Traktat lizboński - proces jego ratyfikacji według założeń ma się skończyć 1 stycznia 2009r. Wiadomo - cele zaplanowane od celów osiągnietych są nieraz bardzo daleko. Nie to jest wszakże najważniejsze. Trzeba zadać sobie pytanie -
czy Unia Europejska jest dla obywatela, czy obywatel dla Unii Europejskiej?
Krótka piłka. Prawie we wszystkich państwach ratyfikację przeprowadza parlament. Wyjątkiem jest tutaj Irlandia. W takiej Francji zmieniano specjalnie przepisy, by głosowania ludowego uniknać. Eurożart, bo Unia z założenia jest organizacją dla obywatela. O wadach lub/i zaletach traktatu reformującego można długo dyskutować. Nie można jednak z procesu decyzyjnego wyeliminować ludności. Rozumiem strach rządów europejskich - szczególnie we Francji i Holandii po pamiętnym 2005 roku - ale brak leigtymizacji ludowej wypacza sens tego dokumentu. Po co komu wtedy Karta Praw Podstawowych?
Najzabawniej jest w państwie, które nie zakwalifikowało się do Euro 2008, ale śmieją się wszyscy, że reprezentować ich na tym turnieju będą Polacy. Gordon Brown ma ciekawy problem. Jeśli przegłosuje traktat w Izbie Gmin - poparcie dla Partii Pracy może spaść, jeśłi zorganizuje referendum - może go przegrać, bo tak wskazują sondaże. Ciekawe, co wybierze.
Po raz pierwszy chyba popieram radiomaryjną część PiSu, która chce zorganizować referendum. To najuczciwsze wobec obywateli. Jaki sens ma UE, która wprowadza zzmiany na zasadzie "widzimisię" kilku polityków? Traktat reformujący w Polsce pewnie zostałby przyjęty. Warto przy tym uświadamiać Polaków, co on tak naprawdę zmienia, co to oznacza kadencyjny przewodniczący Rady Europejskiej, zniesienie filarów itd.
Inne tematy w dziale Polityka