Jedni twierdzą, że to dlatego, iż w Japonii, podobnie jak w zeszłym roku w Montrealu, nie było "wysysającego" z niej zainteresowanie czymkolwiek innym, jej drugiego trenera oraz sparingpartnera. W związku z czym, tak jak w Montrealu, trenowała ze swoją przyjaciółką, Karoliną Woźniacką.
Inni, że pomogło zastąpienie, obecnego w jej teamie podczas tournee amerykańskiego, australijskiego osteopaty (proszę sprawdzić, co ten termin oznacza) przez, być może nie mogącego, jak Maciej Synówka, otrzymać zgody na pracę w USA i Australii, Krzysztofa Guzowskiego. Z jego zestawem gumowych ekspanderów oraz innych, piekielnych narzędzi tortur z sali gimnastycznej. A także z naszymi, tradycyjnymi i osławionymi masażami, maściami, proszkami oraz pigułami.
Nie wiem kto ma rację, bo może chodzi jeszcze o coś innego, ale koincydencja z zeszlorocznym, jedynym triumfem w turnieju kanadyjskim, przynajmniej w pierwszej z opisanych plotek, jest dla mnie zastanawiająca.
Tak, turniej w Tokio to turniej czwartej klasy, ale nie czwartorzędny. Najważniejsze pod względem prestiżu, punktacji i pieniędzy są 4 tunieje wielkoszlemowe, potem cztery turnieje Premier Mandatory - Indian Wells, Miami, Madryt i Pekin, z kolei 5 turniejów Premier 5 - Dubaj, Rzym, Montreal, Cincinatti i rozpoczynający się już dzisiaj (Agnieszka gra w pierwszej rundzie z Venus Williams już jutro) turniej w Wuhan. Dopiero na czwartym miejscu jest 12 turniejów Premier, w tym tokijski Toray Pan Pacific Open.
Liczy się jednak nie tylko ranga turnieju, ale zestaw przeciwniczek, bo w dużo wyżej punktowanych czasami los znacznie bardziej sprzyja, oraz styl zwycięstwa. A ten był przedni. Agnieszka wygrała aż z trzema zawodniczkami z pierwszej 20 rankingu, Pliskova - 11, Svitolina - 16 oraz Bencic - 15. Z tą ostatnią regulując w bezdyskusyjny sposób niezapłacony rachunek (przede wszystkim trzeci, przegrany set do zera) z tegorocznego finału w Eastbourne.
A warto pamiętać, że do tego turnieju, w tym roku, udało jej się wygrać z kimś z pierwszej dwudziestki tylko raz. Pozostałych sześć spotkań to były, przeważnie sromotne, porazki. W dodatku pokonane w Tokio dziewczyny to tzw. młode, gniewne i ambitne, które właśnie ten sezon mogą zaliczyć do otwierających ich wielką karierę w czołówce.
W ich więc wypadku, "wypalenie" w koncówce sezonu, zarówno fizyczne (granie "na oparach"), jak psychiczne, raczej odgrywa mniejszą rolę, niż u starszych zawodniczek.
Dobrze, że w Agnieszce obudził się instynkt profesorski i, zwlaszcza w meczach z Bencic, a wcześniej głównie ze Svitoliną (obie to w jakimś tam stopniu, jeśli o styl chodzi, "kopie" Agnieszki), pokazała jak im wiele do najlepszych i najzdolniejszych brakuje. Plasując nie tylko te dziewczyny, ale przede wszystkim siebie, na odpowiednim miejscu w rankingu nie tyle punktów, co talentu i możliwości.
Mecz z Bencic (6:2, 6:2) to było najlepsze spotkanie Agnieszki w turnieju oraz jeden z najlepszych meczów w karierze Polki, jaki oglądałem. Przede wszystkim dlatego, że Szwajcarka nie dała Agnieszce takich forów, jak zmęczona Venus w zeszłym roku w Montrealu, nie obdarowała ją tyloma błędami, co Pliskova i Svitolina, lecz zmusiła do jeszcze lepszej gry, niż z Cibulkową w półfinale. Mimo piątego występu w zawodach, Aga miała jednak nadal znakomitą dynamikę poruszania się po korcie, w niektórych wymianach wręcz zabiegała młodszą rywalkę, a precyzyjna gra, od jej dawnego, najlepszego schematu (20 winnerow, 5 niewymuszonych błędów) rózniła się tym, że ilość tak błędów, jak piłek wygrywających wzrosła.
Czyli co, skladamy jak najbardziej zasłużone gratulacje i już jest wspaniale? To pierwsze na pewno, to drugie niekoniecznie. W tym roku najważniejszy będzie Pekin, nie tylko dlatego, że to tam się najprawdopodobniej rozstrzygnie, czy Agnieszka zakwalifikuje się do Turnieju Masters w Singapurze. A w walce o 3-4 miejsca pozostaje wciąż kilka zawodniczek i będzie ona niezwykle zacięta do samego końca.
Pekin będzie bardzo ważny z jeszcze innego powodu. Pokaże nam czy turniej tokijski był, może bardziej efektowną pod względem zestawu pokonanych, ale jednak tylko powtórką z zeszłorocznego Montrealu, czy zaszły już takie zmiany, na przyklad w treningu podczas turniejowej trasy, a przede wszystkim w mobilizacji, że możemy zacząć mieć realne nadzieje na coś więcej, na przykład podczas przyszlorocznego Australian Open.
Inne tematy w dziale Sport