fourth scene: can you show me the way to the next whisky bar?
Kloss lubił bar “U Henrye'go”, bo lubił Henry'ego. Henry prowadził bar, ale tylko dlatego, że uwielbiał go prowadzić. Przepadał za swoimi gośćmi, szanował ich przyzwyczajenia, pamiętał o ich ulubionych drinkach i porach odwiedzin. Spędzał w swoim barze całe dnie i noce. Nikt nie potrafiłby powiedzieć, kiedy Henry śpi. Możliwe, że nie sypiał wcale. O tej porze w barze było pusto. Kloss ucieszył się, bo miał ochotę na pogawędkę z Henrym. Henry ucieszył się również, bo do baru o tak wczesnej godzinie rzadko kto zaglądał, a poza tym miał ochotę na pogawędkę z kimkolwiek, choćby z Klossem.
- Drinka? - zapytał, a ciemnozielone oczy otoczone gęstą siecią zmarszczek rzuciły gościowi zachęcające spojrzenie.
- Chętnie - odparł Kloss i rozparł się na wygodnym, wysokim krześle przy kontuarze.
- Co sobie życzysz?
- Coś dobrego na rachunek sumienia - Kloss intensywnie lustrował kolorowe naklejki na butelkach różnych kształtów.
- Poważna sprawa - Henry zamyślił się spuszczając głowę i prezentując łysinę otoczoną wianuszkiem siwych włosów.
- Chyba tak - Kloss nie potrafił jeszcze dokonać żadnego ostatecznego podsumowania.
- Whisky Malt Lagavulin? - Henry podniósł znacząco wskazujący palec.
- Świetnie - Kloss zdziwił się, że sam na to nie wpadł. - Bez lodu...
- Oczywiście - prychnął Henry lekko urażony - nie jesteśmy przecież barbarzyńcami.
- Przepraszam - Kloss poczuł się trochę głupio.
- Nie szkodzi, nie szkodzi, John - przychodzą tu różni... Barbarzyńcy też. Czy wiesz - ożywił się nagle restaurator - że był tu wczoraj facet, który usiłował mi udowodnić, że Bunnahabhain nie jest z Islay?
- Niemożliwe! - Kloss nie potrafił sobie tego wyobrazić - Co za ignorancja! Skąd biorą się takie popaprane typy?
- A popaprane, popaprane - zgodził się Henry stawiając przed Klossem kieliszek - Mówię ci John, świat już zupełnie zszedł na psy. Wszystko przez to pieprzone bredzenie o równych szansach dla wszystkich. A Jefferson, świętej pamięci, przestrzegał, że w republice nie może być tak, żeby rządziły męty z przedmieść.
- Śmiecą - przytaknął Kloss - wyrzucają różne rzeczy z okien samochodów...
- No, to jeszcze nie jest najgorsze, przynajmniej ludzie od tego nie giną - Henry nie był jak widać osobą wyposażoną w wybujałą wyobraźnię. - Najgorsze są te pokręcone gangi: czarne, białe, żółte, włoskie, ruskie, żydowskie, chińskie...
- Tyle tego? - nie mógł nadziwić się Kloss.
- A żebyś wiedział - smutno pokiwał głową Henry. - Może czegoś posłuchamy? - zmienił temat, choć zagadnienie gangów było mu szczególnie bliskie. - Na co masz ochotę?
- Zdaję się na ciebie, Henry. Może coś z lepszych czasów?
- Mam coś dla ciebie na dobry początek dnia - Henry wyjął spod blatu zakurzoną płytę i dumnie zaprezentował Klossowi - To “Shakespearian suite” Duke'a.
- O - zaciekawił się Kloss - który to był rok?
- Tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty siódmy, pamiętam jak dziś, kupiłem ją osiemnastego listopada.
Inne tematy w dziale Kultura