Ulubieńcy mediów. Czytelników, słuchaczy i widzów niekoniecznie.
"Przez cały kraj, idziemy dwaj, czy słońce czy śnieżek czy słota! Niezbędna jest, czy chce ktoś, czy nie, w pionie usług fachowa robota. Czy to sens ma kląć, że ten świat z kiepskiego zrobiony surowca? Bo dobry Bóg już zrobił, co mógł, teraz trzeba zawołać fachowca!” Jonasz Kofta, Stefan Friedmann. „Fachowcy”.
W PRL określenie fachowiec budziło najczęściej pejoratywne skojarzenia. Gospodarka permanentnego niedoboru powodowała, że tak jak w zacytowanej piosence tytułowej „w pionie usług” prywaciarze przebierali w klientach. Zgodnie z regułą Kopernika-Greshama, mówiącą w uproszczeniu, że: pieniądz gorszy wypiera lepszy, miejsce fachowców starej daty, takich pisanych przez wielkie „F”, zajmowali bohaterowie duetu Kofta-Friedmann albo nieśmiertelnego skeczu kabaretu Dudek: „Ucz się Jasiu”.
Ustrój nam się zmienił 36 lat temu, a fachowców zastąpili „eksperci”. Massmedia generalnie przestały informować, wyjaśniać, a zaczęły prześcigać się we wzbudzaniu emocji, najczęściej negatywnych. Listkiem figowym dla uprawiających dziennikarski najstarszy zawód świata stali się „eksperci”. Można odnieść wrażenie, że casting do programów z udziałem ekspertów, odbywa się wg jednego tylko kryterium: Możesz bracie bredzić, bylebyś wzbudził w czytelnikach, słuchaczach, widzach emocje.
Pierwszy raz zetknąłem się z opinią eksperta w młodości, kiedy jako fan The Beatles wypożyczyłem z biblioteki książkę poświęconą muzyce rockowej. To była chyba pierwsza tego typu pozycja na peerelowskim rynku wydawniczym. Przeczytałem w niej, że w 1961 roku Dick Rowe, dyrektor wydawniczy firmy Decca odrzucił materiał przesłany przez Briana Epsteina – menedżera The Beatles, oznajmiając, że: Zespoły gitarowe się kończą.
Od tego czasu ekspertów pokochałem miłością gorącą, lecz niestety bez wzajemności.
Co jakiś czas trafiam na opinie „ekspertów” ekonomicznych o tym, co lada chwila stanie się na rynku dowolnych towarów, usług, surowców, walut. Pokazują modele ekonometryczne, przetestowane zgodnie z obowiązującą powszechnie w czasopismach naukowych „złotą” zasadą p<0,05, ekstrapolują trendy w przyszłe okresy, wiedzą, że należy przyjąć euro, bo… „inni już przyjęli i dobrze na tym wyszli”. Większość tych wybitnych znawców mechanizmów rynkowych pomija, zapewne przez skromność (najczęściej jest to związane ze skromnym zasobem wiedzy) fakt, że model, który spełnia tę nierówność nie musi być modelem rzetelnym i wiarygodnym, bo bardzo często nie uwzględnia danych, których po prostu nie da się dostarczyć do modelu. Modele te dobrze opisuje zasada: Śmieci na wejściu – śmieci na wyjściu.
Ekonomia jest nauką społeczną. Ekonomiści korzystają z narzędzi matematycznych i statystycznych, podobnie jak czynią to nauki ścisłe. Ale na tym podobieństwa się kończą. Brak dystansu i niechęć do replikowania badań (często wszakże wynikające z braku możliwości powtórzenia badań, ze względu na dynamicznie zmieniające się otoczenie) powodują, że eksperckie wnioski w naukach społecznych cechuje często wróżbiarstwo. Pisał o tym Stanisław Anderski w książce pt. Czarnoksięstwo w naukach społecznych. Moim ulubionym wróżbitom z zakresu finansów i rynków finansowych zadedykowałem fragment jednej z moich książek, w którym przerobiłem ściągę dla mówców partyjnych z czasów PRL na ściągę dla analityków finansowych. Poniżej fragment książki.
