WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
56
BLOG

JUST A QUIZ

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 3

Znalazł ją bez trudu pamiętając przekazany mu przez Henry'ego barwny opis. Rzeczywiście, nigdy by się nie domyślił, że obskurny z zewnątrz sklepik może mieścić w sobie coś więcej niż składnicę złomu, albo miejsce skupu butelek. Pchnął drzwi, choć zawieszona od wewnętrznej strony tabliczka informowała, że sklepik był zamknięty. Drzwi ustąpiły lekko poruszając mały srebrny dzwoneczek, który rozszczebiotał się jasnym trelem anonsując pierwszego tego dnia klienta.

Wewnątrz panował półmrok lekko rozjaśniany subtelnym światłem eleganckiem lampy w stylu art deco, ustawionej na blacie pokaźnych rozmiarów dębowego biurka stojącego po prawej stronie drzwi pod ścianą. Oprócz lampy na biurku leżały poukładane w nieforemne kolumny książki. Niektóre ze stosów miały z metr i wzrok Klossa powędrował w górę z wyraźnym zaniepokojeniem, co do ich stabilności. Gruba warstwa kurzu zalegająca konstrukcje uspokoiła go.

Zaraz zapomniał zresztą o swoich wątpliwościach odnośnie do techniki konstruowania tego rodzaju budowli, bo wędrując wzrokiem w górę zauważył, że pomieszczenie nie miało sufitu na poziomie kondygnacji. Stanowiło wąskie patio sięgające dachu, o czym przekonał się dostrzegając wysoko, hen w górze, nieśmiałą smużkę dziennego światła wpadającą przez okno dachowe. Wszystkie cztery ściany, wkoło, aż po sam szczyt obudowane były ciężkimi półkami uginającymi się pod tysiącami zakurzonych tomów.

Dostęp do półek umożliwiała zawiła kombinacja drewnianych schodów i podestów, w których labiryncie z łatwością można było się zgubić i już nigdy nie odnaleźć. Biorąc pod uwagę fakt, że w pomieszczeniu zgromadzono nieprawdopodobną ilość zapisanych kart papieru i to, że zapewne wszystkie owe karty warte były przeczytania, Kloss zagubiłby się na pewno. W środkach masowego przekazu pojawiłby się znów znany komunikat: “dnia... o godzinie... wyszedł z domu i dotąd nie wrócił... trzydziestoparoletni mężczyzna... budowa ciała: szczupła, wzrost: około metra osiemdziesięciu centymetrów, włosy: jasny blond, twarz pociągła, oczy: niebieskie, znaków szczególnych brak.

Zrozpaczona rodzina czeka na jakiekolwiek informacje mogące naprowadzić policję na właściwy trop.” Albo w kolejnym odcinku znanego talk-show szalejąca z niepokoju Inez, z zaczerwienionymi oczami zmuszona byłaby zwrócić się wprost do kamery tak, żeby miliony telewidzów mogły do woli rozkoszować się jej bólem, i poprosić wysilając wszystkie swoje aktorskie, niemałe przecież umiejętności, szlochając: “Jeśli ktokolwiek z państwa widział gdzieś mojego drogiego męża, jeśli los osamotnionej kobiety nie jest państwu obojętny... proszę o kontakt z redakcją programu, pod numerem: 0-800 56743 6789.”

A niewiele brzydsza od Inez panienka w krótkiej sukieneczce pojawiłaby się w rogu ekranu pokazując z radosnym uśmiechem planszę ogłaszającą wszem i wobec: “:Cena połączenia to jedyne 1,55 USD! Zostań bohaterem, wybawcą i pozyskaj dozgonną wdzięczność tych ludzi!” Tak byłoby, gdyby nie to, że właściciel antykwariatu, nauczony doświadczeniem kilku podobnych wypadków zwracał szczególną uwagę na nierozważnych klientów pakujących swoje długie ciekawskie nosy w głębię bezmiaru literatury. Również i w tej chwili był na posterunku. Stał na jednym z ukrytych w mroku podestów wertując trzymaną w ręku grubą księgę, z której osypywał się kurz.


- Zatrzymaj się, szaleńcze! - zabrzmiało głośno i nieco teatralnie z wysokości.
- Dobrze - posłusznie odkrzyknął Kloss i na wszelki wypadek uniósł ręce nad głowę.
- Na kark! - usłyszał kolejne polecenie i tym razem posłusznie zaplótł dłonie na szyi.
- “Królestwo za konia!” - huknęło z wysokości.
- Ryszard Trzeci - karnie zameldował Kloss.
- Dobrze - usłyszał pochwałę - A teraz skup się, bo będzie trudniej:

“Co więcej, z przyzwyczajenia
Nierzadko rodzi się miłość;
Jeśli bowiem coś często,
choć lekko, jest uderzane
To jednak po dłuższym czasie
poddaje się i ulega.
Spójrz tylko na krople wody,
które padają na skałę,
Po dłuższym czasie, zobaczysz,
przebiją kamień na wylot”


Kloss zmarszczył czoło i poruszając wargami powtórzył bezgłośnie wersety.
- No? - właściciela nie było już w miejscu, z którego recytował. Zniknął pomiędzy półkami, przez chwilę w ogóle nie było go widać, niespodziewanie pojawił się na jednym z podestów po przeciwnej stronie pomieszczenia.
- Apulejusz! - krzyknął Kloss gromko ucieszony, że mu się, jakimś cudem przypomniało.
- Bardzo dobrze! - ucieszył się człowiek na podeście. Kloss mógł mu się trochę lepiej przyjrzeć, choć, ze względu na kilkumetrową odległość i półmrok, nie potrafił rozpoznać rysów twarzy. Właściciel antykwariatu ubrany był w tabaczkowy tużurek, tego samego koloru spodnie i śnieżnobiałą, rozpiętą pod szyją koszulę z szerokim kołnierzykiem. Był szczupły, jego ruchy zdradzały dobre maniery i niepokojącą nutkę totalitarnej elegancji. Kloss dostrzegł też jeszcze jeden istotny szczegół pomieszczenia, który sprawił, że zakręciło mu się w głowie. Za postacią w tużurku, rozdzielając rzędy książek, ziała wnęka. To z niej musiał wyjść gospodarz dotychczas niewidoczny. Dokładniejsza analiza kolejnych kondygnacji potwierdziła przyprawiające o zawrót głowy przypuszczenie Klossa. Regały z książkami nie opierały się o ściany. Same były ścianami, za którymi musiały znajdować się ukryte korytarze, pomieszczenia i komnaty. Zapewne również pełne ksiąg i książek.
- Proszę pana... - usiłował zadać pytanie.
- Milcz! Wrzasnął elegancki pan w tużurku - Jeszcze nie skończyłem przesłuchania! Znów zniknął, żeby po dłuższej chwili pojawić się gdzieś za plecami Klossa. Tym razem Kloss, którego zmysły wyostrzyły się do granic możliwości, przysiągłby, że słyszał przytłumiony odgłos szybkich kroków po drewnianych konstrukcjach.
- Słuchaj teraz - zażądał głos dochodzący zza jego pleców:

Bądź pozdrowiony królu, gdyż nim jesteś.
Spójrz, gdzie zatknięto głowę samozwańca
Przeklętą. Czasy wolności nadeszły.
Naszyjnik pereł twojego królestwa
Otoczył ciebie; wszyscy oni w myśli
Me pozdrowienie powtarzają, jednak
Pragnę, by głośno wraz ze mną wołali:
Bądź pozdrowiony, królu Szkocji!


- To nie było trudne - Kloss prychnął chcąc okazać pobłażanie dla niewysokiego poziomu testu - Macduff!
- No tak - przytaknął głos zza pleców - To nie był trudne... Czekaj. Przesłuchiwany Kloss tym razem bezbłędnie wychwycił odgłosy kroków. Dochodziły go z lewej strony świadcząc o pokonywaniu kolejnych stopni schodów, potem zabrzmiały niższym, głuchym odgłosem przemierzania podestów. Ucichły raptownie wprost przed nim, na wysokości czwartej kondygnacji. Tam też, po krótkiej chwili, pojawił się jegomość w tabaczkowym ubranku.
- A teraz - zaanonsował stojąc wysoko nad jego głową - Nie zgadniesz! I wyrecytował donośnie: “Przez te wszystkie wypadki wzrosła drożyzna, wpływa na nią bowiem nie tylko bieżący niedostatek, ale i lęk przed przyszłością.”
- Juliusz Cezar - huknął Kloss, jak tylko wybrzmiały ostatnie sylaby recytacji. Był dumny i z chęcią pokazałby tamtemu język, ale się powstrzymał.
- A to? - krzyknął gospodarz wyraźnie wściekły, podobny z odległości do jakiegoś tabaczkowego chrząszcza:

Szczęśliwy ten, kto z dala od pieniężnych trosk,
tak jak pradawny ród śmiertelnych,
ojczyste łany orze własnych wołów trudem
od jakiejkolwiek lichwy wolny,
nie nęka go, żołnierza, głos wojennej trąbki,
nie boi się gniewnego morza,
unika forum i wyniosłym gardzi progiem
obywateli potężniejszych.[...]


- Horacy - westchnął Kloss, bo zaczynało go to przeciągające się przesłuchanie nudzić i męczyć.
- Hm - chrząknął donośnie i ciągle teatralnie śledczy - Proszę poczekać, zaraz do pana zejdę.

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura