1. Первая картина первого явления
Listopad to, mówiąc wprost, psi miesiąc. Psi, bo leje wciąż jak z cebra, psy mokną i na całym świecie czuć zapach mokrej psiej sierści. Nie nastraja to pogodnie. Dlatego Mikołaj Stiepanowicz Wodolejew był tego wieczoru w bardzo ponurym nastroju. Też mielibyście kiepskie humory, gdybyście musieli dwanaście godzin sterczeć na Placu Czerwonym. A żeby tam jeszcze dane wam było sterczeć sobie jakoś tak swobodnie! Ale Mikołaj Stiepanowicz musiał sterczeć w pełnym rynsztunku, bez ruchu, z marsową miną, ignorując ciągnące się po twarzy zimne krople wpływające za kołnierz koszuli, wdzierające się wolno choć konsekwentnie pod bieliznę, aby na koniec warty złowieszczo zachlupotać w butach. Ale - jak to się mówi - służba nie drużba.
A tak między nami: nie miał co narzekać Mikołaj Stiepanowicz. W końcu pilnował symbolu imperium. Nie jakiegoś tam drugorzędnego imperium, ale pierwszorzędnego imperium, które dzięki bardzo szczególnemu miejscu jakie zajmowało w świecie skazane było na historyczny triumf. Tak mówiły obiektywne prawa rozwoju historycznego, a z obiektywnymi prawami rozwoju nie ma co dyskutować. Owszem, są tacy co chcieliby. Zwodzą ich pozory. Mikołaja Stiepanowicza nie zwiodłyby nawet, gdyby ktoś, rozdarłszy zasłonę najbliższej przyszłości, wyjawił fakt jego rychłej śmierci. Śmierci chwalebnej. Śmierci na posterunku. Najprawdopodobniej nie zląkłby się - uznałby zbliżające się zdarzenie za jeszcze jedno z całej masy zdarzeń przyspieszających światowe zwycięstwo proletariatu.
Tymczasem do uszu Mikołaja Stiepanowicza Wodolejewa dotarł odgłos nadciągającej kolumny wozów. Już wpadła na plac. “R-ki” odnotował w myślach wojskowy, a podświadomość kazała mu przybrać jeszcze bardziej wyprostowaną postawę. W okamgnieniu kawalkada znalazła się za murami Kremla. “To chyba sam Pierwszy!” przemknęło Mikołajowi przez głowę. “Musi się dziać coś ważnego. Na pewno jutro przeczytam o tym w gazetach”. Akurat! Mikołaj Stiepanowicz Wodolejew nie przeczyta o tym w gazetach, bo już nic nigdy nie przeczyta. Następnego dnia, ubrany w swój paradny mundur leżał będzie sobie grzeczniutko w kostnicy. I to już od samego rana.
Opuśćmy teraz Mikołaja Stiepanowicza dożywającego swoje ostatnie chwile i zajrzyjmy za kremlowskie mury. Ciekawe, co tam się wydarzyło?!
Oj! Za stołem prezydialnym wszystkie najważniejsze figury! Sam Pierwszy, straszliwie podekscytowany gestykulował zawzięcie nachylając się nad Susłowem, który potakiwał z radosnym uśmiechem na nalanej twarzy. Malenkow stał tuż obok, z założonymi na piersiach rękami i pilnie przyglądał się czterem towarzyszom w roboczych uniformach wnoszącym sporą skrzynię. Towarzysze ustawili tymczasem skrzynię na przykrytym zielonym suknem postumencie i zastygli w pozach wyrażających szacunek czekając, aż przywódcy zażyczą sobie rozpoczęcia prezentacji. Długo nie czekali.
- Nu, mołodcy - szeroko wyszczerzył się Pierwszy - Pokażcie nam bohaterkę.
- Może parę słów wstępu? - nieśmiało zaproponował jeden z ubranych w kombinezon - Nie wszyscy towarzysze muszą znać temat...
- Dobra, dawaj wstęp - lekko poirytowanym głosem zażądał Pierwszy - Tylko szybko! Towarzysz, który zaproponował wprowadzenie dziarsko wystąpił wprzód i spoglądając czujnie na Pierwszego, jakby bojąc się dostrzec na jego twarzy zniecierpliwienie, referował pospiesznie:
- Towarzysze, oto przed nami pierwsza istota, która odbyła podróż w kosmos i - co najważniejsze - powróciła cała i zdrowa. To wielki krok w historii podboju przestrzeni kosmicznej! Następnym, który bez obaw może udać się w taką podróż może już być człowiek radziecki. To udane przedsięwzięcie spowoduje, że wyprzedzimy Amerykanów o dziesięciolecie!
- Dobra już dobra - wpadł mu w słowo Pierwszy - to już wiemy, pokaż psa.
- Tak jest - skłonił się naukowiec. Odwrócił się do pudła i wyciągnąwszy skobel otworzył drzwiczki - Chodź, Łajka, chodź, kostkę dostaniesz... W otworze pojawił się chudy pysk, a na zebranych spojrzała para cwanych oczu. Suka przeciągnęła się leniwie nie okazując cienia poważania osobom, którym powinna je okazać, po czym wyszła prezentując się w całej okazałości. Pomachała nawet ogonem, bo miała pogodne usposobienie.
- Burek jak burek - mruknął Malenkow skrzywiwszy się pogardliwie.
- Burek! - wrzasnął Pierwszy rozjuszony do żywego - Czy wy wiecie, co jutro będą robili Amerykanie z powodu tego burka? Pazury będą gryźli! Wszystkie dzienniki świata opiszą tego burka, jego fotografie zajmą pierwsze strony gazet. Obok mojej, rzecz jasna - radośnie zatarł dłonie. - Nu, czto? - podszedł do merdającej ogonem Łajki i pochylił się - Boga w niebie widziałaś? Widziałaś, a? Zebrani roześmiali się z udanego dowcipu. Suczka spojrzała na nich lekko obrażonym wzrokiem i odczekała, aż śmiech ucichnie po czym, usiadłszy na tylnych łapach odpowiedziała Pierwszemu Sekretarzowi Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego jakoś tak:
“Ziemia to tylko plamka na nieskończoności błękicie
A Bóg ją zetrze palcem albo tchnie w nią życie,
jak w posąg gliniany Adama...”
Inne tematy w dziale Kultura