Komisja "Przyjazny Palikot" wyskoczyła z pomysłem (niewątpliwie słusznym!) ułatwienia obywatelom dostępu do broni. Natychmiast zaprotestowali przeciwko temu Donek-Teflonek i Grzegorz Schetyna, twierdząc, że to wcale nie zwiększy bezpieczeństwa Polaków - tak jakby celowo ignorowali fakt, że pozwolenia obowiązują tylko dla tych, którzy nie łamią prawa, a byle bandzior może na ten przykład kupić na lewo pistolet który oficjalnie nie istnieje i kogoś z niego zastrzelić, a policja będzie się zastanawiać, dlaczego ślady na pocisku pochodzą z lufy, która wedle dokumentacji została dawno zniszczona. Albo skołować skądś pistolet maszynowy vz.61 Skorpion, odstrzelić swoją byłą i przewentylować sobie mózgownicę, wyjaśniając w liście pożegnalnym, skąd on to właściwie wytrzasnął. Sam Palikot też ujawnia "genialne" pomysły swojej komisji, które natychmiast doprowadzą domorosłych gejrmanofobów do apopleksji i wołania "Nie dajmy się oszwabić!", cite: "Czekamy na opinię Biura Analiz Sejmowych i Biura Legislacyjnego oraz na przetłumaczenie podobnej ustawy z języka niemieckiego, która była wprowadzona w Niemczech kilka lat temu i dopiero wtedy ostatecznie podejmiemy decyzję, czy akceptujemy wszystkie główne założenia tej ustawy" Na cholerę nam do szczęścia niemiecka ustawa, wedle której można mieć bez problemów prawdziwą Berettę, ale już zabawka na kulki jest VERBOTEN! jeżeli nie spełnia kilku idiotycznych warunków nie mających żadnego wpływu na jej funkcjonowanie? Poza tym, jak to śpiewał Młynarski, róbmy swoje. Jak się będziemy oglądać na inne państwa, to mogą się nam ulęgnąć takie debilizmy jak w Holandii, gdzie kuszę może mieć każdy, ale już paralizator czy gaz w sprayu dostępny jest tylko dla wojska i policji, a zabawki strzelającej kulkami w ogóle nie wolno mieć.
Naszymi "ojcami narodu" najwidoczniej powoduje ten sam tok myślenia co Stalinem i Hitlerem - społeczeństwo rozbrojone mniej awanturujące się jest i można je dowolnie mocno chwycić za mordę. W końcu w PRLu to działało i po wyłapaniu niedobitków AK nie zaktywizowały się żadne milicje obywatelskie, broniące państwa i wolności przed ekscesami czerwonych lokajów. Dlatego aby uniknąć linczu i oszczędzić nerwy naszych biednych, leniwych i biernych policjantów, we wspaniałomyślnym geście krycia własnych dup Grzesiu Szczecina i Donek-Teflonek są przeciw. Owszem, projekt zakłada parę debilizmów, jak np. przeniesienie wydawania pozwoleń do kompetencji samorządu, co nie ma zupełnie sensu, bo w takiej sytuacji samorząd będzie musiał dylać do komendy po sprawdzenie karalności delikwenta, do psychologa po sprawdzenie, czy ten delikwent to aby na pewno normalny, a poza tym biurwy samorządowe znają się głównie na niczym, a poza tym skoro już mówimy o tym, jak to jest za granicą, to w USA i tak pozwolenia wydaje biuro szeryfa, czyli more or less komenda wojewódzka. To oczywiście nie znaczy, że nie można go wyklepać tak, żeby miał więcej sensu, a wkład inicjatywy obywatelskiej nadal się liczył.
Jak to narzeka mój ojciec (a mówiłem, ja z rodziny pałkowniczej jestem), ustawy dotyczące posiadania broni pisze u nas paru kretynów zajmujących dzięki politycznym koneksjom wysokie stołki w policji, zupełnie nie znających się na swojej robocie i płodzących nie mające jakichkolwiek logicznych podstaw farmazony godne Sary Brady i Hitlery Robguns Antychryst Clinton. Przykłady podawałem we wcześniejszych artykułach - wielkokalibrowa luśnia bez przyrządów celowniczych jest bronią mniej niebezpieczną niż bździdełko kalibru .22 zaopatrzone w celownik laserowy i lunetę, broń w kalibrze .45 (jednym z lepszych do zatrzymywania różnego rodzaju goblinów, jak to wdzięcznie określa kryminalistów amerykański bloger Kim Du Toit) to broń stricte sportowa i nie można jej używać do samoobrony, dobrze chociaż, że nikt nie wychodzi z debilnymi zakazami dotyczącymi kształtu (nie długości!) kolby czy podejrzanie specyficznymi zakazami posiadania nieistniejących (sic!) modeli broni (jak "pistolet Calico M-900" - akurat M-900 to karabinek, czy "pistolety zawierające mniej niż 3,2 uncje metalu" - hello, w Glockach metalowe części ważą łącznie pi x drzwi pół kilo, a plastikowy szkielet i tak zrobiony jest z materiału doskonale widocznego w promieniach rentgena!)... Więc jeżeli mamy coś z problemem posiadania broni przez obywateli robić, to może najpierw zdefiniujmy jakieś sensowne i logiczne kryteria, jaką broń wolno cywilom posiadać, a jakiej nie, i przejdźmy z modelu "may issue" (czyt. pan komediant wojewódzki, mając pozytywną opinię o petencie, może wydać pozwolenie jak akurat ma dobry humor albo z czystej złośliwości spuścić go na drzewo) do "shall issue" (czyt. jeśli opinia jest pozytywna, delikwent ma czystą kartotekę i odpowiednią opinię od psychologa, wydać i nie burczeć). Kwestię rejestracji poszczególnych egzemplarzy też trzeba uporządkować, bo w obecnej sytuacji istnieją takie kwiatki jak delikwent wygrywający spluwę na zawodach IPSC i nie mogący jej zarejestrować na policji, "bo nie" (a dokładniej "bo na cholerę ci jeszcze jedna"). A tymczasem, zbieram zabawki.
Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię.
Jestem także utalentowanym słowopotfurcą.
Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda.
Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka