WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
38
BLOG

TRAKTAT O KOINCYDENCJACH

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 5

- Czy wiesz, co zrobiłeś, idioto? - zapytała, a głos miała wysoki, nieprzyjemny, zupełnie do niej niepasujący.
- Zabiłem człowieka? - usiłował zgadnąć Kloss strasznie, ale to strasznie speszony.
- Nawet więcej - odpowiedziała - Zabiłeś nieśmiertelnego Jamesa Bonda!

- To jakby paradoks? - szukał swej szansy Kloss.
- Niestety - potwierdziła blondpiękność i rozpłakała się pedantycznie pilnując, żeby nie krzywić ust (od krzywienia ust robią się zmarszczki). - I co ja teraz zrobię? - szlochała.
- Może... - Kloss starał się szybko wymyślić coś pocieszającego - ...może zakocha się pani w kim innym?


- Nie mogę - z wściekłością wykrzyknęła blondynka. - Potrafię kochać się tylko w nim. Ja... - chlipnęła - jestem Dziewczyną Bonda. Mówiąc to wyjęła z torebki szminkę i zręcznym ruchem poprawiła rysunek ust trzepocząc długimi rzęsami.


- Aha - udał zrozumienie Kloss. Chciał jeszcze o coś dopytać, ale nie zdążył, bo dziewczyna Bonda schowała szminkę z powrotem do torebki, kocim, zwinnym ruchem przesadziła barierkę i poleciała w dół w ślad za swoim chłopakiem. Trzepnęła o filar niemalże w tym samym miejscu i chlup - już była w wodzie.

Kloss patrzył wytrzeszczonymi oczami baraniejąc coraz to bardziej i bardziej. A tym bardziej, że dziewczyna nie podzieliła losu swojego narzeczonego i nie znikła w bulgocących odmętach ale, niczym boja, oddalała się niespiesznie jakby jakaś przedziwna siła utrzymywała ją na powierzchni. Gdyby Kloss znał skład chemiczny jej ciała, w ogóle by się nie dziwił.

Była w dziewięćdziesięciu procentach dziełem ludzkich rąk i umysłów. Prawdziwym cudem biofizyki. Tylko dziesięć procent stanowiło mięso i woda. Reszta była mieszaniną silikonu, winylu, nylonu i akrylu. Nie mogła pójść na dno. Nie groził jej również rozkład, a więc coś, czego kobiety obawiają się najbardziej. Rwące wody poniosły ją wprost do oceanu, a oceaniczne prądy miotały jej martwym ciałem to tam, to siam, przez długie miesiące, aż ostatecznie wyrzuciły na plaże ostatniej nieodkrytej wyspy na Oceanie Indyjskim.

Wyspa była, jak się rzekło, nieodkryta i dlatego nie miała jeszcze nazwy. Nie była, broń Boże, bezludna. Zamieszkiwali ją ludzie, którzy również nie nadali jej nazwy, bo trwali na tym szczeblu cywilizacji, który nie wymaga umiejętności nadawania nazw. Przybycie truchła Dziewczyny Bonda zmieniło dopiero tę sytuację. Została ich pierwszym totemem, w oparciu o który zbudowali całkiem spójny system teologiczny. A potem... A potem, jak zwykle: astronomia, matematyka, fizyka, paradygmaty, metafizyka, transcendentralizm, Szkoła Lwowsko - Warszawska, fantazmaty, teorie, samochody, samoloty, a na końcu bomba wodorowa. I znów krzaki. I tak w kółko.


To wszystko jednak miało się dopiero wydarzyć. Póki co, Kloss ciągle stał nieruchomo i wpatrywał się w wodę z miną, która mogłaby być najsilniejszym argumentem wszystkich tych, którzy zarzucali mu nierozgarnięcie. Jednak nawet on musiał w końcu dojść do wniosku, że w dalszym ciągu tego wątku już nie będzie uczestniczył, i że stojąc bezczynnie ani nie zmieni przeszłości, ani nie wpłynie na to, co ma się stać.

A że posiadał zdolność błyskawicznego wypierania ze swojej świadomości zdarzeń nieprzyjemnych, a zarazem niewiele dla niego znaczących, już po chwili jego myśli biegły innym torem, wprost ku rzędowi różnokolorowych butelek umieszczonych nad barem knajpy “U Henry'ego”, po drugiej stronie rzeki. - Komu w drogę, temu czas - mruknął do siebie i energicznym krokiem ruszył na spotkanie z wysokoprocentowymi trunkami, co - jak sobie wykoncypował - pomoże mu mu uporządkować się emocjonalnie. Jeszcze chwila i zniknął w labiryncie ulic za Mostem Brooklyńskim.


Czy wiecie, co to jest koincydencja zdarzeń? Chodzi mniej więcej o to, że oprócz oczywistych związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy różnymi zdarzeniami istnieją jeszcze te nieoczywiste. Zawierać mogą różnego rodzaju relacje o charakterze magicznym, metafizycznym, trudnym do uchwycenia rozumem. I trudnym do opisania. Do pierwszej kategorii - związków oczywistych - należy związek pomiędzy skórką, podeszwą, Klossem i Bondem oraz faktem nagłej śmierci tego ostatniego. Związek pomiędzy strukturą jaźni Wellingtona jr II a tymże samym faktem nie jest już aż tak bardzo oczywisty. A co powiecie o ewentualnym związku reakcji panny Stokes na zachowanie się Wellingtona i smutnym końcem agenta wszechczasów?

Widać, że znaleźliśmy się w bardzo tajemniczych obszarach relacyjnej struktury bytu. Na takim poziomie abstrakcji, gdzie wszystkie rzeczy jawią się jako jednia. Nie dziw się więc, drogi czytelniku, że zaproponuję ci podróż do miejsca oddalonego od Mostu Brooklyńskiego o jakieś siedem tysięcy pięćset trzydzieści dwa kilometry i jedenaście lat. Zdarzenia, które się tam rozegrały trudno byłoby umieścić w łańcuchu przyczynowo-skutkowym z już opisanymi. Natomiast zachodziła pomiędzy nimi właśnie tajemnicza, nie do końca wytłumaczalna koincydencja. Mam nadzieję, że w miarę, jak będziemy kontynuowali naszą opowieść związek ten nabierał będzie coraz to bardziej przystępnych i zrozumiałych kształtów.

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura