( Tekst jest swojego rodzaju polemiką do artykułu P. Tovmasyana i B. Malika http://jagiellonski24.pl/2013/08/25/tovmasyan-malik-falszywi-pasterze/)
Z czasów swojego dzieciństwa pamiętam opowiadanie o niedzielnej katechezie dla dzieci prowadzonej przez księdza. Mówił do swoich małych słuchaczy o dobru i złu, które obrazował za pomocą koloru białego i czarnego. Kończąc zadał dzieciom do namysłu odpowiedź na jedno pytanie. Czy myśląc o samym sobie widzą się w bieli ( jako dobrzy) czy w czerni ( jako źli). Chwilę potem jedna z uczestniczek wstała i autorytatywnie oświadczyła „ Myślę, że i Papież, i Ja ,i Ksiądz, i Wszyscy Święci bylibyśmy w paski….”.
Od jakiegoś czasu w mediach jest głośno na temat kilku księży, których poczynania mogą budzić spore kontrowersje. Niewątpliwie szereg ich zachowań należy ocenić negatywnie, ale nie da się tego dokonać w oderwaniu od całości życia poszczególnych „oskarżonych”. Do grona owych „niesubordynowanych” księży należy m.in. ksiądz Lemański. Sprzeciwia się swojemu biskupowi jednocześnie wysuwając wobec niego i części Kościoła mocne oskarżenia często bez oparcia w dowodach. Co gorsza wszystko to toczy się w otoczeniu kamer komercyjnej telewizji. Jednak nie jest to cały obraz. Poza tym przez lata ksiądz Lemański zyskał dużą sympatię swoich parafian nie ze względu na swoje zaangażowanie w spory doktrynalne o in vitro czy konflikt z przełożonym. W swojej placówce wiele uwagi poświęcił osobom potrzebującym wspomagając tworzenie parafialnej świetlicy. Ponadto pozwolił znacznej części swoich parafian doświadczyć prawdziwej wspólnoty. Nie miał też oporu wejść ze swoim świadectwem w świat elektronicznych mediów ( Inna sprawa , że popełniał przy tym pewnie różne błędy). Innym księdzem z tej listy jest o. Krzysztof Mądel , jezuita. Ksiądz Mądel często nie szczędził słów krytyki pod adresem oponentów obecnej ekipy rządowej. Ostro oceniał także niektóre zachowania księży. Wiele z jego zachowań pozostawiało sporo do życzenia. Jednak poza swoim chyba niepotrzebnym zaangażowaniem dużo w swojej działalności poświęcał uwagi problemom duchowości człowieka, problemom interpretacyjnymi biblijnych tekstów. Jako jeden z niewielu w swoim zakonie miał odwagę domagać się przeprowadzenia rzetelnej lustracji przez władzę Towarzystwa Jezusowego. O przyjaźni z nim opowiadał ostatnio na łamach portalu „fronda.pl” ksiądz Tadeusz Isakaowicz-Zaleski.
Pewnego wieczoru przyszło mi zaprzyjaźnić się z I Listem św. Jana Apostoła. Harmonijnie napisany utwór o prymacie wiary, sprawiedliwości, miłości i potrzebie jedności. Jednak to co uderzyło mnie dosyć mocno to słowa Apostoła o grożących na drodze wiary niebezpieczeństwach i czyhających na adresatów listu Antychrystach. Ze wstępu opracowanego przez tłumacza dowiedziałem się również, że szczególnym problemem ówczesnego Kościoła była propagowana przez niejakiego Kerynta doktryna głosząca naukę o Jezusie jako człowieku, na którego Duch Boży zstąpił dopiero w trakcie chrztu. I to właśnie on miał być w rozumieniu większości egzegetów owym Antychrystem. Jednak uderzyły mnie we wspomnianych opisach dwie sprawy. Po pierwsze tak skrajnie negatywnej oceny dokonuje Apostoł , Umiłowany Uczeń z mocy swojego urzędu. Po drugie co ciekawsze zastanawiającym jest fakt niewymienienia imienia owego Kerynta i nazwania go bez ogródek Antychrystem.. Myślę sobie, że w mniemaniu Apostoła Antychrystem nie staje się konkretna osoba ( wyjątkiem pozostaje tu Szatan), ale może go swoim zachowaniem pokazywać. Co więcej Apostoł ostrzega przed tym zjawiskiem, ponieważ może dotknąć każdego człowieka, „gdy nie trwa w światłości” czyli kiedy nie objawia sobą pośrednio Chrystusa. Wydaje się, że owa dwoistość stawania się po części Antychrystem i Chrystusem stanowi istotę naszego życia. Antychryst prezentuje się w pełnej okazałości w naszych grzechach. Kościół osłabiają nie tylko albo przede wszystkim przewiny kapłanów, biskupów czy zakonnic, ale małe „codzienne zbrodnie” każdego z nas : pycha, arogancja, sprowadzenie bliźniego do roli rzeczy rodzącej zaspokojenie. Pamiętać przy tym trzeba, że o godności człowieka jako dziecka Bożego stanowi to, że zawsze nawet w tym najbardziej opanowanym przez Antychrysta drzemie też Chrystus. I on zawsze może się objawić, zawsze zwyciężyć. Podejmując się oceny każdego człowiek powinniśmy poszukać zawsze tych dwóch postaci.
Ostatnie zachowania wyżej wymienionych księży ( podobnie jak kilku innych) można ocenić negatywnie. Jednak finalny osąd ich duszy, sprawowania przez nich urzędu i stopień szkodliwości dla Kościoła należy pozostawić Panu Bogu. Jeżeli zaś już koniecznie musimy ich ocenić publicznie zawsze trzeba to uczynić w szerszym kontekście. Nie można szukać w nikim Antychrysta, nie odnajdując także Chrystusa. I ta zasada czy tego chcemy czy nie , nas chrześcijan powinna obowiązywać zawsze ze względu na naszą własną małość i Ogrom Miłosiernej ofiary naszego Pana Jezusa Chrystusa. Sam mam z tym ogromne ( a to i tak chyba łagodnie powiedziane) problemy, ale innej drogi nie ma. Ową magiczną zasadę powinniśmy także stosować do dziennikarzy pewnych komercyjnych stacji, którzy najprawdopodobniej w poszukiwaniu sensacji postanowili stworzyć „dogodną” platformę dla wewnętrznych sporów Kościoła w przestrzeni medialnej. Skoro więc nie jesteśmy Apostołem Janem ani nikim równorzędnym może po dokonaniu obiektywnej oceny zachowania danej osoby ( SIC! Zachowania a nie jej samej) w kontekście jego całego życia pozostają tylko dwie rzeczy: milczenie i modlitwa za to, żeby w każdym z nas każdego dnia bardziej objawiał się Chrystus niż Antychrysta.
Ostatnio słuchałem konferencji pewnego znanego dominikanina, który zwrócił moją uwagę na jeden bardzo ważny szczegół z Ostatniej Wieczerzy. Kiedy Judasz po ujawnieniu go przez Pana Jezusa jako zdrajcy wychodzi z Wieczernika żaden z pozostałych uczniów za nim nie biegnie. Spędzili z nim 3 lata i powinni poczuwać się z nim do bycia we wspólnocie…. Jednak nie biegną, nie próbują go powstrzymać i nie próbują uratować Judasza ( co skądinąd oznaczałoby ratunek dla ich Mistrza). Pozostawiają go samemu sobie. Judasz zdrajca zostaje także zdradzony przez swoich towarzyszy. Także już po męce Pana Jezusa nie mamy żadnych informacji, żeby starali się w jakiś sposób dotrzeć do serca pogubionego towarzysza. I to ich wspólna zdrada – przerwana jedność stanowi przyczynek do tragedii Wielkiego Piątku. Jako wspólnota ciąży na nas obowiązek otoczenia szczególną troską każdego, kto się pogubił, każdego kto się błąka. Nawet kiedy zabrnie w największe ciemności pomóc dostrzec mu w sobie światło, dostrzec w nim Chrystusa, nie Antychrysta. Pamiętając, że wszyscy w sposób zupełnie niezasłużony otrzymaliśmy pokłady olbrzymiego Miłosierdzia Bożego. Bo jeżeli ten czy inny Judasz „się powiesi” czyli pozwoli w sobie w ten czy inny sposób zatryumfować Antychrystowi będzie to też chwila, kiedy po części i w nas biernych lub przesadnie potępiających członkach wspólnoty Zło zatriumfuje. Bo pomożemy mu albo uwierzyć, że nie ma w nim nic z Antychrysta albo co gorsza, że nie ma w nim nic z Chrystusa. Przecież każdy z nas idzie drogą Judasza, a nie drogą Pana Jezusa. Wszak wszyscy jesteśmy w paski. Reszta jest więc modlitwą i gotowością udzielenia wsparcia oraz zrozumienia zagubionemu bliźniemu. A to cholernie trudne… ale przecież nie może być w naszej wierze letni.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo