Motto: "Ateny są jak ospały koń - powiedział kiedyś Sokrates - a ja jak giez, który próbuje go ożywić."
No cóż, może analogia między Mariuszem Kamińskim a Sokratesem jest nieszczególnie trafiona dla niektórych, ale mi się podoba. Już nawet nie obchodzi mnie przesadnie, czy cała ta szopka, którą Kamiński wyciągnął na światło dzienne, miała podłoże polityczne, czy nie. Grunt że wreszcie, podczas trzeciej kadencji od podpisania ustawy, ktoś wreszcie zwrócił uwagę na to, co zwykli ludzie widzieli już od dawna (ba, nawet telewizja donosiła, choć niesłuszna politycznie): wokół "automatów hazardowych do niskich wygranych" rozchodzi się smród. Smród mafijny, czyt. krew, proch i brudny szmal (sorry, że dramatyzuję, ale takie teksty się zajebiście sprzedają). Do tej pory było rżnięcie głupa, patrzenie przez palce (tak, panie Gosiewski, na pana też patrzę, coś wy obaj z panem Chlebowskim podejrzanie dobrze odżywieni jesteście...) i udawanie, że sprawy nie ma. A tu CBA nagle udowodniło, że sprawa jest, i to gruba.
Przez pięć lat wypączkowały we Wolsce miliony podejrzanych automatów. Sam zresztą widziałem szczawików w wieku licealnym oblegających jeden z nich, i to, o losie słodki, nie więcej niż 50 metrów od niewątpliwie szacownej i państwowej uczelni wyższej. Telewizja Vyjątkowo Niesłuszna donosiła, że przy tej maszynerii dzieją się nieliche przekręty. Ostatnio nawet zapierdlowano dwóch "ekspertów" od przyznawania maszynom stosownych certyfikatów. A rząd, w błogim samozadowoleniu, nie robił z tym nic. Chlebuś Załatwiacz nawet pewnym szemranym osobom obiecywał, że załatwi zmniejszenie i tak prawie nieistniejących problemów w tej materii. A potem przyleciał giez-Kamiński i użarł rząd w dupsko. I nagle Donek-Teflonek podciągnął portki, zakasał rękawy i z werwą godną Zbysia Z. stwierdził, że nikt już przez tych panów od automatów orżnięty nie będzie. Bo automaty się zdelegalizuje, hazard w internecie się zdelegalizuje, zamiast zezwoleń będzie się wystawiać dużo trudniejsze do zdobycia koncesje i w ogóle będzie lepszy kontrol nad tym cyrkiem. Jasne, panie Donek, dotrzymaj pan słowa, a może pan i nawet prezydentem w nagrodę zostaniesz.
Jak to pisał Goethe,"Jam jest tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro" - i taki właśnie jest Kamiński. Owszem, może dymić i hałasować, że ten rząd go tak nie lubi, gadać o korupcji, antydatowaniu papierów i innych dziwnych rzeczach, mogą z jego firmy wypływać przecieki do organu prasowego Partyi Iedynie Słuszney (Wolność Przed Ciemnem Ludem Zabezpieczayoncey), ale z całego tego szumu wynikają rzeczy dobre. Przynajmniej już nie będę musiał w okolicy oglądać jednorękich bandytów w towarzystwie tych pełnosprawnych. Ale, jak to mawiają za Bugiem, pożywiom-uwidim.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka