WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
49
BLOG

FIRST SCENE CZYLI W AMERYCE BIJĄ MURZYNÓW

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 3

FIRST SCENE - let's play bridge

 

      - We had good times, we had bad times, yeah - Maximilian Jacob Wellington jr Drugi czuł, że będzie miał dobry dzień. Jego optymistyczne przeczucia przekładały się zawsze na ten sam behawior: drąc się w niebogłosy wyśpiewywał tekst songu, który wydawał mu się najbardziej literackim tekstem songu, z wszytkich które znał. I wciskał gaz do dechy w swoim dostawczym Fordzie, korzystając z niewielkiej ilości godnych rywali na ulicach o godzinie czwartej nad ranem i ospałości policji. Dobry dzień oznaczał zawsze to samo: godziwy zarobek przy nieznacznym wysiłku. Szczęśliwie, kolesie z dzielnicy przypominali sobie czasami o błyskotliwej inteligencji Maximiliana Jacoba Wellingtona jr Drugiego powierzając mu przewiezienie pocztą kurierską paczki z roślinami, które robiły zawrotną karierę po obu stronach rzeki, zarówno wśród normalnych ludzi o czarnym kolorze skóry, jak i wśród białasów-złamasów.


    - Dziesięć bagsów, dziesięć bagsów... good, good, yeah - Maximilian Jacob Wellington jr niespodziewanie nawet dla siebie wymyślił szlagwort, który z miejsca uznał za szlagwort wszechczasów. Byłby dla amerykańskiej muzyki rozrywkowej zrobił o wiele więcej, gdyby jego pojazd nie najechał na plamę oleju rozlaną tuż przed wjazdem na Most Brooklyński. Niebieski Ford zatańczył na betonowej nawierzchni, a opustoszałą ulicę wypełnił pisk kół, rozpaczliwy jęk hamulców i przeraźliwy zgrzyt skrzyni biegów.


    - O fuck - przerażona mina Maximiliana Jacoba Wellington jr Drugiego tłumaczyła niewyśrubowany poziom nowowyartykułowanego literackiego tworu. Kręcił chaotycznie kierownicą, raz w prawo, raz w lewo, co powodowało dodatkowe konwulsyjne roztańczonego wozu, a nie wpływało na zmianę generalnego kierunku jego niefortunnego przemieszczania się ku groźnie wystającemu, pomalowanemu na ostrzegawczy żółty kolor, wysokiemu na pół stopy betonowemu krawężnikowi. Na trzy metry przed przeszkodą koła wozu złapały wolną od śliskiej warstwy nawierzchnię i zablokowane szczękami hamulców zaczęły trzeć o beton wydzielając potworny smród palonej gumy.

    Wreszcie samochód zatrzymał się. Kurzawa opadała powoli a zapadła cisza ostro kontrastowała z poprzedzającymi ją przeraźliwymi dźwiękami. Przerwał ją dopiero krótki jęk zawiasów otwieranych drzwi. Na powierzchni drogi pojawiła się noga w mokasynie i wyzywająco czerwonej skarpecie. Była to noga Maximiliana Jacoba Wellingtona jr Drugiego, co świadczyło, że amerykańska kultura nie doznała dotkliwego ciosu, jaki niewątpliwie dosięgnąłby ją, gdyby Maximilian Jacob Wellington jr Drugi odniósł był jakiś uszczerbek na zdrowiu.

    Obok pierwszej nogi pojawiła się druga, niemalże lustrzane odbiciem pierwszej, z tą różnicą, że czerwona skarpeta oznaczona była sporą dziurą na wysokości kostki, zapewne dla łatwiejszego rozróżnienia lub - być może - dla czystej fantazji. Następna pojawiła się głowa w tweedowej, zielonej czapce z daszkiem. Brązowe, czujne oczy zlustrowały okolice w poszukiwaniu nadjeżdżającej policyjnej karetki. Ponieważ wszystko potwierdzało obiegowe opinie o nieskuteczności nowojorskich służb porządkowych, Maksymilian Jacob Wellington jr Drugi postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza i wyłonił się cały prezentując swoją ulubioną żółtą marynarkę w czarną kratę. Obejrzał samochód marszcząc nos, który zasygnalizował duże stężenie zapachu spalenizny w rześkim porannym powietrzu i westchnął z ulgą, kiedy oględziny wozu wykazały, że nadaje się on do kontynuowania podróży.


