Patryk ma 8 lat. Chciałby zostać agentem. Lubi Indianów. Mama zapisała Go w tajemnicy. Chciałby mieć dom z basenem. Lubi się uczyć. W indeksie ma tylko dwa punkty, ale ciągle zbiera. Przemek ma 9 lat. Chciałby zostać piłkarzem i wynalazcą. I Maciek – ośmiolatek, który marzy o byciu weterynarzem. Tata go namówił. Poza tym marzy o wszystkim. Uwielbia spotykać swoich nowych kolegów. W ręce trzyma prezent na urodziny dla kolegi. Zdolny chłopak. Wszystkich ich łączy jedno słowo – indeks. Wprost z jednej z pierwszej akademii dla dzieci. Trend na organizowanie zajęć dydaktycznych dla nich dotarł również do Polski.

Tym razem w ławach zasiedli nie studenci, ale dzieci i ich rodzice. W ramach Akademii Dziecięcej odbywają się wykłady na tematy związane z matematyką, przyrodą, regionem, kulturą czy też humanistyką. Projekt skierowany jest do dzieci w wieku 7-10 lat. Zajęcia odbywają się 1-2 razy w miesiącu. Wykłady prowadzą nauczyciele akademiccy i eksperci z różnych dziedzin życia. Dla rodziców przewidziano równolegle prowadzone w tym samym czasie wykłady z dziedziny pedagogiki i psychologii. Celem takich projektów jak twierdzą ich organizatorzy - ma być popularyzacja wiedzy, rozbudzenie aktywności poznawczej oraz podtrzymanie pierwotnej ciekawości świata.
Pierwszy w historii Uniwersytet Dziecięcy - Die Tübinger Kinder-Uni powstał w Tybindze – mieście w południowo-zachodnich Niemczech. I nadal istnieje. Jak mówi Michael Seifert, pomysł powołania Kinder-Uni podsunęli mu dwaj dziennikarze z lokalnej gazety. Zapytali się Go wtedy:”Czy sądzisz, że możliwe jest zebranie mądrych wykładowców i ciekawych świata dzieci razem pod jednym dachem?” Wykładowcy Kinder-Uni w trakcie wykładów starają się wspólnie z dziećmi znaleźć odpowiedzi na intrygujące je pytania – „Dlaczego Tokio Hotel jest tak kochane?” czy też „Dlaczego robak nie ma nóg?”. Pierwszy wykład w 2002r. był zatytułowany – „Dlaczego wulkan zionie ogniem?”. Wysłuchało go wtedy 400 dzieci, a tydzień później przyszło ich prawie dwa razy więcej. Wykłady okazały się niebywałym sukcesem – pierwszy rok ukończyło aż 900 studentów w przedziale wiekowym od 7-12 lat.

Uniwersytet Dziecięcy w Tubindze
W Polsce uniwersytety dziecięce funkcjonują w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Koninie, Poznaniu czy też Opolu. Na ile rzeczywista zabawa w studiowanie nie jest spełnianiem aspiracji rodziców do końca nikt nie wie. Jeśli dziecko jest wysyłane przez rodziców na wykłady po to, by zaspokoić ich ambicje, niespełnione marzenia, to nie jest to dobre – mówi psycholog Antoni Klimantowski. Jeśli rodzic będzie mówił: „Chodź Tomeczku na uniwersytet, bo musisz być mądrzejszy od Maciusia” to może powodować to kształtowanie się u dziecka cech rywalizacyjnych – ostrzega Klimantowski. Jednakże czy psychika siedmiolatka jest w stanie pojąć tak szeroki i trudny aspekt zdobywania wiedzy jakim jest studiowanie i analizowanie tematów z wykładowcami akademickimi? W dużej mierze zależy to od „zaserwowania dania”- mówi Antoni Klimantowski. Jeśli wykładowca potrafi dostosować swój sposób przekazania wiedzy do poziomu rozwoju intelektualnego dziecka, to zdecydowanie może wyniknąć z tego coś dobrego – podkreśla.
Ośmiolatek Maciek jest bardzo zainteresowany i podekscytowany każdymi zbliżającymi się zajęciami. Dla siedmioletniego Bartka zajęcia są ciekawe, w domu opowiada o tym co usłyszał, z niecierpliwością czeka na kolejne spotkanie. Mój syn traktuje je jako zabawę, ale także jako coś szczególnego – mówi pani Agnieszka. Dziewięcioletnia Monika również rozmawia z mamą, o tym co dowiedziała się na ostatnich wykładach. Dziecko rozumie – zapewnia pani Elżbieta. Po wykładach rozmawiamy o tym, dyskutujemy na te tematy. Dla Moniki zajęcia są ciekawe, nawet w zabawie wykorzystuje tematykę zajęć – przekonuje. Mamie Patryka i Przemka podoba się to, że uczelnia zrywa ze szkolną rutyną. To dla niej coś nowego i niespotykanego na szerszą skalę. Tutaj nie jest tak jak w szkole, tylko słuchać i wykonywać polecenia, dzieci wreszcie mogą aktywnie uczestniczyć w tych zajęciach – mówi.
Sala wykładowa dla rodziców pęka w szwach. Dla mamy Moniki, zajęcia dla rodziców w Akademii Dziecięcej są warte zachodu. Są bardzo ciekawe, dużo się wie o danym temacie, ale nieraz trudno wiedzę z wykładów wprowadzić w życie – mówi. Również Pani Wioletta nie kryje zadowolenia z zajęć przygotowanych dla rodziców. Jestem bardzo zadowolona, to bardzo dobrze, że organizuje się takie spotkania. Wykładowcy są pozytywnie nastawieni do ludzi, odczuwa się sympatię z ich strony – mówi pani Wiola. Z kolei tata Maćka chwali sobie bardzo interesującą tematykę i sposób prowadzenia zajęć. Rodzice zgodnym chórem zgadzają się z tym, że zajęcia na dziecięcym uniwersytecie są dla ich dzieci lepszym startem w przyszłość i przede wszystkim zabawą, która może zaowocować później. Wzbogaci wiedzę, przez spotkania nauczą się czegoś innego – zaszczepi bakcyl wiedzy – mówi pani Wioletta. Mama Bartka sądzi podobnie. Z pewnością będzie to korzyścią dla dziecka i zaprocentuje w odpowiednim czasie i sytuacji – przekonuje. Jeszcze inny rodzic wtóruje – Myślę, że tak, dziecko staje się bardziej otwarte.

Rodzice i dzieci są zachwyceni. Pytanie czy uczelnia również. Nie ukrywajmy, że dla niej liczy się również to, aby te dzieciaki po latach mogły tam powrócić. I studiować. Na moje pytanie odnośnie wysłania Moniki w przyszłości na studia na uczelnie, pod patronatem której organizowany jest uniwersytet dziecięcy – pani Elżbieta z nieskrywaną radością odpowiada – To może trochę za wcześniej na to pytanie, ale zobaczymy?
Czy idea dziecięcych „uniwersytetów” będzie drugim Oxfordem, miejscem, gdzie edukacja zaczyna się na poziomie wysyłania dziecka do przedszkola pod patronatem uniwersytetu, a kończy na Oxford University? Nikt tego do końca nie wie. Idea stworzenia dziecięcego uniwersytetu – daje wiele perspektyw – przede wszystkim dzieci mają gdzie spędzić czas i poznać rówieśników. Wszystko zależy od tego, jakie jest ich podejście – czy traktują naukę jako zabawę, czy też traktują ją „na zasadzie” bycia najlepszym ze wszystkiego, co często zdarza się studentom. Więc młodocianych słuchaczy warto byłoby nauczyć myśleć: „Nic nie musisz. Wszystko możesz.” Myśl ta przyda się również studentom, którzy są wstanie opanować dosłownie wszystko, ale w praktyce raczej kiepsko. A zakuwanie nocami książki na blachę, aby być najlepszym w grupie i nie mieć z tego satysfakcji jest bez sensu. I tego trzeba uczyć młodocianych słuchaczy akademii dziecięcych. Tego, że nauka to praktyka, to pasja. Tak, żeby kiedyś, gdy usiądą w uniwersyteckich ławach, nie pomyślele jestem w czymś gorszy czy lepszy, ale pomyśleli że nie można być doskonałym we wszystkim i że życie to owszem wiedza, ale często i praktyka - a niejeden praktyk odnosi większe sukcesy zawodowe od osoby, której życie jest nastawione na 3xZ - Zakuj, Zdaj, Zapomnij, w przypadku niektórych studentów jeszcze - Zapij.
Inne tematy w dziale Kultura