kaminskainen kaminskainen
363
BLOG

Wyprawa na Rurzycę - dokończenie

kaminskainen kaminskainen Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Pamiętam, że doczłapałem do tej Chojny, i udałem się dalej do miejscowości Nawodna. W Chojnie Rurzyca była wartka, ale brudna. W Nawodnej była już dosyć podczyszczona (rzeki mają zdolność samooczyszczania, do pewnej granicy oczywiście). Zrobił na mnie wrażenie duży spadek dna doliny ku rzece: dojazd do mostku na Rurzycy jawił się niemal jak skocznia narciarska. Podobno są tam cofki i solidne zalania, bo Odra już blisko i teren raczej płaski. Rzeczka malutka, właściwie kanał wypełniony roślinnością wodną, tymi całymi zielonymi warkoczami, "włosami wodników". Pod mostkiem łowię na woblerka klenika, może trzydziestocentymetrowego - była to, zdaje się, Ryba Dnia. Zaczynam schodzić w dół rzeki i odkrywam, że jest to bardzo mocno utrudnione za sprawą gęstego, splątanego poszycia z traw i chwastów. To takie dyplomatyczne określenie czegoś, co wędkarze określają mianem "pieprzonej Mandżurii" lub podobnie. W wodzie dość liczne jaziki i kleniki, na widoku pływają takie do 20-30 centymetrów. Nie wytrzymuję i odchodzę od rzeki, by dojść leśnymi ścieżkami od razu w okolice ujścia.

A miałem mapę z tymi wszystkimi ścieżkami, więc czułem się raczej mocny. Przeliczyłem się jednak - wciąż mi się zdawało, że chodzę w koło, i pewnie coś w tym było. Wiele mapowych "ścieżek" to były zarastające granice działów leśnych (tak tro się chyba nazywa). Błądziłem więc, a na dodatek zaczęła mnie gnębić migrena, która dawniej nękała mnie często w sposób potworny. Skończyło się to tak, że spałem ze trzy godziny, skulony w jakimś przypadkowym miejscu. Jak wstałem, to nadał mnie głowa bolała, ale dało się już chodzić. Wyszedłem gdzieś tam na szosę, wieczór już się robił. Ostry marsz szosą - no i dochodzę do mostku przy ujściu Rurzycy, mojego celu wyprawy. Pytam wędkarza, czy był tu pewien wędkarz imieniem Michał i czy zostawił dla mnie jakąś wiadomość. Owszem, był Michał i powiedział, żebym leciał na stację kolejową. Lecę więc, mam ładnych parę kilometrów, choć sądzę, że w "dyszce" się mieściłem. Idę szosą, potem jakąś leśną drogą, mijam staw z wieczornymi oparami mgieł - bardzo przyjemnie, no i w końcu ta mapa się przydała. Dotarłem do stacji gdzieś na dziesięc minut przed odjazdem ostatniego pociągu do Szczecina - więc przynajmniej to mi się udało, przynajmniej nie musiałem koczowac do rana w polu czy na dworczyku kolejowym...

Michał, okazało się, łowił na dolnym odcinku bardziej uparcie i konsekwentnie - no ale on nie miewał migren, a poza tym był tam wcześniej. Jakieś tam nieduże jazio-klenie złowił. Najlepiej wspomianł odcinek, na którym mała rzeczka Rurzyca przechodziła płynnie w szerzej rozlany, leniwie płynący kanał-estuarium. Pływały tam piękne klenie, i przez kolejne lata wracaliśmy do tematu i rozważaliśmy, jak, kiedy i na co będziemy te klenie z Rurzycy łowić (była m.in. opcja, że z pontonu i na muchę). Ale oczywiście już nigdy tam nie pojechaliśmy.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości