"Jeśli NATO przyjmie dla Gruzji plan na rzecz członkostwa (tzw. MAP), Rosja zerwie wszelką współpracę i kontakty z sojuszem" - oświadczył stały przedstawiciel Rosji przy Pakcie Północnoatlantyckim Dmitrij Rogozin w wywiadzie dla francuskiego "Le Monde". Samego Rogozina trudno traktować poważnie. To typ nacjonalisty i radykała. Przy okazji tarczy antyrakietowej był uprzejmy przypomnieć Polsce, jaki był jej los, gdy stała na linii konfrontacji w czasie dwudziestolecia międzywojennego. Rogozin w kwestii tarczy mógł wypowiadać jedynie własne zdanie, Siergiej Ławrow - jak na Ministra Spraw Zagranicznych przystało - był delikatniejszy. Rogozin trafił na czołówki gazet, nie dzięki swojej pozycji, a retoryce. Co z tego, że sobie pogadał, skoro liczą się czyny, a nie słowa?
Tym razem może być inaczej. Po pierwsze - to nie był luźny wywiad dla zachodnich gazet, a oficjalne stanowisko. Jest to sygnał dla Europy od rządzącego estabilishmentu - MAP dla Gruzji = zerwanie stosunków NATO-Rosja. Dmitrij Rogozin jest stałym przedstawicielem Rosji przy Sojuszu Północnoatlantyckim, dlatego tym razem należy potraktować poważnie jego zapowiedzi, a jedoncześnie przyznać Gruzji MAP. Sojusz musi pokazać, że jest zdolny do czegoś więcej, niż politycznych deklaracji. Rosjanie - w swoim mniemaniu - wracają do gry. Jeżeli okaże się, że odwaga jest dobrem niedostępnym dla zachodnich przywódców, to znajdziemy się w nieprzyjemnej sytuacji, gdy Rosja może nakazywać nam, co mamy robić. Nawet jeśli Rosjanie zerwą stosunki z NATO, to nic to praktycznie nie zmieni. To mała konsekwencja. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest to sonda, mająca sprawdzić, na ile Sojusz Północnoatlantycki jest skonsolidowany. Rosjanie mówią: "sprawdzam". Taka prowokacja w radzieckim stylu. Nawet jeśli Gruzja dostanie MAP, to Rosjanie mają już przygotowane następne ruchy. NATO, jeśli nie chce zupełnie stracić twarzy, musi MAP przyznać, chociaż szczerze wątpię, by Gruzja spełniała wojskowe kryteria.
O ile Rosjanie wkalkuliwali już sobie, że za cenę uzyskania Osetii Południowej i Abchazji, mogą przyspieszyć proces integracji Gruzji z NATO (dlatego m.in.niszczą infrastrukturę wojskową), o tyle z Ukrainą nie jest to takie przesądzone. Czy to przypadek, że teraz doszło do rozłamu w obozie "Pomarańczowych"? Gruzińskie społeczeństwo jest nastawione obecnie antyrosyjsko, ukraińskie - nie. Tam nadal istenieje Partia Regionów, a po ostatnich wydarzeniach wzrastają szanse Janukowycza w wyborach prezydenckich. Rosja ma realne instrumenty oddziaływania na Kijów. Zresztą - obecna sytuacja jest ewidentnym ukaraniem Wiktora Juszczenki za jego progruzińską postawę. To przecież Tymoszenko oskarżała go wcześniej o dążenie do porozumienia z Partią Regionów, „co byłoby przekreśleniem dziedzictwa pomarańczowej rewolucji”. Jak się okazało - Moskwa (i Janukowycz) świetnie rozgrywają różnice interesów między prezydentem, a panią premier. Wszystko idzie, jak po sznurku, co widać po oświadczeniach europejskich państw. Mówią one, że Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO (ani nie dostanie MAPu), dopóki sytuacja polityczna będzie tam niestabilna. Bez porozumienia w obozie pomarańczowych - będzie to raczej niemożliwe, bo trudno przypuszczać, by krok w kierunku Europy zrobił przywódca opozycji - Wiktor Janukowycz. Architektem kryzysu jest Julia Tymoszenko, która w ten sposób chce ogranicza znaczenie Juszczenki. W tej grze interesów wszystko idzie po myśli Moskwy. Tymoszenko popełnia błąd, bo wkrótce uświadomi sobie, że stanowisko prezydenta, który ma ograniczone kompetencje, nie jest już takie kuszące, jak wcześniej.
Unia Europejska zamierza wysłać do Gruzji siły policyjne. Pokazuje to, jak bardzo Gruzja nie poradziła sobie w tym konflikcie. Wprowadzenie tych formacji nie poprawi położenia politycznego Tblisi, a jedynie usankcjonuje zmiany i ograniczy możliwości rosyjskie. Wysłanie ich w momencie, w którym mają się wycofać wojska rosyjskie, jest reakcją zachowaczą. Pozwala Unii wyjść z całego konfliktu z twarzą. Teraz należy tylko oczekiwać na to, jak Bruksela sypnie euro na odbudowę. O tym, że na terytorium tzw. Gruzji właściwej można umieścić siły międzynarodowe, a na terytorium Abchazji i Osetii Południowej nie, pisałem już wcześniej. Nie należy jednak tego oceniać w kategorii sukcesu, a bardziej na zasadzie standardowej procedury, która spowoduje, iż Gruzja "więcej już nie straci". Amerykanie obiecali miliard dolarów, jednak w czasie konfiltku ukazana została ich kompletna bezradność. To kolejny argument pokazujący, że z Rosją należy się liczyć.
W samej Gruzji w końcu ujawniają się róznice poglądów. Uważana za kandydata na przyszłego prezydenta, Nina Burdżandze, twierdzi, iż ostrzegała Saakaszwilego przed konfrontacją z Moskwą. Wbrew pozorom, pojawienie się różnic poglądów, dowodzi tego, że sytuacja się uspokaja. Teraz należy zadać sobie jedno pytanie - czy dojdzie do usunięcia Saakaszwilego? Na razie ma poparcie Amerykanów, o czym zapewniał go wiceprezydent Cheney.
Dick Cheney odwiedził również Azerbejdżan. Jak się okazało, tamtejszy dyktator ostudził swój optymizm odnośnie projektu Nabucco. Lekcja gruzińska jest bardzo droga. Ilham Allijew nie chce wchodzić w konflikt z Moskwą. Nie przekonały go nawet zapewnienie wiceprezydenta o bezwzględnym poparciu. Waszyngton traci wiarygodność - to też jest efekt wojny gruzińsko-rosyjskiej. Allijew mięknie za to w stosunku do Moskwy. Znacznie bardziej eksploatowany będzie rurociąg Baku-Noworosyjsk. Rosja może też znacząco wpływać na destabilizację w regionie za pomocą Górskiego Karabachu. Allijew zrozumiał, że jego sytuacja pogorszyła się. Cheney poniósł bardzo prestiżową kleskę. Kolejny nieprzyjemny symptom.
Na Federację Rosyjską jest sposób. Ma jeden, niebywale czuły punkt, gospodarkę. Jeśli Europa i Stany Zjednczone spowodują, że potencjalny konflikt skończy się dla Rosjan potężnym kryzysem gospodarczym, Moskwa nie zaryzykuje. Pozoronie mała, jak na skalę Federacji, wojna potężnie uderzyła w moskiewską giełdę. Pieniądz rządzi światem i czasami można to wykorzystać w dobrą stronę. Szkoda, że wszyscy - prócz siły zwanej wolnym rynkiem - o tym zapomnieli. Jeżeli ktoś chce nie dopuścić do ZSRR-bis, to musi działać w tym stylu.
P.S. Przez najbliższe dwa tygodnie na blogu nie będą się pojawiać moje komentarze, gdyż wyjeżdżam. Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka