No i stało się. Najpierw haniebnie poległ Zbyś Załatwiacz, a dziś do wycinki wysłano Drzewka. Gnojowica narodowa zabulgotała i zatrzęsła się ze zgrozy, wciągając kolejnego kandydata, prymitywy internetowe pieją z zachwytu, bo "elyta" okazała się tak samo zakłamana i nieuczciwa, więc można ją zwlec z piedestału i wytrzeć nią gumofilce z ekskrementów, a Jewsweek pyta: jak wyjdzie na tym Donek? Ano, nie wiadomo jak wyjdzie.
Salonowcy podejrzewają, że Donek czeka na wypowiedź szamanów od opinii publicznej, nie wiedząc, czy do kompletu ma też wysłać na gilotynę Robespierre'a-Kamińskiego, czy może zostawić go w spokoju, bo opinia p. weźmie to za jakieś totalitarne zapędy. Sam Drzewek najwyraźniej zasugerował się sienkiewiczowskim "kończ waść, wstydu oszczędź" i zamiast kompromitować się jeszcze bardziej, niczym Kmicic odsłonił się by dostać od Wołodyjowskiego-Donka w łeb. Jak to mówią, life's a bitch. Nie żeby się o ten cały cyrk nie prosił - było się zastanawiać jak ten menel, co to się zataczał, głośno zastanawiając się "Idę... Albo nie idę!", czy należy wydusić z Rysia i jego znajomych czterysta sześćdziesiąt baniek na Euro, czy nie?
Anyways, świetny dowcip z Jewsweeka, cite: "(...)najważniejsi gracze na scenie politycznej traktują aferę hazardową jako początek kampanii prezydenckiej. Początek dla Tuska bardzo niekorzystny, zawiera jednak element optymistyczny. Bo jeżeli ta afera nie zaszkodzi jego pozycji hegemona (podkr. moje) w wyścigu prezydenckim, to znaczy, że nic już mu nie zaszkodzi." Cytując teraz, tak dla odmiany, "Kajka i Kokosza": "Niech co Wielki Hegemon?!" Odpowiedzi możemy nie usłyszeć, bo tzw. twardy elektorat PO właśnie się kruszy i cienko śpiewa.
Nie powiem - zajebisty mamy rząd. Albo nic nie robi, albo się kompromituje. Dobrze chociaż, że czasami przynajmniej nic nie robi, zamiast kompromitować się co krok, ale teraz chyba dał dupy tak, że starczy kompromitacji do końca kadencji. Kiedy on by nie nastąpił, a nie mogę pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że to trochę potrwa. U nas bowiem tradycje demokratyczne są żadne i rząd nie podaje się do dymisji z przyczyn honorowych - raczej dlatego, że dostał votum nieufności od krańcowo wkurwionych posłów, albo dlatego, że nabzdyczony sułtan który nie miał być premierem ubzdurał sobie, że skoro frankenkoalicja skrzypi i rozłazi się na szwach, to ludzie będą chcieli głosować tylko i wyłącznie na jego partię, żeby nie trzeba było frankenkoalicji powtarzać. Niech się cieszy, że skończył na zaszczytnym drugim miejscu, w państwie z lepszymi tradycjami demokratycznymi zostałby słusznie zapomniany. A Donek? Donek, niczym orkiestra na Titanicu, choć tonie, to dalej radośnie gra.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka