American Film Festival, dzień trzeci, trzy filmy: kolejny rewelacyjny dokument, koszmar i najważniejsze wydarzenie festiwalu.
Rozpocząłem od „Wonder Woman! Nieopowiedzianej historii amerykańskich superbohaterek”. Duża pozytywna niespodzianka. Film nie tylko w sposób bardzo precyzyjny pokazujący określone zjawisko w amerykańskiej popkulturze, jego wpływ na komiksy, telewizję, kino, ale także jak można politycznie wykorzystać wizerunki superbohaterek w walce o zmianę sytuacji społecznej. Obraz idealnie pokazuje rodzący się w Stanach Zjednoczonych ruch feministyczny, którzy pełnymi garściami czerpał z popkultury, szukając punktów odniesienia, swoistych wzorów do naśladowania. Film zrobiony w bardzo dobrym tempie, chwilami zabawny, innymi wręcz wzruszający. Świetne kino!
Drugim filmem była „Komedia”. Wbrew tytułowi jednak film ten przez większą część seansu pozostaje zupełnie nieśmieszny. Właściwie dwie sceny – rozmowa bohaterów o bezdomnych oraz imitacja stylu mówienia Nicka Nolte – wywołały u mnie uśmiech na twarzy. Poza tym mamy do czynienia z najgorszego typu rodzajem, jak to ja nazywam, hipsteriady. Główny bohater tego filmu to zblazowany dwudziestoparulatek (a może i starszy), który w życiu swym nie robi właściwie nic konkretnego – spotyka się z przeintelektualizowanymi kolegami, pije alkohol, pali marihuanę. Jednak w najprostszych sytuacjach życiowych pozostaje kompletnie nieprzystosowany. Podstawowym problemem filmu, poza brakiem humoru i jakiegokolwiek tempa, pozostaje właśnie protagonista – bohater, którego nie da się polubić, pozbawiony empatii tępak, który myśli właściwie nie wiadomo o czym. Najchętniej jednak nie zastanawiałbym się nad tym dłużej i zapomniał „Komedii".
Więcej znajdziecie pod adresem:
http://kalejdoskop.wroclaw.pl/kino/american-film-festival-dzien-3.html
Młodzi dziennikarze. O wszystkim, co nas dotyczy, denerwuje i interesuje!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura