balzak balzak
3647
BLOG

Na 11 listopada – bajka ku przestrodze i rozwadze.

balzak balzak Polityka Obserwuj notkę 32

 

 

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami była sobie kraina mlekiem i miodem płynąca. Wolność rozlewała się od samiutkich Tater po dnieprzańskie gaje. Szlachta na zagrodzie była równa Wojewodzie. Prawem każdego potomka rzymskich Sarmatów było batożyć swojego chłopa na snopie słomy i wadzić się w trybunałach o zagony ziemi.

 

Gdy wróg u granic się zjawiał, rozsyłał panujący wici do swoich poddanych. Szlachta dym z czubów przepędziwszy, grała wsiadanego i hajda z szablami w obronie wolności.

 

I tak się żyło szczęśliwie w tej krainie. Zazdrość i lęk towarzyszył sąsiadom, aby się ta wolność za daleko nie rozprzestrzeniła. Lali żelazo na armaty, podczas kiedy potomkowie Sarmatów miodem się obficie zalewali, co raz za czuby się łapiąc.   

 

Aż przyszedł czas smutny, kiedy trzy jastrzębie, jak grom z jasnego nieba, spadły na krainę szczęścia. Na nic konie, na nic szable i odwaga niepomierna, gdy wrogowie razili kulami i ogniem.

 

----------------------------------

 

 Siedział sobie Pan Bóg na swoim tronie w niebie i z lekka przysypiał, kiedy zjawił się Archanioł, przepraszając, że przeszkadza.

 

- cóż tam Archaniele, z czym przychodzisz?

 

- straszna zawierucha na ziemi Mój Panie. Od lat czterech ziemia w ogniu. Ludzie życie mają za nic. Miłość przemyka się ukradkiem, ustępując nienawiści i gniewowi.

 

- odchyl no Archaniele trochę nieba i pokaż mi te straszydła – rzekł Pan i pochylił się ku dołowi.

 

Patrzył Pan na ogień z żelaznych rur się wydobywający; na ludzi, co jak muchy padali, rażeni ogniem. Gładził się po brodzie i zastanawiał. Wreszcie podniósł głowę i zapytał:

 

-Archaniele, a co to za ziemia, na której te nieprawości się wyprawiają?

 

- Kiedyś to była kraina wolności i szczęścia, ale utracona bezmyślnie, bo lud Ją zamieszkujący, zamiast z wrogim najeźdźcą, ze sobą we wzajemne swary wchodził. Zamiast o bezpieczeństwo swej Ojczyzny dbać, miodem się raczył obficie i zmysły gubił dla chwil oszukanej rozkoszy.

 

- A kiedyż to było Archaniele?

 

- O ... już chyba ponad sto trzydzieści zim minęło, od kiedy niewola padła na potomków Sarmatów. Ale ...- tu Archanioł trochę się zmieszał. 

 

- no co tam marudzisz pod nosem – zniecierpliwił się Pan – gadajże.

 

- nic, Panie, ale tak sobie przypominam, że lud ten po wielokroć za broń chwytał. Wielkie ofiary ponosił i piękne słowa układał, dając wyraz tęsknocie za utraconą Ojczyzną.  

 

- Powiadasz zatem, że jest w tym ludzie wola i pragnienie wolności?

 

- Tak, Panie.

 

-To niech się stanie – to rzekłszy, Pan Bóg zasunął rozchylone okno nieba i usiadł wygodnie w fotelu, dając znak ręką, że audiencja skończona.

 

------------------------------------

 

            Był dzień 11 listopada roku pańskiego 1918. Józef Piłsudski stanął na peronie dworcowym, witany przez grono najbliższych przyjaciół. W głowie kołatała się wizja Wolnej Polski i szczęśliwie przesłoniła grozę magdebueskiej twierdzy.

 

Potem jeszcze Paryż - Dmowski z Paderewskim. Jeszcze później - mordercze starcie z bolszewickim najeźdźcą, i wreszcie – Wolna, Niepodległa i Najjaśniejsza pojawiła się na mapach świata. Choć nie tak rozległa, jak ta – rozdrapana przed ponad stuleciem, to piękna, bo oczekiwana i upragniona przez całe pokolenia.

 

Szczęście i duma zagościły w sercach sarmackich potomków. Dalejże brać się za czuby i tarmosić, bo każdy Jej (Najjaśniejszej) chciał, tylko inaczej sobie wyobrażał. Nic to, że wieści głoszą, że w zachodniej krainie setki ton żelaza na czołgi się przetapia. Wszak nasze drogi błotniste i konie pełnokrwiste, i szable ostre.

 

I nadszedł czas smutny...

 

-------------------------------

 

- To znowu Ty Archaniele? Cóż tym razem Cię martwi?

 

- Panie, przychodzę do Ciebie, bo jestem niepomiernie wzruszony.

 

- Cóż wyzwoliło w Tobie takie emocje? – Pan Bóg zadziwił się niemało.

 

- Wiem Panie, jak reagujesz na słowo: Polska, ale ... posłuchaj, bo to ważne – umiłowany nasz namiestnik na ziemi, głębokie modły zanosi i o wolność dla swojego ludu prosi.

 

- Słyszałem i rozważam. Czy ten lud na to zasługuje? Wszak dałem mu już jedną szansę, a ten, zamiast pielęgnować odzyskany diament wolności, w kłótniach i pysze się zagubił?

 

- tym razem, Panie, zdaje się być inaczej. Lud sarmacki już nie szablami, a miłością i Solidarnością chce walczyć o wolność. Nawet – tu Archanioł zawiesił głos - Panie, nie uwierzysz...zdobył się na to, aby odstawić miód i wino, od wieków mu towarzyszące, kiedy, z Twoim imieniem na ustach, na barykady wychodził. 

 

- I powiadasz, że nasz umiłowany namiestnik jest z nimi? – zadumał się Pan Bóg ; spuścił głowę.

 

Po dłuższej chwili podniósł wzrok i rzekł:

 

- niech się stanie raz drugi, ale tym razem już ostatni – to rzekłszy, przymknął oczy, w drzemkę się udając, co Archanioł odczytał, jako koniec audiencji.

 

------------------------------------

 

Był czerwiec roku pańskiego 1989. Tadeusz Mazowiecki z niemałym trudem zakończył swoje wystąpienie. Wolny Naród, Wolnej Ojczyzny zaczął przywracać koronę łysemu wcześniej – Orłowi Białemu. Ktoś tam jeszcze pomalował pazurki na złoto. Potem jeszcze rok 92 i zdarzenia pomieszane. Wreszcie 2005 i...

 

------------------------------------

 

- Archaniele, zgaduje, że znowu masz jakąś ważną, nie cierpiącą zwłoki sprawę – powiedział z lekkim przekąsem (jeśli to w ogóle możliwie), Pan Bóg.

 

- Wybacz, Panie, ale to naprawdę ważna sprawa – rozradowany Archanioł zbliżył się do tronu Pana Boga, prowadząc za sobą jakąś drobną, ale jaśniejącego osobę – przybył do nas nasz umiłowany namiestnik od ziemskich spraw.

 

Na te słowa Pan Bóg zerwał ze swojego tronu, nie kryjąc wzruszenia:

 

- to Ty Karolu? – nie mógł ukryć wzruszenia – czekałem tu na Ciebie od tak dawna, bo wiem, z jak dużym cierpieniem się zmagałeś przez ostanie lata swojej ziemskiej pielgrzymki. – Tu Pan rozchylił swoje ramiona i lekko podniesionym głosem – witaj w domu moim.

 

Przez chwilę trwały powitania i wzruszenie, aż wreszcie zapytał Pan:

 

- a co z Twoją ukochaną Ojczyzną. Wiem, jak żarliwie się modliłeś. Nie mogłem Ci odmówić.

 

- Dzięki, Panie, za Twą łaskę – rzekł ze spuszczoną głową przybysz – jest Wolna i Demokratyczna.

 

- No to popatrzmy – rzekł Pan i dodał w kierunku Archanioła – rozchylże nam okno nieba.

 

Pochylił się Pan i pochylił się przybysz. Patrzą, głowami kiwają i dumają. Wreszcie zapytał Pan:

 

- a cóż tak ten „mały” z tym „rudym” się tak kłócą?

 

Przybysz zadumał się trochę i wreszcie, po chwili począł wyjaśniać:

 

- bo widzisz, Panie, ten „rudy” właśnie odbiera władzę temu „małemu”.

 

- a czemuż to – zadziwił się Pan – czy „mały” źle służył swojemu ludowi?

 

Przybysz, trochę zmieszany:

 

- bo, widzisz Panie, ten „rudy” chce obniżać daniny od ludzi i jednocześnie więcej rozdawać ubogim, Chce też, aby jabłka były tańsze i nie było przymrozków.

- zaraz, zaraz – zaniepokoił się Pan – przymrozki, to moja kompetencja. Po chwili dodał, zaskoczony nieco - no i żeby mniej zabierać, a więcej rozdawać, to nawet ja bym się natrudził.

 

- bo widzisz, Panie, rzecz jeszcze w wolności, którą ten „mały” chciał zabrać swojemu ludowi. W czasie, kiedy rządził, niepokornych, którzy mieli czelność krytykować władzę, a chwalić opozycje, stawiano za karę przed milionami widzów i kazano powtarzać swoje zarzuty – przybysz zaczął tłumaczyć cierpliwie Panu Bogu – był nawet taki przypadek, kiedy to, Twoja owieczka, wielce zagubiona, na fioletowym płynie nos swój do wielkiej czerwoności doprowadziwszy, strasznie i niecenzuralnie nagadała na brata tego „małego”, a Prezydenta Najjaśniejszej. Za karę, jeden taki „chytry” kapłan ziemskiego okienka dla mas, zaciągnął go do studia i nakazał powtarzać swoje skargi. 

 

- To straszne, co mi mówisz, Karolu – zasmucił się Pan – a co na to „rudy”?

 

- „rudy”, Panie – zaczął przybysz, po chwili wahania – obiecał, że, jak już on obejmie władzę, to krytycy tejże i jego („rudego”) przyjaciół, będą zapraszani do pomieszczeń z kratami i żywieni na koszt państwa. Ci, zaś, którzy będą władzy (tej nowej) przychylni, będą skazani na wieczne cierpienie, zmuszani do przemawiania do „ciemnego ludu” przez małe „ziemskie okienka”.

 

Przez dłuższą chwilę zadumali się. Wreszcie Pan Bóg podniósł głowę i zapytał:

 

- czy o taką Polskę się modliłeś, Karolu???

 

-------------------------------------

 

 

Uff - to już koniec. No to się rozpędziłem. Tak, na jednym oddechu mnie naszło. Nawet się zastanawiałem, czy to wrzucić tutaj, bo raczej nienajlepsze chyba, ale skoro już napisałem, to niech będzie dla historii i przyszłych pokoleń (wężykiem).

 

Ps. Jeśli ktoś zabłądzi pod moją strzechę i uda mu się to wszystko przeczytać (sam się nie spodziewałem, że tak długie będzie), to proszę z góry o wybaczenie, gdyby to naruszało Jego uczucia religijne.

 

 

 

 

 

 

Taki tekst napisałem w roku 2007. Tutaj na S24 opublikowałem, choć szukać nie doradzam, bo rok później zdarzyło mi się skasować tutejsze konto.

 

Po co przypominam? Czy coś bym dzisiaj dodał?

 

Tak!!!

 

Nawet sporo.

 

Ale czy warto?

 

Nie ma umiłowanego Karola i Polska już nie polska.Smuta!

 


balzak
O mnie balzak

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka