WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
18
BLOG

THE NOBLEST MAN

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 2

 

- Szanowny Monsignore Manuzzio - ukłonił się głęboko w kierunku “Taty” - Dziękuję, że zechciał mnie pan przyjąć. Chcąc zaoszczędzić panu cennego czasu od razu przystąpię do sedna. Otóż nasz rząd otrzymał za pośrednictwem CIA informację od Rosjan - zawiesił głos. - Była to informacja o tyle niezwykła, że uznaliśmy za stosowne podzielić się uzyskaną wiedzą z opiniotwórczymi kręgami społeczności amerykańskiej. Rzecz jasna takie konsultacje nie miałyby sensu, gdybyśmy nie zaczęli od pana, panie Manuzzio... Człowiek z tak olbrzymim doświadczeniem biznesowym, społecznym, znany filantrop i... - przerwał na widok niedbałego gestu wykonanego pulchną dłonią słuchacza. - Informacja przekazana przez czerwonych jest niezwykła, bo oni proponują nam układ. Zamiast dotychczasowej rywalizacji, chcą nawiązać współpracę, oczywiście nieformalną, w celu wspólnego kontrolowania... - zawahał się - no, całego globu.


- Co na to nafciarze? - pan Manuzzio uznał za stosowne zwrócić się wprost do gościa.
- Są za - Grant zignorował lekko pogardliwą nazwę grupy, do członkowstwa w której się przyznawał - Największe zasoby ropy są na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Kaspijskiego. Układ z czerwonymi oznacza wstrzymanie poparcia dla Arabów...
- A to oznacza dodatkowe centy na baryłce - wpadł mu w słowo pan Manuzzio. - Żydzi?
- Też są za - kiwnął głową Grant
- Dla nich oznacza to spokój i rolę lokalnego żandarma. I wolną rękę w Palestynie, na Zachodnim Brzegu. - Jak zwykle kombinują - skrzywił się Manuzzio pogardliwie - Znam już wszystkie “za”. Co przemawia przeciw?


- Właściwie nic - Grant zmarszczył czoło - Nie wiemy tylko, dlaczego zmiękli i to nas trochę niepokoi. Czegoś musieli się przerazić. Tylko czego?
- Niczego zapewne - w szepcie pana Manuzzio zabrzmiała nutka pobłażliwości - Fabrizzio, spytaj pana Granta, czy jego zdaniem Rosjanie potrafią liczyć?
- Pan Manuzzio... - zaczął Lombardini, ale Grant przerwał mu
- Potrafią.
- To ma pan odpowiedź - siwy wąsik Manuzziego drgnął, co oznaczało, że się uśmiecha. Jeśli o mnie chodzi, to ma pan moje poparcie. Rzecz jasna proszę mnie informować o postępach tych konsultacji. Na jakim etapie jesteśmy?


- Dzisiaj ma nastąpić pierwsze kontrolne, oczywiście super-tajne spotkanie. Spotkanie, które oficjalnie nigdy się nie odbędzie. Rosjanie przekażą nam zarys podziału stref wpływów i plan powolnej konwergencji systemów.
- Jaśniej - wpadł mu znów w słowo Manuzzio marszcząc brwi.
- Zdają sobie chyba sprawę z własnej niewydolności ekonomicznej, z drugiej strony ich doświadczenia w zakresie inżynierii społecznej...


- Dość - mruknął Ojciec wszystkich Ojców - jak mówiłem, ma pan moje poparcie. Kiwnął głową i skierował swój wózek ku wyjściu. Posłuchanie było skończone. Grant powoli pakował się zadowolony. Fabrizzio podbiegł do drzwi i otworzył je przepuszczając Monsignore. Wózek Manuzziego jechał środkiem holu dość szybko, tak że Fabrizzio musiał truchtać obok pochylony, żeby słyszeć dokładnie, co pan Manuzzio ma mu do powiedzenia.


- Wiesz Fabrizzio - szeptał Manuzzio - ci z rządu to są jednak dupki, straszne dupki, Fabrizzio. Przysyłają jakiegoś tajniaka, zajmują mój czas, żeby uzyskać akceptację dla decyzji, którą ja sam podjąłem jakiś czas temu. Naprawdę, wygląda to żałośnie i śmiesznie, kiedy poważny człowiek przygląda się tej bandzie pajaców, która jest święcie przekonana, że ma coś do powiedzenia w tym kraju. Inna rzecz, że poważny człowiek nie powinien wyprowadzać ich z błędu. I tak... koniec końców, Fabrizzio, potrafią spieprzyć nawet najprostsze zadania, które im się zostawia na otarcie łez. Monsignore zamilkł wracając myślami do spotkania sprzed kilku miesięcy. Spotkanie decydujące o losach świata. Spotkania, którego słabym zaledwie echem była dzisiejsza wizyta.


- Wiesz, Fabrizzio, mimo wszystko jestem bardzo zadowolony, że obejrzałem sobie tego cwaniaczka-tajniaczka z Waszyngtonu. Zamilkł czekając, aż Fabrizzio zżerany ciekawością zada pytanie. Nie mylił się jak zwykle, jeśli szło o znajomość LUDZKIEJ psychiki.
- Dlaczego, Monsignore?
- Dlatego, Fabrizzio, że pewien gość, co do którego rzetelności miałem duże wątpliwości okazał się być bardzo - Monsignore szukał słowa w swoim niezabogatym słowniku - realny i wiarygodny. A to z kolei oznacza, mój drogi, że jestem... że będę żył wiecznie! Monsignore roześmiał się ukazując dolne brzegi śnieżnobiałej porcelany, co było u niego niezwykłe.
- Żył wiecznie? - zdziwił się Fabrizzio i popatrzył na swojego pryncypała z lekkim przerażeniem.


- No chyba - wózek zatrzymał się nagle zahamowany twardą ręką Manuzziego - chyba, że potrafisz sobie wyobrazić wskazówkę sekundnika zegarka na rękę firmy Timeless, która przebija mnie na wylot.
- Nie potrafię - przyznał szczerze sekretarz.
- A widzisz! - ucieszył się Manuzzio po raz kolejny. Fabrizzio szedł za wózkiem i kręcił głową. Nie za bardzo wiedział, co się dzisiaj stało, ale wiedział jedno: w tak dobrym humorze widział szefa ostatni raz jakieś kilkanaście lat wcześniej, kiedy okazało się, że ten stary łajdak Capone tak na prawdę nigdy nie istniał. Jak widzicie, wypadki zmierzały ku jakiemuś swojemu Grande Finale, a wszystko wydawało się być gotowe. Prawie wszystko, bo dumni obywatele Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki wciąż nie znaleźli godnego siebie reprezentanta, który mógłby uczestniczyć w planowanym super-tajnym spotkaniu. A czasu zostało naprawdę niewiele.

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura