej liczbie na granicy UE.
Kanclerz Kurz przestrzega przed islamem, nieuchronnie towarzyszącym napływowi uchodźców z tamtego regionu
Nie chcę importować tej chorej ideologii do Europy (…) zaimportowaliśmy dużą dozę antysemityzmu do Europy wraz z tymi migracyjnymi ruchami.
Nie tylko. Emigranci niosą z sobą przekonania głęboko sprzeczne z tymi, jakie lewica po latach walki o „rząd dusz” prawie już narzuciła Europie. Oprócz antysemityzmu do Europy wkroczyła homofobia i brak uznawania praw kobiet.
Oprócz tradycyjnej „tureckiej drogi” uciekinierzy z Afganistanu lada moment w większej liczbie mogą pojawić się na granicach państw bałtyckich oraz Polski. Na razie pomiędzy Białorusią a Polską koczuje kilkadziesiąt osób, na których Łukaszenka testuje, czy mogą pełnić rolę swoistej broni odwetowej za sankcje unijne.
Co jednak się stanie, gdy tych koczujących będzie kilka-, a może i kilkadziesiąt tysięcy?
Nic nie da mobilizacja nawet znacznych sił.
Polscy żołnierze, w odróżnieniu od niemieckich (z b. NRD, rodzinny land Ahhelli Merkel) nie strzelali do ludzi przekraczających granicę i nic nie wskazuje, aby to miało się zmienić.
Zatem kwestią czasu i odpowiedniego nagromadzenia jest najście na nasze terytorium.
Fakt, żaden uchodźca nie jest aż tak głupi, aby Polskę traktować docelowo.
Póki Niemcy stać na socjal, póty kryzys imigracyjny będzie się rozwijał. To samo dotyczy też Szwecji.
Wg niektórych szacunków lada moment poziom życia pomiędzy Szwecją i Polską ulec ma wyrównaniu.
Przy czym to nie tak, że Polska pod rządami PiS nagle wystrzeliła w górę. Ruch następuje w drugą stronę - klasyczne równanie w dół.
Tymczasem kraje, na które mogłaby w tej chwili liczyć Europa, są odległe o lata świetlne od tego, by nam pomóc.
Jednak nie ma innej drogi, poza dogadaniem się z sąsiadami Afganistanu. W konsekwencji będzie to i tak o wiele tańsze, niż próba wchłonięcia kolejnych milionów uchodźców, co de facto oznacza jedynie obciążenie systemu opieki społecznej aż do jego rozwalenia.
Czy Talibowie wymuszą ocieplenie stosunków z Iranem?
Wszystko wskazuje, że tak się stanie. A to oznacza, że UE przejdzie na pozycje antyizraelskie już oficjalnie.
Inne tematy w dziale Polityka