– W czasach komuny krążyła w ręcznych odpisach ściąga dla mówców partyjnych. Ten swoisty apokryf dokumentu PZPR umożliwiał działaczom ględzenie bez przerwy przez około pół godziny poprzez dowolne zestawianie ze sobą zwrotów umieszczonych w kolumnach. Korzystając z dostępnych w Internecie komentarzy analityków giełdowych, przygotowałem analogiczną ściągę dla tych, którzy chcieliby błysnąć w towarzystwie, popisując się swoją głęboką znajomością rynków finansowych. Proszę – Skurkiewicz przełączył kolejny slajd, na którym ukazała się czterokolumnowa tabela – zestawić sobie zdania z kolumn od 1 do 4 w dowolnych kombinacjach. Powinno wystarczyć na kwadrans gadania.

To co nazwano pandemią, a co Piotr Wielgucki był uprzejmy nazwać #zajobem, spowodowało wysyp „ekspertów” od etiologii chorób zakaźnych. Prześcigali się w straszeniu, przekonywaniu, ba byli i tacy którzy żądali karania wszystkich którzy się nie zaszczepili i odmawiali zakładania maseczek. Wtórowali im dziennikarze, wystający pod czerwoną latarnią sztuki paradziennikarskiej, znani aktorzy, politycy, influencerzy i trolle internetowe. Dzisiaj wiedza o chorobach układu oddechowego i możliwościach ich efektywnego leczenia powoli przebija się do publicznej wiadomości. W Polsce, „eksperci” covidowi w bunkrze Hitera wciąż jeszcze mają nadzieję, że Steiner ruszy na odsiecz Berlinowi. Ku ich bezsilnej wściekłości, naukowcy nieustannie bombardują faktami, tym razem naukowymi, i 25 czerwca 2025 roku Pan doktor Norman Pieniążek wyjaśnił Komisji Sejmowej jak to z tą pandemią było. Pozwolę sobie ponownie wkleić fragment książki „Erozja”, który powstał dzięki uprzejmości Panów Doktora Pieniążka (który przy okazji konsultował tę jej część) i użytkownika portalu X Toe Negro, którzy woleli śpiewać solo, zamiast dołączyć do chóru wujów, nazywanych przeze mnie granciarzami (od słowa grant; najlepiej od Moderny lub Pfizera).
– I to wszystko, te autorytatywne wnioski wyciągasz jako ekonomista z wykształcenia? Nagrodę Nobla dwójka twórców szczepionek dostała pewnie za nic? – z braku lepszych pomysłów lekarka postanowiła podważyć merytoryczne kwalifikacje kolegi.
Marek chwilę patrzył na znajomą, zastanawiając się jak ją usadzić, żeby się przy okazji nie obraziła.
– Moja droga. W 1949 roku niejaki Hess, zresztą Rudolf, dostał nagrodę Nobla za leczenie psychoz lobotomią, co jak się okazało po latach trwale okaleczyło jego pacjentów, to raz. A dwa, jeżeli ktoś zasłużył na nagrodę, to nie ta dwójka, tylko Robert Malone za badania sprzed 15 lat. Poza tym przeczytaj sobie publikację Fauciego z 2023 roku, w której wraz z zespołem wyraźnie napisał to, co wiadomo od 80 lat: że nie ma efektywnych szczepionek na wirusy zakażające górne drogi oddechowe. Traf chciał, no pech zwyczajny, że w międzyczasie w 2020 roku, gdy był szefem Narodowego Instytutu Zdrowia, wybuchła, czy też może należy użyć zwrotu, została wybuchnięta, epidemia SARS-CoV-2. Dla przypomnienia, na statku Diamond Princess, od którego wszystko się zaczęło, z ponad 3700 pasażerów, których poddano kwarantannie, zmarło 0,37% i to przede wszystkim dlatego, że zamiast skierować ludzi do szpitali na lądzie, zamknięto ich na statku. To nie moja teza – Skurkiewicz, widząc, że koleżanka chce zaprotestować, podniósł palec wskazujący i pokiwał nim – to wnioski naukowców ze szwedzkiego uniwersytetu w Umeå, które opublikowali już w lutym 2020 roku. Wszyscy pasażerowie, którzy zmarli, przekroczyli 75 lat. Nikt z załogi, która przez ponad dwa tygodnie opiekowała się pasażerami, nie umarł. Mimo że nikomu z nich nie podano remdesiviru i nie wbito do tchawicy respiratora.
– Zapominasz zdaje się, że w Polsce rada medyczna to ciało kolegialne, w którym ścierały się różne poglądy – Beata nie dawała za wygraną.
– Widzisz, ja byłem takim ciałem doradczym prezydenta miasta. Na początku to było liczne grono, ale okazało się, że ponad połowa ekspertów słucha uważnie nastrojów polityków. Tak, tak – dodał Marek pospiesznie – nastrojów. Ci, pożal się Boże, eksperci, nie byli tam po to, żeby kontrować, kontrargumentować, obnażać płytkość pomysłów i ewidentne błędy, tylko po to, żeby badać atmosferę kolegium prezydenta miasta, zwłaszcza w gronie „Bandy Czworga”. I gdy już wyczuli, skąd wieje wiatr, legitymizowali wszystkie ich pomysły, jak leci. Ja z Adamem Przypkowskim zostaliśmy sami w opozycji do ich głupich pomysłów. To włazidupstwo było chwilami na tyle nachalne, że prezydent miasta zdecydowała się ograniczyć liczbę ekspertów do trzech. Za późno. „Banda Czworga” nagrodziła potakiwaczy stołkami zastępców szefów spółek komunalnych i członków rad nadzorczych. W rezultacie sztandarowy projekt w metropolii za sto kilkadziesiąt milionów wypieprzył się i niczym tsunami rozniósł budżet miasta, a te pajace nabrały wody w usta i szukają kozła ofiarnego. Jeden dyrektor już sam zrezygnował, ja teraz typuję drugiego, Bogu ducha winnego, do odstrzału.
– Lekarze to nie ekonomiści – odcięła się lekarka. – Mamy wyższe standardy moralne.
– W radzie medycznej – kontynuował monolog Marek – poza lekarzami, z których dwóch rzeczywiście na początku studziło histeryczne nastroje podgrzewane przez prasę, było też kilku biologów i przedstawicieli innych dyscyplin. To tak dla formalności. Swoją drogą ciekawe, co spowodowało, że tych dwóch, którzy początkowo wręcz z niesmakiem odnosili się do swoich kolegów nakręcających pandemiczne szaleństwo, nagle zmieniło zdanie. Byli przeciwni obowiązkowi noszenia maseczek, dowodząc, zgodnie z wynikami badań, że maseczki gówno dają…
– To nieprawda! – wtrąciła się Beata. – Przestań ludziom mącić w głowach.
– Wiesz co – Marek sięgnął po smartfon – przeczytaj sobie coś innego niż wiadomości na wp.pl. Proszę, wysłałem ci na maila metaanalizę Donalda Hendersona z 2006 roku o bardzo ograniczonym wpływie środków higieny osobistej, w tym maseczek, na przenoszenie się wirusów grypy. A jak ci będzie za mało, masz jeszcze artykuł z „The Nature” o tym, jak pięknie pod maseczkami rozwijają się bakterie i grzyby. Na deser przesłałem jeszcze przeglądówkę z „Cochrane Library”…
– To są wyniki dość jednostronne – z przekąsem zauważyła antagonistka, czytając streszczenie pierwszego artykułu.
– Zgadza się. Ich jednostronność polega na tym, że wyników tych badań na próżno szukać na wirtualnej, onecie i portalach prasy drukowanej. Te, o których myślisz i mówisz, znajdziesz bez problemu. Czytaj, nie przeszkadzaj sobie, kochanie, a ja skończę myśl.
Bartczak zdusił śmiech, słysząc, w jaki sposób Skurkiewicz zwrócił się do jego żony. Czując na sobie ciężki wzrok małżonki, rozłożył tylko ręce na boki w geście: No co, sama się kotku o to prosiłaś.
– Wracając do naszych bohaterów, ciekawi mnie, co takiego się stało, że ci, którzy początkowo studzili nastroje, nagle zmienili front o 180 stopni. Co się u licha stało, że wiedza, którą panowie profesorowie i doktorzy posiedli w ciągu kilkudziesięciu lat studiowania teorii i praktyki, nagle, w ciągu dwóch-trzech miesięcy uleciała w próżnię? Panowie eksperci praktycznie z dnia na dzień przewartościowali swoje poglądy na etiologię chorób wirusowych i sposoby ich leczenia.
– Ja też czytam artykuły naukowe, jeżeli chcesz wiedzieć. Niezwykłych właściwości umożliwiających przystosowanie się wirusa SARS-CoV-2 dowodzi to, że naukowcy znajdują je także w ściekach. Podobne badania przed laty dotyczyły wirusa polio – Bartczakowa wytoczyła nowe armaty.
– Nawet wiem, kto jest autorem tych bredni. Pani „Wpływolog”.
– Nie wiem, o kim mówisz, ale…
– Ale zanim zrobisz z siebie do reszty idiotkę, pozwól, że jako ekonomista coś ci wytłumaczę. Twoja bohaterka łączy historyjkę o wykrywaniu wirusa polio w ściekach z metodą oznaczania wirusa z Wuhan w rynsztoku. To porównanie z naukowego punktu widzenia nie ma sensu. Jest faktem, że materiałem genetycznym obu tych wirusów jest RNA. Rzecz w tym, że wirus polio ma otoczkę białkową i w związku z tym jest bardzo odporny na oddziaływanie różnego rodzaju środowiska w jakim może przebywać. Wirusem polio ludzie zakażają się drogą pokarmową: przez wodę lub żywność zanieczyszczoną fekaliami. Wirus z Wuhan jest wirusem obłonionym, bardzo wrażliwym na wszelkie czynniki środowiskowe. Przedostanie się takiego wirusa do ścieków i przetrwanie w nich jest tak samo mało prawdopodobne jak Nagroda Nobla dla twojej ekspertki. Czytałem wywiad z nią na onecie. Twierdzi w nim, że jedyną metodą uzyskania odporności jest szczepionka, która przekaże do komórek informację w postaci mRNA potrzebną do wytworzenia w tych komórkach białka wirusa. Białko to zostanie rozpoznane przez układ odporności i gotowe: uzyskujemy odporność na wirusa SARS-CoV-2. Omawiając Nagrodę Nobla przyznaną za modyfikację mRNA, powiedziała, że ten analog urydyny występuje naturalnie w mRNA. Nie jest to prawdą, bo pseudourydyna występuje w tak zwanych strukturalnych RNA, a w naturalnym mRNA raczej nie, poza, jak się wydaje, przypadkami wykorzystania tej modyfikacji do modulacji kodonów stop. W rozwoju nowych szczepionek była to pierwsza modyfikacja mRNA, którą badano do zwiększenia trwałości tego preparatu. Jak się okazało, niezmodyfikowany mRNA, jak i zmodyfikowany przez zastąpienie urydyny pseudourydyną są równie immunogenne i nie mogą być bezpośrednio podane w zastrzyku. Zastosowano więc nanocząsteczki lipidowe, a potem nanocząsteczki lipidowe powleczone PEG, aby tryliony tych cząsteczek z jednego zastrzyku mogły rozejść się po całym organizmie. W efekcie te cząsteczki łączą się z dowolnymi naszymi komórkami, nadając im nową cechę przez proces transfekcji. Dlatego też niektórzy naukowcy nie nazywają tych produktów szczepionkami, tylko preparatem genetycznym. A stransfekowane komórki mogą produkować obce białko, obcy antygen i zostaną zabite przez układ odpornościowy. Tak się zaczyna choroba autoimmunologiczna, czyż nie? Tego twoja bohaterka już nie powiedziała.
W ostatnich dniach objawił się kolejny „ekspert”. Tym razem wybitny statystyk od badania nieprawidłowości w rozkładzie statystycznym głosów oddanych w ostatnich wyborach prezydenckich. Jego już odpowiednio potraktowano w internecie, więc sobie podaruję.
Podsumowując: Żyjemy, jak mówi chińskie przekleństwo: w ciekawych czasach. Dotychczasowe zdobycze cywilizacyjne przemielono w progresywnej maszynce do mielenia wartości odróżniających ludzi od zwierząt. Postawiono na głowie takie filary naszej cywilizacji jak: rodzina, wiara, patriotyzm, tolerancja, seksualność, sztuka. W wywracaniu cywilizacji Zachodu niektórzy naukowcy nie widzą nic zdrożnego. Pozostali, a jest ich znakomita większość, nie wychylają się. Nieliczni wciąż krzyczą: Prawda przeciw światu!
Inne tematy w dziale Polityka