Hucpy Jarosława Kaczyńskiego z Piotrem Glińskim nie ma co rozpatrywać w kategoriach politycznych, lecz wyłącznie rozrywkowych. Pierwszy zrobił to zresztą sam prezes PiS, wychodząc z sali niemal natychmiast po rozpoczęciu przemówienia przez nieszczęsnego niedoszłego premiera.
Jedno jest pewne: choćby prof. Piotr Gliński dostał trzy Noble, wykrył yeti, obalił teorię względności lub poślubił Dodę (albo wszystko na raz) – i tak zostanie zapamiętany wyłącznie z tego powodu, że dał się namówić do tak kretyńskiej inicjatywy. Jeden z dziennikarzy zapytał go, co Kaczyński obiecał mu w zamian. Gliński się na to obraził. I słusznie. Nie ma takich pieniędzy ani zaszczytów, które normalnego człowieka skusiłyby na coś takiego. Wierzę głęboko, że Gliński zrobił to za darmochę.
Inna sprawa, że najwięksi zwolennicy PiS-u zaraz zaczną uważać go za wybitnego socjologa. Zgodnie z teorią dysonansu poznawczego wielu z nich uwierzy w to już na zawsze. To w przyszłości może przynieść Glińskiemu wymierne profity. A już teraz da mu pięć minut sławy. Co prawda jest to sława kobiety z brodą lub cielęcia z dwiema głowami, ale na bezrybiu…
Z Twittera: Teraz Kurski powinien zapowiedzieć wniosek o votum nieufności wobec nieistniejącego rządu Glińskiego.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka