Platforma trzęsie portkami, bo Mariusz Kamiński prawdopodobnie ma na nią tyle teczek, co UB na Solidarność. Jednocześnie, tygodnik Jewsweek donosi, że cała ta draka miała na celu skompromitowanie jednej jedynej osoby i bynajmniej nie jest nią Donek-Teflonek. Oto obiektem polowania miał być nie kto inny, jak Grzesiu Schetyna, jako osoba aktywna w tak zwanym biznesie. Donek panicznie boi się biznesmenów, chyba tylko z tego powodu, by nie być widzianym wspólnie z takim np. Gudzowatym czy Kulczykiem, których jedni mają za geniuszy finansowych, a ciemny lud za złodziei. Grzesiu natomiast, jako spec od biznesu, bywa widywany tu i ówdzie, na ten przykład z niesławnym już Rysiem S., co jakoś mu nie przeszkadza.
Cały ten absurd nie byłby tak rozdmuchany, gdyby oprócz noszenia materiałów do premiera, prezydenta i prokuratury, komisarz Kamiński nie nosił ich również do prasy. Jak już raz powiedziałem, aferę mielibyśmy wtedy, gdy kogoś wyprowadzonoby w kajdankach. To, co obserwujemy teraz, to zaledwie propagandowa bździna i przepychanka u koryta. Obydwie strony kompromitują się po równo - PO jest umoczone w lewe geszefty, a PiS rękami CBA jeszcze bardziej ten muł mąci, wynosząc co smakowitsze kawałki do różnorakich organów prasowych, na ten przykład do Buraka, przepraszam, Rzepy. Stąd moje przewidywanie, że jeżeli publika nie nabierze się na wdzięki Donalda, to w następnych wyborach do koryta ponownie dopcha się SLD - tym razem już w nowym, odświeżonym składzie, bez takich gwiazdorów jak Janik czy Miller. Skąd ten wniosek? Polacy boją się Kaczyńskich, tak jak za Rewolucji Francuzi bali się Robespierre'a. Motywacja dobra - oczyścić kraj z korupcji i układów - ale wykonawca jest kompletnym psycholem, którego należy gdzieś zamknąć albo skrócić o głowę. Demo mieliśmy cztery lata temu - irytujące, nieustające szczekanie, "ja stoję tu, a tam stało ZOMO", nieskoordynowane ruchy polityczne, dyplomatyczne i gospodarcze, a kraj nie zmienił się na lepsze, tak czy owak. Dziś pełnej wersji tego "programu" nikt nie kupi, bo już wszyscy wiedzą, czego się po tym panu spodziewać. "Spełnionych" obietnic ("Nie będę premierem, jeśli mój brat będzie prezydentem!", "Nie będzie koalicji z Samoobroną!", "W rządzie nie będzie byłych członków PZPR!") przypominać nie muszę, bo wszyscy je znają i wszyscy również wiedzą, co z nich wynikło. Cytując Cygana - "Oszukali nas, banda złodziei, decydentów polskich..." Ale uspokajam - taka natura polityków w tym chorym kraju i wszędzie indziej zresztą też.
Wszelkie polityczne przepychanki w ostatnim czasie to żadna walka o dobro Polski, a zwykła przepychanka u koryta i kiełbasa wyborcza. Towarzycho robi nas w przysłowiowego balona, a my jeszcze stoimy i im klaszczemy, myśląc, że bronimy uczciwości pana z CBA czy sprawiedliwości wobec panów z PO, których oskarża się bez twardych dowodów. Dajmy sobie spokój, ci wszyscy ludzie nie są warci stanowisk, na które ich wybraliśmy.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka