Tak ogólnie, chciałbym polecić (np. jako lekturę na Święta) zbiór opowiadań Milana Kundery "Śmieszne miłości". Jest tam kilka perełek, m.in. wariacja na "Ucztę" Platona - Sympozjon, z doktorem Havlem [który jest jak śmierć, bierze wszystko(ie)], ale właściwie nie ma tam nie-perełek. Kapitalne obserwacje.
Polecanie polecaniem, ale to jest część wariacji K-K, gdzie będziemy zmierzać w stronę tajemnicy granicy dopuszczalnej powtarzalności. Teraz coś znów o przypadkach. Malutkie fragmenciki. Dobrane z różnych opowiadań. Wcale nie najlepsze, nie najbłyskotliwsze. Ale coś mi je tutaj łączy.
Z opowiadania: "Nikt nie będzie się śmiał" z wiadomego zbioru.
Związek między nią a wydarzeniem, w którym oboje odgrywaliśmy teraz jakąś smutną rolę, wydał mi się nagle niejasny, przypadkowy niezawiniony. Zrozumiałem nagle, że to było tylko moje złudzenie, kiedy sądziłem, że sami nakładamy cugle przypadkom i kierujemy ich biegiem; że to w ogóle nie są nasze przypadki, że zostają nam raczej podsunięte gdzieś z zewnątrz; że w żaden sposób nas nie określają; że nie jesteśmy odpowiedzialni za ich drogi, że unoszą nas, a rządzą nimi jakieś obce siły; nie, nie mam na myśli nadprzyrodzonych sił nieba, ale siły samych ludzi, którzy gdy się połączą w jakiś zespół, stają się niestety sami dla siebie obcym niebem.
I co do przekonania o "naszości" lub zupełnej "obcości" przypadków, mały fragment z Sympozjonu:
Młody medyk nie posiadał jednak duszy prymitywnej; każdy stan jego ducha zawierał w sobie dialektykę stwierdzeń i negacji (...)
A oto fragment z "Siostrzyczko moich siostrzyczek":
- Sztuka musi mieć przecież swój sens! Swój cel!
- Chyba tak - odparłem.
- A więc jaki? Karty na stół!
Wzruszyłem ramionami.
- To znaczy, że pan komponuje i nie wie pan po co? - zaatakował mnie. Przecież to niemożliwe! W takim razie byłby pan oszustem. Przecież coś chciał pan chyba powiedzieć pisząc tą sonatę. Chciał pan chyba przekazać ludziom jakąś prawdę!
Nalałem sobie znowu kieliszka i łyknąłem.
- Czy też o żadną prawdę panu nie chodziło?
- Chciałem powiedzieć prawdę, oczywiście, że nie zamierzałem kłamać.
- Ale jaką prawdę? Co pan chciał powiedzieć? Przecież jeśli ja coś piszę, to dlatego, że chcę przekonać ludzi do jakiejś określonej prawdy.
- Co pan rozumie przez słowo prawda?
- Prawdę - krzyknął poeta.
- Aha, już pana rozumiem - rzekłem. Prawda to dla pana określona idea, o słuszności której jest pan z góry przekonany i którą chce pan głosić. Wystarczy utrwalić ją przy pomocy nut lub słów. Tylko, że wobec tego nie jest pan poetą ale księdzem.
- Księdzem?
- Albo nauczycielem.
Od tyłu czytaj "PLEOROMA".
Roma ---> Amor ---> Miłość
Pleo ---- Powszechna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura