Kancermeister Kancermeister
150
BLOG

Deser cierpienia

Kancermeister Kancermeister Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

Większość z nas zna to uczucie. Kiedy pod koniec proszonego posiłku, kiedy już czujemy, że nic się nie zmieści, wnoszony jest deser. Nagle okazuje się, że jednak jest miejsce i cały nasz zmysł smaku pogrąża się w zwieńczeniu uczty. Tradycja cukiernictwa odnotowała, że kiedy pierwsze dzieło Franza Sachera przybyło na stół gości księcia Metternicha, po jego spróbowaniu zapadła całkowita cisza. Gościom dosłownie odebrało mowę i całkowicie pogrążyli się w konsumpcji.

Śmierć na krzyżu jest takim właśnie deserem. Deserem cierpienia. Skazaniec może sobie wyobrażać, że cokolwiek wie o ukrzyżowaniu. Być może wielokrotnie był jego świadkiem, stał w pierwszym rzędzie, drwił z ukrzyżowanych. Jednak osobiste uczestnictwo jest najstraszliwszym z zaskoczeń.

Historia

Ukrzyżowanie jest zabiegiem wypracowanym. Wzięło się z uważnej, chłodnej obserwacji innych skazańców i z chęci zadania im jak największego bólu. To prawdziwe dzieło Szatana. Zaczęło się od obdzierania ze skóry. Skazaniec jest wówczas przywiązany do ramy, przypominającej trochę dzisiejszy trzepak. Obdzieranie zawsze zaczynano od łopatki, ponieważ skóra nad nią nie jest przytwierdzona do znajdującej się poniżej kości. Oprawca wykonuje półksiężycowate nacięcie, wsuwa tępo zakończony hak pod skórę i szarpie, wyrywając z ciała płat skóry. To jeszcze nie boli tak bardzo. Dopiero umiejętne cięcia po bokach nie dopuszczając do rozerwania się płata, kierują w dół, gdzie skóra jest przyrośnięta do mięśni i gdzie jej odrywanie jest prawdziwą kaźnią. Stojące obok wiaderko ze słoną wodą pozwala na usunięcie krwi i tamowanie jej wypływania z ciała. Zaobserwowano, że skazaniec, nawet ze spódniczką [1], stara się za wszelką cenę utrzymać na nogach, jakby zwisanie na rozpostartych rękach sprawiało mu większy ból niż sama kaźń. Jednak nie zawsze się tak działo. Tylko niektóre sposoby związania sprawiały szczególny ból.

Rozpoczęto eksperymentowanie, jaka pozycja skazańca przysparza mu największego cierpienia. Początkowo stosowano sznury i ramy, później stojak, przypominający literę X, czyli to, co dzisiaj nazywamy krzyżem św. Andrzeja. Urządzenie to powstało w Azji Mniejszej i było stosowane nawet wówczas, gdy Rzymianie zmienili kształt krzyża tworząc to, z czym kojarzy się nam do dziś. Ostatecznie krzyż przybrał kształt litery T. Taka konstrukcja okazała się najbardziej ekonomiczna.

Do naszych czasów zachowało się kilka świadectw. Dionizy z Halikarnasu (60-7 p.n.e.) opisał, jak prowadzono skazanych na ukrzyżowanie na miejsce egzekucji. Użył tu greckiego słowa xylon (ξύλον) na określenie poziomej belki poprzecznej („patibulum”) używanej w rzymskich ukrzyżowaniach; opisując, jak przywiązywano do niej ręce skazańca (χεῖρας ἀποτείναντες ἀμφοτέρας ςμφοτέρας [...] προσδήσαντες) chłoszcząc go w drodze na miejsce egzekucji. [2]

Józef Flawiusz (37-94), żydowski historyk, używając greckiego dosłownie określenia σταυρός opisał oblężenie Jerozolimy w 70 n.e. Opowiedział, że Żydów złapanych poza murami miasta „najpierw chłostano, a następnie torturowano wszelkiego rodzaju torturami, zanim umarli, a potem zostali ukrzyżowani przed murem miasta". [3]

Lucjan z Samosaty (121-180) w swoim Sądzie Samogłosek oskarżenie τ (tau) o kradzież podpiera zarzutem, że swoim kształtem dostarczyła tyranom pomysłu, jak skonstruować σταυρός.

Również wielu pisarzy chrześcijańskich jeszcze przed Konstantynem [4] opisuje krzyż w formie, jaką znamy do dzisiaj.

Początkowo ręce przywiązywano sznurami, przygważdżając tylko stopy. Było to oszczędniejsze, ponieważ gwóźdź był do XIX wieku rękodziełem. Zrobienie gwoździa wymagało kowala i zajmowało, zależnie od doświadczenia, od 5 do 15 minut. Potrzebna była też specjalna stal, która powinna być odpowiednio twarda i odporna na uderzenia; był to ten sam rodzaj stali, z której wykonywano pośledniejszą broń. Dlatego też były cenne, zdarzało się, że opuszczone domy palono, aby z popiołów wydobyć gwoździe. W czasach Jezusa gwoździe wyrabiano już masowo. Choć wciąż były droższe niż obecnie, to używano ich znacznie częściej. Na przykład armia rzymska pozostawiła siedem ton gwoździ, kiedy ewakuowała fortecę Inchtuthil w Perthshire w Wielkiej Brytanii w latach 86-87 n.e. Przywiązywanie rąk było skomplikowane, zdarzało się, że sznury zsuwały się i skazaniec umierał znacznie dłużej niż powinien; zamocowanie rąk skazańca było kluczowe dla tej kaźni. Toteż w końcu zarzucono sznury na rzecz gwoździ, które okazały się znacznie skuteczniejsze.

imageTrzonek gwoździa miał przekrój kwadratowy, zwężający się ku końcowi, którego nie ostrzono, dzięki czemu przebijane drewno się nie rozszczepiało. Obecne ostre zakończenia to skutek pracy gwoździarki. Doświadczony stolarz wie jednak, że w przypadku cienkiego i łatwo łupliwego kawałka drewna, dobrze jest stępić gwóźdź uderzeniem młotka. Wbijanie gwoździa powoduje rozrywanie włókien drewna, które nachylają się zgodnie z jego kierunkiem ruchu. Rozerwane końce włókien są przyciskane do gwoździa sprężystością drewna i dodatkowo przytrzymują go w otworze. Podczas jego wyjmowania, te same końce włókien są wyginane w drugą stronę, a ponieważ dookoła brakuje miejsca, powoduje to ich deformację. To dlatego wyjmowanie gwoździa wymaga większej siły niż jego wbicie, o ile oczywiście został umieszczony w drewnie, a nie w innym materiale, w którym oddziałują na niego jedynie siły sprężystości.

Wykonanie

Wobec skazanego na krzyż stosowano chłostę. Osłabiała skazańca i wprowadzała go w stan wstrząsu. Przed chłostą zdzierano ubranie, którego potem już nie zakładano. Następnie prowadzono go na miejsce kaźni. Znajdowało się w pobliżu gromadzenia się ludzi, najczęściej przed bramą miejską. Były już tam przygotowane pale wbite w ziemię; używano ich także do innych celów, podobnie jak późniejszych pręgierzy. Pionowy słup miał około dwóch metrów wysokości.

Skazaniec niósł na ramionach narzędzie swojej męki. Była to drewniana belka o wymiarach około metr osiemdziesiąt długości, 7-8 cm grubości i 12-13 cm szerokości. Ważyła 15-20 kilogramów [5]. Kat obrabiał ją z grubsza toporem, a w środku żłobił wpust pasujący do części pionowej. Wiązano przeguby rąk więźnia sznurem, tak że pomiędzy dłońmi pozostawało trochę wolnej przestrzeni. Belkę umieszczano na prawym ramieniu skazańca w ten sposób, że obejmowały ją ręce. Połowa jej wystawała z przodu a pozostała część zwisała z tyłu. Dzięki temu, nawet jeśli belka zsunęła się z barków skazańca, jego ręce nadal ją utrzymywały. Były też inne metody wiązania: na karku i za łokcie lub skośnie na plecach. Na szyi skazaniec niósł tabliczkę, na której widniała sentencja wyroku.

imagePo przybyciu na miejsce belkę zdejmowano ze skazanego i kładziono za jego plecami. Oprawca chwytał skazanego za ramię i przewracał na nią tak, aby szyja wylądowała na jej środku. Pomocnicy przyklękali z obu stron ręki i przyciskali ją płasko do belki. Oprawca odnajdywał na nadgarstku małe wgłębienie i wbijał w to miejsce gwóźdź. Następnie przybijano drugą rękę.

Jeżeli gwoździe wbito by w dłonie, ciężar ciała musiałby się utrzymać na więzadłach międzypaliczkowych i rozścięgnach dłoniowych. Są to dość mocne struktury (czego najlepszym dowodem jest możliwość podciągania się na rękach), ale jednocześnie elastyczne i łatwe do rozcięcia. Ówczesne gwoździe nie miały przekroju okrągłego, ponieważ były kute przez kowali. Miały cztery ostre krawędzie i szarpiący się w agonii skazaniec szybko by się uwolnił. Sznurów też już nie stosowano. Rzymianie, po ukrzyżowaniu jeńców z armii Spartakusa, doprowadzili tę kaźń do perfekcji.

Wbity gwóźdź przechodził przez nadgarstek pomiędzy kością księżycowatą, główkowatą i łódeczkowatą. Rozpychając się w ranie miażdżył nerw pośrodkowy wywołując stan podobny do ostrego zespołu cieśni nadgarstka. Ci, którzy na to chorowali, mogą sobie wyobrazić ten stan. Ręka, od czubków palców aż do łokcia zostaje zalana bólem podobnym do porażenia prądem. Natężenie tego bólu wyklucza jakiekolwiek próby uwolnienia się i jest pierwszym ze straszliwych zaskoczeń, jakie oczekują skazańca.

imagePomocnicy chwytają za końce belki i wpasowują ją w otwór przygotowany w stojącym palu. Belka z wiszącym skazańcem osuwa się w dół, wchodząc w przygotowane miejsce. Oprawca przybija tabliczkę z wyrokiem łącząc tym samym gwoździem belkę i stojący słup. Następnie schyla się i przygważdża stopy do pionowego słupa. Jeżeli nogi zostałyby zbyt naciągnięte, skazaniec umierał zbyt szybko. Nadmierne uniesienie nóg także drastycznie skracało życie. Wymagało to doświadczenia.

Gwóźdź przebijał obie stopy umiejscawiając się pomiędzy pierwszą a drugą kością śródstopia. W tym miejscu przechodzą także odgałęzienia przyśrodkowe nerwu podeszwowego. Jego podrażnienie wywołuje kurcz, wpierw stopy, później łydki i wreszcie całej kończyny dolnej. Taki właśnie ból aż do śmierci będzie odczuwał ukrzyżowany, któremu przygwożdżono stopy do krzyża.

Skazaniec zawisa na gwoździach wbitych w przeguby rąk. Skurcze obejmują jego przedramiona, ramiona, barki i mięśnie piersiowe. Rozciągnięta klatka piersiowa uniemożliwia wydech. Zalegające w płucach powietrze stopniowo przesyca się dwutlenkiem węgla i w organizmie narasta kwasica metaboliczna. Skazaniec zaczyna odczuwać taki ból, jakby całe jego ciało płonęło. Wszystko, kości, mięśnie, naczynia krwionośne, skóra — zdają się objęte jednym straszliwym bólem. Dlatego dźwiga się na przebitych nadgarstkach i kościach stóp, co umożliwia mu zmianę pozycji i wykonanie kilku płytkich oddechów. Nie trwa to jednak długo. Kurcz wszystkich kończyn doprowadza do całkowitego wyczerpania mięśni i skazaniec obsuwa się w dół. I tak to trwało. Napędzany bezlitosnym bólem, skazany czołgał się po krzyżu w górę i w dół.

Skazaniec jest całkowicie nagi. Żaden ubiór nie utrzymałby się na ciele przy takich poruszeniach. Nie ma żadnego płótna udrapowanego na biodrach. Jedynym co przesłania jego nagość są roje owadów, które obsiadają skórę, aby korzystać z łatwej uczty. Ich ciągłe ukąszenia wywołują nieznośne swędzenie. Oczy zdają się wychodzić z orbit. Ból głowy rozsadza czaszkę. Otoczenie wydaje się wirować w jakimś obłędnym wirze. Suche wymioty raz po raz wstrząsają ciałem. Pot leje się strumieniami. Powietrze rani wyschnięte gardło. Ciągłe ruchy w górę i w dół. Kolana zwierają się i rozwierają. Pośladki przywierają do twardego drewna. Jest w tym jakaś drwina z seksualności. Coś niebywale wyuzdanego i lubieżnego tkwi w tych ruchach skazańca. Otoczenie drwi: „Patrzcie jak mu dobrze”. Skazaniec nagle pojmuje — jest zupełnie sam. Kto nie utkwił w pułapce krzyża, nie jest w stanie go zrozumieć. Obcy czy znajomy, staje się nieskończenie odległy. Nawet oprawcy tego nie pojmują. Umierający na krzyżu jest całkowicie samotny.

