We wczorajszej notce pisałem o olimpiadzie w Pekinie. Zwróciłem uwagę, iż
Chiny nie stają się wcale państwem demokratycznym, a prawa człowieka nie są tam bardziej przestrzegane. Cenzura tak jest, jak była. Dzisiaj rano przeczytałem informację, że Chiny zdejmują cenzurę. Czyżbym się mylił? Czy powinienem napisać teraz list do ambasady ChRL? Mea culpa?
Częściowo tak, ale okazało się, że zdjęcie cenzury dotyczy tylko internetu i tylko na czas igrzysk. Dodatkowo przypuszczam, że dotyczy tylko specjalnych stref. Jak w starożytnim Rzymie, trzeba było rzucić coś na pożarcie lwom. W efekcie owca cała i wilk syty, a na pastwisku bez zmian... To jest tylko pusty gest, chociaż muszę przyznać, że wczoraj się go nie spodziewałem. Dziennikarze i tak jakoś muszą pracować. Teraz będą mieli dużo łatwiej. O tyle ciekawie, że na pewno jacyś Chińczycy też w czasie igrzysk skorzystają z internetu z większą swobodą. Po igrzyskach wszystko wróci do normy.
Chińczycy za kilka miliardów dolarów zrobili sobie najlepszy PR w historii. Drogo, ale skutecznie.
Innym pytaniem jest, czy Chińczycy są skłonni obalić komunizm? Odpowiem krótko i wyraźnie. Nie są.
Oni naprawdę są dumni ze swojego kraju i jego osiągnieć. Rzeczywiście - mają wspaniałą tradycję i kulturę. W dodatku władza chińska świetnie radzi sobie z opozycją, ta po wydareniach na placu Tianamnen (częściowo) jeszcze siedzi w więzieniach i obozach reedukacji, a częściowo uciekała. Trudno oczekiwać, by w czasach koniunktury gospodarczej powstała jakaś nieoczekiwana siła. Wirusa w postaci potęznych Chin oczywiście wychował sobie zachód sam. Chińczycy przyzwyczaili się do systemu komunistycznego i nie mają tradycji demokratycznych. Dopóki nie zbuntuje się klasa średnia i nie pociągnie ze sobą "dołów" - nic z przemiany. Partia na wszystkim trzyma swoją opiekuńczą rękę.
Dla wzmocnienia moich argumentów przyotczę dwie historie. Mój brat był w Chinach na turnieju sportowym i opowiadał, że kręciło się wokół niego mnóstwo tajniaków. Wszystko musiało być sprawdzone. Nie ma miejsca na wolność. Poruszać też można się tylko w "odpowiednich" rejonach. Druga historia dotyczy pewnej Chinki i jej nauki języka angielskiego w szkole językowej w Irlandiii. Zapytałem się jej, gdzie mieszka w tych Chinach, dumnie pokazała mi na mapie miejsce zamieszkanai, popytałem ją troche o Chiny i czegoś tam się dowiedziałem. Raczej taka kurtuazyjna rozmowa. W pewnym momencie spostrzegłem, że blisko jej miasta leży Tajwan. Spytałem, co o tym sądzi? Wymijająco odpowiedziała, że codziennie na plaży widuje marynarkę wojenną, ja zapytałem, co ona o tym sądzi. Odpowiedź była oficjalnym stanowiskiem rządu ChRL. Wtedy powiedziałem: "ok, ale jakie jest twoje zdanie na ten temat?". Strzał w dziesiątkę. Zrobiła się cała czerwona, spojrzała na mnie jak na agenta lub prowokatora i speszona - nie odpowiadając - odeszła. Przez chwilę poczułem się jak agent bezpieki.
Chiny po II wojnie światowej były łatwym łupem dla komunistów. Opozycja schowała się na Tajwanie, Mao mógł rządzić niepodzielnie. Można oczywiście mówić o chińskich tradycjach i o tym, że inne narody mają małe prawo do pouczania tej cywilizacji, ale nie uważam, aby jej wyznacznikiem była brutalna kolektywizacja, Wielki Skok czy Rewolucja Kulturalna. Mao Zedong nigdy nie będzie symbolem prawdziwej starożytniej kultury chińskiej. System komunistyczny do perfekcji opanował umiejętność prania mózgu. Nie oszukujmy się, my też jako społeczeństwo jesteśmy oszukiwani non stop, ale mimo wszystko trochę mniej. Władze chińskie nie poddają sie naciskom, bo dla nich jedynym silnym argumentem jest dolar i propaganda. Reszta jest nieważna.
Można więc było w jakiś sposób naciskać na ChRL za pomocą igrzysk, ale robiono to nieskutecznie. Trzeba byłoby być równie cynicznym graczem, co KPCh. Jak nie robią po naszemu, to bojkot! Jak nie roziwązują innego problemu, to odwołanie igrzysk! Niestety, tam, gdzie są pieniądze, z reguły nie ma wartości. Marzenie Stalina o tym, by rozgrywać kapitalistów między sobą, spełniło się po raz kolejny.
W ostatnich latach Chińczycy doskonale pojęli siłę kapitalizmu na swój oryginalny sposób.
Nic się już nie zmieni. Może Pekin pozwoli sobie na kilka propagandowych tekstów, ale więcej wolności przeciętny Chińczyk nie dostanie. Inna sprawa, czy chce i potrzebuje. Trzeba brać poprawkę na świadomość. Społeczeństwom zachodnim rzuci się kilka informacji o "reformach" i "udogodnieniach" i temat zostanie zamknięty na jakieś 10-20 lat, bo chiński smok ukryty w społeczeństwie kiedyś się przecież obudzi...
Inne tematy w dziale Polityka