    - I am smiling in the morning, I am happy at night - śpiewały w samochodowym radiu Sugar Sweet Dancing Sisters, gwiazdy ulubionej stacji radiowej Maximiliana Jacoba Wellingtona jr Drugiego, prowadzonej przez kaznodzieję Kościoła Taneczno-Epileptyczno-Eschatologicznego Prawdziwych Chrześcijan, Wielebnego Jamesa Hamiltona Baldwina IV. To nie była jednak najlepsza chwila na podzielanie poglądów o powszechnym szczęściu spowodowanym ciągłym wzrostem konsumpcji.


    - Zamknijcie się rury! - rzucił jak zwykle elegancko jednemu ze swych ulubionych zespołów Maximilian Jacob Wellington jr Drugi - Wszystkie trzy! - i zdecydowanym ruchem przekręcił gałkę radia w pozycję off. W samą porę, bo Sugar Sweet Dancing Sisters zagłuszyłyby wszystko to, co miała do powiedzenia Maximilianowi Jacobowi Wellingtonowi jr Drugiemu panna Stokes. A panna Stokes otwierała właśnie okno. (Panna Stokes - lat siedemdziesiąt osiem, typ kaukaski)


    - Ty mały, śmierdzący, popaprany czarnuchu - poniosło się ku Long Island świadcząc, że akcja afirmatywna i polityczna poprawność miały dopiero zacząć przynosić efekt w odległej przyszłości - Skołtuniony debilu, analfabeto, nierobie, wrzodzie na zdrowym ciele tego społeczeństwa!
- Czego? - warknął zbity z tropu różnorodnością epitetów Maksymilian.
- Niczego - odkrzyknęła panna Stokes. - Wynoś się stąd razem z tą swoją budą, wypierdku cywilizacji, reklamo czarnej pasty do butów, pasożycie!
Propozycja, chociaż przedstawiona w formie nie do zaakceptowania wydawała się racjonalna zważywszy na składane chłopakom dzielnicy zapewnienia o nadzwyczajnej i powszechnie znanej dyskrecji, jaką we własnym mniemaniu odznaczał się trojga imion Wellington junior.


    Zgodnie z obowiązującymi już w tamtych czasach zasadami savoir vivre'u pokazał krzyczącej jeden z palców prawej ręki, wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk w stacyjce, uruchomił na powrót swoją ulubioną stację radiową i ruszył, celowo z piskiem opon. Postanowił się nie przejmować. - Biała menda - mruknął pod nosem biorąc zakręt przy wjeździe na Most Brooklyński. Nagle poczuł przejmujący głód. Sięgnął prawą ręką do schowka, gdzie zawsze miał ukryte coś na ząb. Wyciągnął banana, zręcznie obrał i łapczywie wpił się w miąższ o barwie pobladłego ecru.


    - I am swinging all the day, all the doubts have flown away - śpiewało z radia w rytmie gospel
- Ten dollars is better than no dollars at all - dośpiewał Maximilian Jacob Wellington jr Drugi i wyrzucił skórkę od banana przez okno wprost na trotuar biegnący wzdłuż stalowych barierek mostu. Skórka upadła na beton i potoczyła się kilka metrów, po czym znieruchomiała. Ale to wcale nie koniec historii skórki wyrzuconej przez wybitnego twórcę amerykańskiej kultury Maximiliana Jacoba Wellingtona jr Drugiego. Można nawet powiedzieć, że wszystko jeszcze przed nią.

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura