W „Rzeczpospolitej” i „Gazecie Polskiej” Rafał Ziemkiewicz przeprasza Cezarego Stypułkowskiego:
„Informuję, że zawarte w mojej książce »Michnikowszczyzna« stwierdzenia dotyczące osoby p. Cezarego Stypułkowskiego oparte zostały na fałszywych zniesławiających go informacjach. To sprawiło, że również moje odautorskie komentarze dotyczące osoby p. Stypułkowskiego i jego współpracowników były bezpodstawne i nieuprawnione. W związku z tym przepraszam p. Cezarego Stypułkowskiego za przyczynienie się do rozpowszechnienia fałszywych oskarżeń, godzących w jego dobre imię, usuwam wspomniane treści z kolejnych wydań książki i proszę wszystkich czytelników o uznanie ich za niebyłe”.
Jeden z komentarzy na internetowej stronie Rzepy brzmi tak: „Znając standardy Ziemkiewicza, to z kolejnych wydań »Michnikowszczyzny« zostaną same okładki”.
Ziemkiewicz w swej skromności zapomniał dodać, że powinien też usunąć swoje wypowiedzi na przykład z telewizyjnego reportażu Małgorzaty Cecherz „Równiejszy”, wyemitowanego w TVP Info w 2009 roku. Niemal każde wypowiedziane tam przez niego zdanie o Stypułkowskim było kłamstwem. Ziemkiewicz - poza innymi kłamstwami - wplątał Stypułkowskiego w aferę FOZZ. Tylko dlatego, że Stypułkowski na początku roku 1991 został prezesem Banku Handlowego (który prowadził rachunki FOZZ). Problem w tym, że gdy Stypułkowski przyszedł do BH, fundusz ten był już w likwidacji. Dlatego rzetelny dziennikarz Witold Gadomski, kreśląc sylwetkę Stypułkowskiego, napisał – widać zapomniał o istnieniu RAZ-a – pochopnie: „Jednak nawet najwięksi przeciwnicy nie byli w stanie powiązać Stypułkowskiego z aferą, który zajął fotel prezesa, gdy fundusz był już w likwidacji”.
Bo gdyby Ziemkiewicz przejmował się czymś takim, jak fakty, a zwłaszcza chronologia wydarzeń, musiałby poszukać sobie roboty na zmywaku albo przy utylizacji azbestu. O ile na zmywak albo do azbestu przyjmują ludzi o dwóch lewych rękach.
Niedawno RAZ musiał przepraszać Kamila Durczoka za napisanie w dwóch różnych pismach, że ten prowadził program „urżnięty” oraz „zdradzał objawy filipińskiej grypy”.
Przeprosiny Durczoka są chyba najbardziej śmiesznym tekstem, jaki się Ziemkiewiczowi udało napisać. A zarazem zdumiewająco szczerym przyznaniem się do tego, że ma w – ujmijmy to tak łagodnie – nosie jakąkolwiek troskę o standardy dziennikarskie: „Faktem jest, że nie znalazłem czasu na dociekanie, jakie były przyczyny szeroko komentowanego zachowania Durczoka. Oczywiście, mogłem zadzwonić i go zapytać, skoro znamy swoje numery telefonów. Przyjąłem jednak za dobrą monetę krążące po internecie domniemane »urżnięcie« , uprawdopodobnione aluzjami jego ekranowego gościa, bo się jak zwykle spieszyłem z tekstem na wczoraj, i bo mi to »urżnięcie« bardzo pasowało do złośliwej pointy, a w końcu bez złośliwości nie ma felietonu”.
W tłumaczeniu na polski te przeprosiny brzmią tak: „Nawet wtedy, gdy sprawdzenie jakiejś plotki jest dziecinnie proste i zajęłoby mi 15 sekund, nigdy tego nie robię, bo po pierwsze mi się nie chce, a po drugie zepsułoby mi to cały efekt”.
Przewlekłość procedur sądowych oraz niskie kary za kłamstwa i oszczerstwa sprawiają, że bardzo często taka postawa popłaca. Na szczęście czasami znajdują się ludzie, którzy mają dość uporu, by ludziom pokroju Ziemkiewicza powiedzieć „sprawdzam”. Wtedy Ziemkiewicz musi wchodzić pod stół i odszczekiwać swoje kłamstwa.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka