Oto Mariusz Kamiński miał odwagę (bo dzielny albo głupi, sami zdecydujcie) wsadzić kij w beczkę z gnojowicą nazywaną "ustawą hazardową". Zrobił się ferment, zamęt, paru polityków zostało zmuszonych do dymisji (to są Polacy, sami koryta nie puszczą), a całą sprawę natychmiast okrzyknięto fikcją, lichą bździną i przepychanką u koryta. Na szczęście "afera" miała drugi, znacznie ważniejszy skutek: wreszcie głupi ciemny lud zauważył oczywistą oczywistość, czyli fakt, że automaty do hazardu to pralnia mafijnego szmalu i kolosalny przekręt. Pytanie tylko - dlaczego dopiero po sześciu latach?!
"Salony gry" zaczęły we Wolsce wyrastać jakoś tak u schyłku rządów SLD, czyli cztery-pięć lat temu. Jakby politycy czasami podróżowali po naszym mieście stołecznym, a nie tylko kryli się na Wiejskiej, zobaczyliby to cholerstwo porozstawiane gdzie popadnie i jak popadnie - dwa w monopolowym, cztery w PRLowskiej budzie po kwiaciarni, jeszcze cztery w ciasnym lokaliku obok lumpeksu. I, oczywiście, skumaliby że coś tu jest mocno nie tak. Takiemu np. sułtanowi z Żoliborza oczy same by się zakręciły jak te bębny z symbolami, aż w końcu zaświeciłby w nich napis "SZNUR NA SLD". Niestety - sułtan z Żoliborza jest opóźniony światopoglądowo o ponad dwadzieścia lat i bardziej zajmował się egzorcyzmami na duchach PZPR oraz polowaniem na rzekome czarownice, gdy w tym czasie ochoczo prane przez mafię miliardy przelatywały mu z furkotem koło nosa. Donek i jego drużyna również uważali, że problema nie ma, a niektórym nawet się zdawało, że to całkiem legalny "byznes". Jaki on legalny, właśnie się okazało - oto prokuratura pofatygowała się do dwóch "specjalistów od certyfikacji", którzy na bezczelnego wpuszczali do obrotu lewe automaty. A cała draka tylko dlatego, że Mariusz Kamiński szukał wyborczych haków na dona Grzegorza. Oczywiście, wcześniej najprężniejsza służba wywiadowcza w Polsce, czyli media, robiła reportaże ostrzegające, że coś tu śmierdzi, ale jako że niektórzy uznawali autorów za "nieprawomyślnych", bo byli z "WSI24", to mogli sobie panowie dziennikarze wołać. Na puszczy.
Innymi słowy, nie ma tego złego, co by na dobre (zależy komu) nie wyszło. I co z tego, że Platforma może potencjalnie zostać oderwana od koryta? Grunt, że Polacy mają świadomość, czym pachnie to jednorękie bandyctwo, a policja i prokuratura biorą się do roboty. Lepiej późno niż wcale.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka