Ach, ta CETA!

No i w końcu doczekałam się wojny Polski z Kanadą.  Nie to, że WYczekiwałam jej, ale liczyłam się z tym, że może dojść do jakiegoś konfliktu. No i - bęc! - jest. 

Żywność w Kanadzie jest dużo droższa niż w Polsce, no, ale to w sklepach. Jak to wygląda z realnymi cenami producentów, nie będę się mądrzyć, bo nie wiem.
Fakt: business będzie robił nie producent,  tylko export-import-rappaport, niemniej…. 

Kanadyjska żywność jakością do pięt nie dorasta polskiej i ja, zwyczajnie, nie wierzę, aby rodacy w Kraju wybierali to paskudztwo ponad produkcję rodzimą, nawet jesli byłaby nieco tańsza ( nieco, bo dużo tańsza to ona być nie może).

Tu, rzeczywiscie, otwiera się znakomita okazja dla producentów żywności w Polsce, pytanie tylko, czy będą potrafili ją wykorzystać.  

Wiele razy pisałam o szansie, jaką dla Polski jest produkcja tzw.  żywności organicznej. Ona się w Kanadzie ( i USA) bardzo dobrze, i coraz lepiej, sprzedaje.  Oczywiście, tutaj   m u s i  pomóc rząd. Najpierw objąć odpowiednią  pomocą - i kontrolą -  producentów takiej żywności w Polsce, potem promocją.  Doceniam, a nawet podziwiam, wizjonerstwo Morawieckiego, ale jednak śmiem sądzic, że wypromowanie polskiej żywności jest ( przynajmnej w tej chwili) bardziej realine niż budowa, od technologicznych podstaw,  fabryki samochodów elektrycznych. Dajmy polskim proucentom żywności zarobić na te fabryki! ( mówię tu o podatkach, rzecz jasna:)
.............................................
Cierpliwie czekam na zakończenie tej wojny i więcej polskich produktów na półkach kanadyjskich marketów. Obym się doczekała - czego wszystkim zebranym z całego serca życzę:) 
Kaśka
PS Tak, nie ma złudzeń, że w pierwszej kolejności markety zawalą niemieckie strucle o terminie ważności do nast, stulecia, ale i tę plagę jakoś przeczekam;) Nie bądźcie tacy egoiści - Kanada potrzebuje polskiej żywności!!!!!

Kaśka