Omdlenia pojawiają się i znikają. Powrót do przytomności jest straszny. Serce zdaje się wyskakiwać z piersi. Gwoździe wywiercają sobie łożyska. Piłują kości. Coraz więcej bólu. Żadnego otępienia. Spuchnięte więzadła nie są w stanie utrzymać kości. Stawy rozstępują się. Ciało zawisa na mięśniach i ścięgnach. Kręgosłup wydaje się pękać. Skazańcowi wydaje się, że coś mówi, ale tylko mamle bez wydawania głosu. Spuchnięty język wychodzi z ust. Gardło jest suche jak wiór. Ślina wypływa soplami na ziemię. To, co kiedyś przeżył, wszystko, co było przedtem jawi się jakimś odległym snem bez treści. Istnieje tylko cierpienie. Zdaje mu się, że trwa w nim od wieków.

Słońce dotknęło już horyzontu. Widzowie zaczynają się rozchodzić. Oprawca skinął na pomocników. Czas na crurifragium. Uderzenie młota łamie piszczele. Skazaniec wyje. Rzęzi. Daremnie próbuje się podnieść. Połamane kości dziurawią ciało. Otwarte złamanie. Drgawki. Ból potęguje się w nieskończoność. Straszliwe przerażenie. Nadciąga ciemność.

__________

  1. Spódniczka powstaje wtedy, gdy oddarte płaty skóry zwisają wokół pasa. Spódniczkę robi się po to, aby móc obciążyć dodatkowo płaty, bo wówczas każdy ruch skazańca przysparza mu dodatkowego cierpienia. Dodatkowo orzeczone wypalenie oczu, kastrowanie czy kaleczenie podeszew zaczynało się dopiero od zrobienia spódniczki.
  2. Ponieważ w języku greckim nie ma konkretnego słowa na określenie tego, co po łacinie nazywało się patibulum, wydaje się możliwe, że słowo „σταυρός” oznacza słowo „σταυρός” zastosowane u ewangelistów do tego, co sam Jezus lub Szymon Cyrenejczyk zaniósł się na miejsce egzekucji. „Jeśli możemy przyjąć pewność ukrzyżowania Jezusa jako dane historyczne, co możemy powiedzieć o sposobie jego śmierci?… Pomimo skąpości i dwuznaczności dowodów, Martin Hengel proponuje podsumowanie rzymskiego procedura ukrzyżowania. Miało ono obejmować wcześniejszą chłostę, po czym ofiary zwykle zmuszano do niesienia własnych belek poprzecznych na miejsce egzekucji, gdzie były przywiązywane lub przybijane do krzyża z wyciągniętymi, uniesionymi rękami i, być może, siedząc na małym drewnianym kołku (Hengel 1977: 22–32)” [Markus Bockmuehl, The Cambridge Companion to Jesus. Cambridge University Press, 2001, strony 90–91].
  3. προβασανιζόμενοι τοῦ θανάτου πᾶσαν αἰκίαν ἀνεσταυρούντο του τείχους αντικρύ [...] προσήλουν δὲ οἱ στρατιῶται δι' ὀργήν καὶ μίσος τοὺς ἁλόντας ἄλλον ἄλλῳ σχήματι πρὸς χλεύην (Wojna żydowska, 5:11 [449-451])
  4. Świadkowie Jehowy uważają, że Jezus został stracony na prostym pionowym palu, twierdząc, że krzyż był promowany jako symbol chrześcijański za panowania cesarza z IV wieku, Konstantyna Wielkiego.
  5. Wyliczone na podstawie ciężaru właściwego drewna oliwnego: 990 kg/m³.

Gdybym był racjonalistą, mógłbym upierać się, że Wszechświat jest obiektem Boltzmana, nieuchronnie powstałym w odwiecznej próżni. Co jest łatwiejsze: być czarownikiem i wierzyć w Jedynego, czy być racjonalistą i wierzyć w samorództwo?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo