Łajka ucieszyła się, kiedy zobaczyła rząd rozświetlonych okien parteru wielkiego domu. Dom znajdował się na obrzeżach miasta Kostrom, o czym suka dowiedziałaby się z łatwością czytając tablice informacyjne przy drogach wjazdowych do miasta, gdyby umiała czytać i poruszała się po drogach wjazdowych, a nie po wertepach i bezdrożach.
Zadowolenie Łajki brało się nie wiedzieć skąd. Doznała przyjemnego uczucia dobrze wypełnianego zadania, za które zlecający ćwiczenie na pewno ją pochwali, pogłaszcze, a może nawet rzuci kawałek kiełbasy. Chociaż - pies zaniepokoił się, co zasygnalizowały na sztorc postawione uszy - czy aby na pewno zrobiła wszystko tak, jak należy? Przypadła nosem do śniegu. Z cichym świstem nabrała pełny haust powietrza przez rozszerzone trufle. Wśród setek zapachów, które potrafiła wyabstrahować i posegregować był i ten, którego miała szukać. Podbiegła do budynku i przesadziwszy zwinnie barierki wylądowała na tarasie. Oparła się przednimi łapami o parapet okna pilnie czegoś lub kogoś wypatrując.
“Nie, to nie to” - przemknęło przez kudłaty łeb. Jej ogon opadł wzdłuż linii tylnych łap, co w psiej mowie oznacza zniechęcenie. Wkrótce jednak znów uniósł się bojowo i suka podbiegła cztery kroki, do wybranego instynktownie kolejnego otworu w murze. Za szybą osłoniętą nitkami drobnej stalowej siatki zobaczyła pięciu ubranych w białe fartuchy mężczyzn pochylających się nad szóstym, który zupełnie nagi zdawał się spać na stole. Mężczyźni dotykali jego nieruchomej głowy, rozkładali ręce w geście bezradności i potakiwali. Okulary błyskały w jarzeniowym świetle lamp, a lekkie poruszenia chirurgicznych maseczek świadczyły o tym, że żywo komunikują się ze sobą. Łajka skoncentrowała swój wzrok na leżącym.
Był wychudzony, co podkreślało jego specyficzną podługowatość. Wyglądał jakby był aktorem w filmie w wersji panoramicznej, który potem sztucznie dostosowano do pokazywania w odbiorniku telewizyjnym, gubiąc proporcje. Głowę miał szczególnie wydłużoną. Na dłuższych niż przeciętne skroniach pulsowały, w rytm uderzeń serca, nabrzmiałe niebieskie żyłki. Jeden z ubranych w lekarski kitel złapał spoczywającego za podbródek i odwrócił go twarzą w kierunku okna. Cała piątka pochyliła się nad wystawioną ku sufitowi skronią. Dzięki temu Łajka mogła zobaczyć jego oczy.
Otwarte, jasnoniebieskie i martwe. Zajrzała w nie głęboko swoim burym psim wzrokiem i zaskomlała cichutko. W oczach zaczęło się coś pojawiać. Przebłysk myślenia, dokładnie taki, jaki można zobaczyć u gwałtownie wyrwanego ze snu, który potrzebuje chwili, żeby odnaleźć się w rzeczywistości. Mięśnie twarzy spięły się, a usta ułożyły w słowa, które bezdźwięcznie wypowiedział w jej stronę, choć nie do niej je adresował: “Libera me”. Po czym dość niespodziewanie odwrócił głowę, która wysunęła się z dłoni zaskoczonego lekarza. Wszyscy zebrani wkoło odskoczyli od łóżka chorego i z niedowierzaniem spoglądali na wolno poruszającego się pacjenta. Ten uniósł się nieco i słabym głosem, ale dość wyraźnie, coś do nich powiedział.
Łajka poczuła przypływ olbrzymiej ulgi, gdyż zrozumiała, że jej misja jest skończona. Opadła na betonową posadzkę tarasu, przysiadła, podrapała się tylną, lewą łapą za prawym uchem mrużąc z lubością prawe oko i odsłaniając lewy kieł. Po czym niespiesznym truchtem pobiegła w kierunku drzew. Znikła w ich cieniu nie oglądając się. Biegła do domu nad brzegiem Jeziora Aralskiego, gdzie w chatce nad wodą czekał na nią samotny zesłaniec. Kiedy już do niego przybędzie, skończy się jego samotność. Będzie miał komu grać na bałałajce rozrywające serce pieśni o wędrowcu, rozległym stepie i kozackich bohatyrach.