Zamieszanie wokół Gruzji nadal trwa. Polacy w tym sporze opowiedzieli się jasno po stronie Tblisi. Kurs konfrontacyjny z Rosją obrał zarówno prezydent Lech Kaczyński, które na czele Drużyny Pierścienia (tak to przynajmniej wyglądało) ruszył do Gruzji, jak i rząd. Oznacza to tyle, że teraz w stosunkach z Rosją nie będzie nam łatwiej, a raczej cięzej. Na razie również koniec z polityką uśmiechów Donalda Tuska wobec Moskwy. Szykuje się mocne polityczne starcie i zobaczymy, jak zdolnymi strategami są nasi ludzie w MSZ-ecie.
Wojna w Gruzji pokazała coś niezwykle ważnego.
Rosja jest równie bezwzględna, jak za czasów ZSRR. Jest gotwa rzucić wyzwanie Zachodowi, a nawet go bez problemu ograć. Amerykanie, cokolwiek by nie mówić, w Gruzji przegrali. Teraz muszą pokazać, że nadal w geostrategicznej układance się liczą. Nikt na poważnie nie bierze gróźb izolacji Federacji, ale przyspieszenie z tarczą antyrakietową jest działaniem nieprzypadkowym. Ten system zmienia cały dotychczasowy układ sił w Europie i Amerykanie o tym wiedzą. Na Polakach konsekwencja Moskwy w Osetii Południowej i Abchazji również musiała wywrzeć wrażenie. Jeśli ktoś ma wątpliwości, co do tego, czy Gazociąg Północny nie będzie instrumentem nacisku, to już się ich musi wyzbyć. Amerykanie postanowili przyspieszyć tarczę, Polacy trochę się wystraszyli i naprawdę szybko zawarto porozumienie. Przeciwko Moskwie, a nie Teheranowi czy Phenianowi. Teraz to dopiero Sikorski mógł błyszczec w negocjacjach i tłumaczyć, że przykład Gruzji pokazuje, iż nie można oddawać panowania w powietrzu. Amerykanom też trudniej było się wykręcić, gdy gazety donoszą o róznych bombardowaniach, mniejsza o to, jaki jest stan faktyczny, bo tego najzwyczajniej nie wiem.
Jednocześnie Kaczyński zorganizował Drużynę Pierścienia. Trochę groteski bylo w jego podrózy do Tblisi. Niestety, Kaczyński – jak można się było spodziewać – uważał Sikorskiego za tolkienowskiego Golluma, który pragnie ukraść mu tytułowy pierścień w drodze do Mordoru. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nasz prezydent bardziej myślał sercem, aniżeli rozmem. Mógł skupić się na wspieraniu Gruzinów, a nie jałowym krytykowaniu Rosjan.
Wazniejsze w polityce są czyny, niż słowa, te były piękne, ale nic nie zmieniły. Był to pusty gest, bez treści.
Nie można jednak podróży Lecha Kaczyńskiego traktować jednoznacznie
negatywnie. Koncepcja stworzenia „koalicji zagrożonych” jest bardzo dobra. Nic bardziej nie łączy, niż wspólne zagrożenie. Być może z tego powodu uda się zrealizować wiele przydatnych projektów. Inaczej również wygląda położenie każdego z państw. Polska i Ukraina to państwa z naprawdę dużym potencjalem. Taka koalicja, po dodaniu do niej Litwy, Łotwy, Estonii oraz – naturalnie – Gruzji byłaby ciekawą grupą wpływu. Wcale nie dlatego, bo jak głosi przysłowie, w kupie raźniej, ale razem łatwiej osiągać jest różnego typu cele. Solidarność wobec zagrożenia jest potrzebna. Nieważne, że w tym przypadku to Saakaszwili sam sprowadził na siebie nieszczęście. Poczucie interesu mówi głośno– trzeba popierać Gruzję i dobrze, że taki gest wykonaliśmy. Inna sprawa, że do zawieszenia broni nie doszło raczej za sprawą Lecha Kaczyńskiego, a Nicolasa Sarkozego. A przynajmniej tak Rosjanie chcą, by Europa myślała.
Osiągnęli swoje cele i teraz łaskawie zgodza się na zawieszenie broni. Dziś kopią leżącego niszcząc jego magazyny i pozwalając działać mściwym Osetyjczykom.
W konflikcie gruzińskim pojawili się nawet Amerykanie, by trochę pokrzyczeć. Oczywiście – gdy było już za wszystkim. Właśnie teraz G.W.
Bush obudził się ze snu, w którym Amerykanie niepodzielnie panuje politycznie nad światem i ma instrumeny wpływania na Moskwę. Deklaracja Dmitrija Medwiediewa o tym, że – tłumacząc jego słowa wprost – uzna niepodległość Abchazji i Osetii Południowej, jeśli tylko władze republik ją ogłoszą, dobitnie na to wskazuje. Rosja wygrała na wojne kaukaską. Teraz Ameryka musi dokończyć stawianie tarczy i co najważniejsze, wspólnie z sojusznikami doprowadzić do przyjęcia Gruzji i Ukrainy do Sojuszu Pólnocnoatlantyckiego. Z błędów należy wyciągać wnioski. Łatwiej zapobiegać, niż leczyć.
Instalacja tarczy była do przewidzenia. Umowa zostałaby podpisana i tak, ale za kilka miesięcy. Mniej było po prostu targowania. Teraz Polsce i Stanom Zjednoczonym bardzo zależało na ogłoszeniu tego już teraz. Wszakże propaganda jest bardzo ważna, o czym już wcześniej pisałem. Polska dyplomacja wybrała kurs konfronatycyjny. Moskwa na pewno się nie przestraszy. Na całe szczęście nie grozi nam to, co Tblisi. Mimo wszystko nie sądzę, by Polacy wpadli na pomysł odbijania Kaliningradu.
Wydarzenia gruzińskie bardzo dużo zmieniły.
Tylko krótkowzroczny polityk nie zauważyłby, jak niebezpieczna stała się Moskwa, która dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak jest potężna.
Inne tematy w dziale Polityka