Tym razem przerwa od tematyki politycznej. Na dobry początek, werbalizacja kurwicy pod adresem mojego dziekanatu. Magistrem jestem od niemal równo trzech tygodni, ale co się dzieje z moim dyplomem, bladego pojęcia nie mam. Byłem w dziekanacie w zeszłym tygodniu, dzień dobry, mogę odebrać dyplom? Nie ma. A poza tym tu się pracuje, nie przeszkadzaj pan. A by to szlag nagły trafił.
Rzecz druga, o której mi się wspomniało w rozmowach z koleżanką Novalijką, to prywatność i ciekawostki z nią związane. Wypowiadając się o polityce, wolę swoją prywatność chronić i nie ułatwiać zadania domorosłym tropicielom (szczególnie zaś pierdolcom z działów HR różnorakich firm - pracę uważam za zło konieczne niezależnie od pracodawcy). Widziałem już takiego dzięcioła, który jeden z moich aliasów powiązał z drugim na podstawie mojej uwagi o karaluchach i dżihadzie, więc jak się towarzycho uprze, to może na mnie ciekawe brudy wykopać, czego bym sobie nie życzył. Dodatkowo, mój najczęściej używany alias jest na dobrą sprawę unikatowy (chociaż byłem w szoku tworząc wczoraj postać w D&D Online - postać o takim imieniu i nazwisku już była zarejestrowana, więc musiałem zmienić pisownię). Tak więc wszelkie efekty mojej aktywności pisarskiej wolę trzymać z dala od Salonu - jak się już wydam, to będę się tak lansował jak pani Sosenka z panią Łyżeczką, ale to poczeka. Nawet mimo faktu, że koleżanka Novalijka zachwyciła się podesłanym jej poufnie tekstem o krwiopijcy z miasta stołecznego. Pozostaję agentem tajnym do odwołania. I proszę mnie nie traktować jak Pięknego Tomasza, że oto nagle pojawią się moje fotki z zapikselowaną gębą. ;)
No i na koniec, motywacja i nuda jak cholera. Nie potrafię się zmotywować do działania i tworzenia. Jestem negatywnie nastawiony do wszystkiego po kolei i nie widzę za bardzo, jak to zmienić. A mam parę rzeczy do napisania, krótko nakreślonych na czymś, co można określić mianem żółtych karteczek (przy czym nie są one ani żółte, ani nawet nie są karteczkami). Ostatnio się zeźliłem, bo wcześniej zaplanowana seria opowiadań fantasy o skrzyżowaniu Geralta z Indianą Jonesem padła ofiarą Logiki Sedesowej (Logika Sedesowa, czego definicję powinienem spisać wkrótce, chyba że mnie ktoś uprzedzi, jest zjawiskiem, które dopada widza po obejrzeniu filmu czy też serialu, właśnie na sedesie, i polega na dostrzeganiu wcześniej pominiętych nielogiczności i dziur w fabule). O co poszło? Poszło o bardzo tajne bractwo, które bohatera ścigało przez rok i go nie ścignęło, a potem zaczęły wychodzić kolejne dziury i cała fabuła sypła się była. Artefakt zagłady schowany tak, że grupa archeologów go nie znalazła, tajne bractwo wlokące za sobą związanych archeologów nie znalazło, a główny bohater znalazł i to po tym, jak obydwie grupy stratowały miejsce wzdłuż i wszerz. Główny bohater uciekający z zakonnego przytułku dla magicznie i umysłowo chorych, unikający pościgu i korzystający z pobłażliwości swojego bardzo zasadniczego kumpla-sędziego. Sterczące z tekstu graty bliżej niesprecyzowanego przeznaczenia. Po raz kolejny stwierdziłem, że muszę rozmontować "dzieło" na części pierwsze i odłożyć na lepsze czasy. A przy okazji poszukać w systemie maila do Andrzeja Pilipiuka, bo nie korespondowaliśmy od ładnych paru lat.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości