Czy widziałeś, Czytelniku, miasto w biednym świecie? Ciemne, ciasne ulice, błoto lub kurz zlepiony brudem. Brud na ulicach, brud w domach. Ciasne mieszkania, zbyt dużo mieszkańców, mebli mało, te, które są stare i zniszczone, śmierdzące materace. Woda przynoszona ze studni z rzadka używana do czyszczenia. Kto zresztą przejmuje się czyszczeniem czegokolwiek? Są ważniejsze rzeczy do roboty. Higiena jest odległym postulatem. Nic dziwnego, że tyle chorób: ślepe kobiety prowadzone przez brudne dzieci, ludzie z powykręcanymi nogami po chorobie Heinego-Medina, z miseczkami na wyżebrane pieniądze lub jedzenie, mali łobuzi z niepełnym uzębieniem i uśmiechem debila rzucający się do rąk: daj, daj, daj. Teraz Czytelniku przenieś to wszystko do dziewiętnastowiecznego miasta gwałtownie unowocześniającej się Europy, z gryzącym i ciemnym dymem z kominów domów i fabryk, z pracą bez systemu ośmiogodzinnego, za to z zatrudnieniem dzieci. Jak w tym wszystkim wygląda człowiek? Trzeba mu pomóc. Trzeba higieny. Trzeba gimnastyki, zdrowia, powietrza. Trzeba czystości! Ale zaraz, ci brudni, chorzy ludzie - czy aby ich dzieci mogą być silne i zdrowe? Są tacy jak ich rodzice, którzy są tacy, jak ich rodzice... Może im już nic nie może pomóc? Zwłaszcza tym chorym, tym powykrzywianym, tym debilom. Nie mówiąc już o przestępcach. Ich ojcowie mordowali, ich dziadkowie mordowali, ich dzieci będą mordować. Dzieci? Może lepiej, żeby nie mieli dzieci? Zło widać już w ich twarzach - płaskie czoła, głębokie oczodoły. Można wymierzyć linijką, wyliczyć, opisać. Należy prowadzić badania - mierzenie czaszek obcych, dalekich tubylców, mierzenie czaszek poborowych. Będziemy wszystko wiedzieć, wszystko udowodnione naukowo, wyliczone. Dziedzictwo Darwina - ewolucja, rozwój ras. Nauka w służbie człowieka. Nowego, lepszego człowieka. Higiena. Czysty człowiek, to zdrowy człowiek. Czysty od dewiacji, od choroby, od pijaństwa, od zbrodni. Przecież nauka... Pewnego dnia iluś polskich eugeników znalazło się w obozach koncentracyjnych i nie mogli zrozumieć, co się stało. Nie pomogli im ich koledzy, naukowcy, którzy, jak doktor Mengele dalej prowadzili badania w imię człowieka. Nowego, lepszego, czystego człowieka. Gdzie jest ta granica, za którą szeroko akceptowane poglądy doprowadzają do takich wynaturzeń? Jak odgadnąć, który krok na danej ścieżce w imię dobra, jest tym jednym krokiem za dużo?