CZĘŚĆ PIERWSZA
I. ДВА СОЛНЦА (SOLITUDE MOON)
Całkiem niedawno astronomowie donieśli, że słońca są dwa. Ściślej - że nasze, wszystkim dobrze znane słoneczko ma brata bliźniaka. Na całe szczęście bliźniak zamieszkuje jakąś tam odległą niebieską konstelację i nic nie wiadomo o tym, żeby miał w najbliższym czasie wybrać się w podróż w naszym kierunku. Na całe szczęście, bo pomyślcie sami co by to było, gdyby w miejsce jednego świeciły nam dwa słońca?
To przed czym natura zdaje się nas chronić, sami sobie potrafimy czasami sprowadzić na głowę. Historia, którą opowiemy to historia takiego właśnie nieszczęścia, kiedy to ludzkości świeciły dwa słońca. Bliźniacze. Jedno i drugie doskonale krągłe, łagodnie ciepłe i przyciągające. Jedno świeciło wszystkim myślącym istotom naszego globu ze wschodu wcielając w życie starą maksymę: lux ex oriente est, drugie emitowało swoją zbawienną energię od zachodniej strony. Jak tu się połapać, która z energii jest zbawienna bardziej, a która mniej?
Jak rozstrzygnąć, które ze słońc symbolizuje prawdę jedyną, niepodzielną i ostateczną? Najtęższe mózgi głowiły się, aby rozwiązać ten dylemat, najwybitniejsi twórcy zatrudniali się w służbę jednemu bądź drugiemu starając się dowieść, że to, które wybrali jest właściwym, i że temu, a nie drugiemu wszyscy powinni oddawać należną mu cześć. Jak widać z powierzchownego chociażby opisu nie była to normalna sytuacja. Podwójność słońc i prawd jest nie do zniesienia w dłuższej, tak historycznej jak i osobistej, perspektywie. Widać wyraźnie, że okolicznościom tym towarzyszyć musiało olbrzymie napięcie, że wymagały one wyjaśnienia i restytucji świata, któremu jak należy świeci tylko jedna gwiazda.
W takich właśnie warunkach rodzą się epopeje! Powinny się rodzić, by opisać i przekazać potomnym losy herosów w czasach burzy i naporu, kiedy oblicze świata zmienia się na oczach odrętwiałej z przerażenia publiczności. Czarna niewdzięczność - jedna z najgorszych składowych conditio humana - sprawiła, że dopiero niniejsze dziełko bierze sobie za cel oddanie należnego hołdu najważniejszym uczestnikom tych wiekopomnych wydarzeń. Niewytworzenie się eposu w sytuacji, w której powinien się koniecznie wytworzyć rodzi niepokojące pytania.
Bo kogo oskarżać o to, że epos nie powstał, choć powinien? Czy przejętych fałszywą wielkodusznością zwycięzców? Czy tajemne zabiegi sług pokonanego imperium, którzy doznawszy spektakularnej klęski zeszli do podziemi, aby móc dalej knuć i jątrzyć umysły kierując je ku buntowi przeciw jedynemu prawowitemu źródłu prawdy, dobra i piękna? Zawiść, szanowny czytelniku, zawiść - oto powód. Jest oczywiste, że wielkie starcia nie obywają się bez wielkich bohaterów.
Bez pełnych poświęcenia jasnowłosych, szczupłych i niebieskookich idealistów niosących w ciężkim trudzie sztandar wolności i braterstwa. A u ich boku nie może zabraknąć walecznych, niewysokich, brązowo - i piwnookich brunetów, którzy, choć nie odgrywają tak doniosłej roli jak blondyni, to także dobrze przysługują się sprawie.
Zwycięstwo ma wielu ojców i to zwycięstwo miało ich także w nadmiarze. Niejeden rad by sobie przypisać zasługi... Liczni chcieliby umieścić siebie w kontekście zwycięstwa! Żeby się jednak móc umieścić to trzeba znać kontekst! Czy myślicie, że ci wszyscy nadmuchani bohaterowie, których fotografie w dużych ilościach możecie oglądąć na pierwszych stronach poczytnych tabloidów go znają? Wcale nie znają! Oni tak naprawdę do dziś nie wiedzą dlaczego stało się tak, jak się stało, a nie zupełnie odwrotnie. Pozują do zdjęć na tle monumentów z tamtych czasów, uśmiechając się do obiektywów kamer i kreują przeszłość, której nie było. O tym jak było, wie niewielu.
Pewien szczupły, były kapitan Abwehry o słowiańskiej urodzie; podługowaty oficer wielkiej armii, inteligentny brunet wyglądający jak południowiec, niedźwiedź grizzly z Gór Skalistych i dwie panie: jedna z gatunku cannis cannis, druga z gatunku spokrewnionego z pierwszym: lupus lupus. Żadne z nich nie znalazło w sobie albo dość determinacji, lub nie potrafiło przezwyciężyć skromności i pokory, by opinii publicznej odsłonić skrywane dotychczas kulisy starcia dwóch słońc. Wymienionej w ostatniej kolejności trójce świadków nie można z oczywistych powodów przypisać ani jednej ani drugiej motywacji, a tym bardziej oczekiwać, żeby coś sensownego przekazała potomności, bo wymagałoby to przekroczenia granic możliwości dyskursu międzygatunkowego. Ale trzej pierwsi? Sam nie wiem... Skoro jednak oni z jakichś powodów nie chcą, a ja mogę... Nie pozostaje mi nic innego jak spełnić zadanie, które odczuwam jako palącą potrzebę wypełnienia obowiązku dania świadectwa prawdzie.
Oto, drogi czytelniku, historia o największym dotychczas cywilizacyjnym starciu dwu równorzędnych mechanizmów! Równie bezwzględnych, jednako zaborczych i w takim samym stopniu aspirujących do roli jedynego źródła wszelkiego ładu. A na tym tle losy herosów, prawdziwych bohaterów naszych czasów. Ich czyny po raz kolejny dobitnie potwierdzają zapominaną, a przecież powszechną i oczywistą prawdę, że losy ludzkości zależą w olbrzymim stopniu od postaw wielkich choć skromnych jednostek i czasem czyjaś nie do końca uświadomiona, banalna nawet czynność potrafi przeobrazić świat, jeśli tylko wykona ją ktoś o stalowej woli, czystym sumieniu i sercu, przepełniony dobrymi intencjami. Tym jednostkom opowieść moją dedykuję i poświęcam. Zaprawdę, jeszcze nigdy w historii tak wielu nie zawdzięczało tak wiele komuś tak bardzo pozbawionemu polotu!
Inne tematy w dziale Kultura