We wtorek po godz. 15 do siedziby Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie próbował wtargnąć wyjątkowo agresywny 20-latek. Gdy wszedł do budynku, zaczął grozić ochroniarzowi i wszystkim pozostałym śmiercią, zaczął tłuc rękami i kopać w drzwi, po czym zaczął szarpać się z ochroniarzem obiektu. Na miejscu musiała interweniować policja, którą wezwali pracownicy ochrony. Mężczyzna został zatrzymany i przewieziony na komendę.
Wydawało się, że tak skrajnie agresywny i niebezpiecznym atak powinien być natychmiast potępiony przez całą opozycję i sprzyjające jej media. Przecież taka agresja może pójść również w drugą stronę, a ludzi niezrównoważonych z rozhuśtanymi przez polityków emocjami jest mnóstwo zapewne po obu stronach. Tym bardziej mogą dziwić pierwsze reakcje, jak choćby postawa łódzkiego radnego Platformy Obywatelskiej, oraz rzecznika Hanny Zdanowskiej Bartosza Domaszewicza, który tak podsumował całe wydarzenie - "Wygląda, że typ z biura PiS zaatakował jakiegoś chorego chłopaka" — oświadczył Domaszewicz. Jak widać wcześniejsze apele niektórych polityków PiS wzywające do opamiętania i ukrócenia agresji słownej trafiły kolejny raz w próżnię.
Można w tym momencie zadać pytanie, kto jest bardziej chory, czy nieodpowiedzialny i brutalny napastnik na biuro PiS, czy wydawałoby się dojrzały polityk, którego prezydent Łodzi uczyniła swoim rzecznikiem. Czy krwawy i śmiertelny przykład Cyby niczego nie nauczył polityków opozycji i dalej uparcie dążą do kolejnej tragedii? Słowa radnego Platformy Obywatelskiej tym bardziej szokują, że to właśnie w Łodzi, w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości, Ryszard Cyba 19 października 2010 r. zamordował Marka Rosiaka. Według świadków tragedii Cyba krzyczał, iż chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego i „powystrzelać pisowców”. Naprawdę Platforma w ten sposób chce zdobyć władzę w Polsce?
