kierdel kierdel
705
BLOG

Kiepskie szkoły wyższe to nie problem

kierdel kierdel Społeczeństwo Obserwuj notkę 18

W normalnym szkolnictwie zróżnicowanie poziomu szkół wyższych jest rzeczą naturalną, dlatego nie należy likwidować gorszych uczelni.

W toczącej się dyskusji na temat polskiej edukacji często podnosi się problem niskiego poziomu małych, prywatnych szkół wyższych. Absolwenci tych uczelni uzyskują tytuły licencjackie, a czasem nawet magisterskie, ale wyniesione z nich wykształcenie nie dorównuje edukacji otrzymanej na renomowanych uniwersytetach czy politechnikach. Pojawiają się czasem są głosy, że należy zwiększyć kontrolę nad uczelniami prywatnymi, a te najgorsze zlikwidować. Czy jest to podejście słuszne?
 
Kiedy w latach 80. znalazłem się w USA, jedną z rzeczy, jakie mnie tam zaszokowały, była ogromna liczba szkół wyższych. Ot, chociażby na obszarze Wielkiego Bostonu, gdzie mieszkałem. Każdy oczywiście wie, że działają tam Harvard i Massachusetts Institute of Technology, jedne z najlepszych uczelni na świecie. Wielu osobom – szczególnie tym, które zajmują się nauką i edukacją – pewnie nie obce są nazwy Brandeis, Tufts i może parę innych; ale kto słyszał np. o Suffolk University? A taka szkoła wyższa też się tam znajduje. Oraz wiele innych uniwersytetów, nie mówiąc już o dziesiątkach college'y.
 
Siłą rzeczy poziom tych szkół jest zróżnicowany i jakość wykształcenia, jakie one dają studentom, też może się różnić. Zdają sobie z tego sprawę i pracodawcy, i studenci. W Stanach Zjednoczonych pracodawca przeprowadzając rozmowę z potencjalnym pracownikiem nie zadaje pytania: jaki masz zawód?, ale: jaką szkołę skończyłeś? Jest jasne, że jeżeli o tę samą pracę starają się jednocześnie informatyk po MIT oraz inny po wspomnianym Suffolk University, to ten drugi ma nikłe szanse, aby ją dostać.
 
Rangę uczelni określają publikowane corocznie rankingi. Oczywiście, nie są one idealne i można dyskutować, czy szkoła na pozycji 78. jest rzeczywiście lepsza od uczelni zajmującej 82. miejsce, ale nie ma wątpliwości, że szkoły z pierwszej dwudziestki dają w ogólności lepsze wykształcenie niż te z końca drugiej setki.
 
Tak więc, chociaż edukacja wyższa w USA jest często uważana za najlepszą na świecie, nie wszystkie uczelnie prezentują ten sam wysoki poziom. Oprócz znakomitych uniwersytetów są także szkoły przeciętne, a nawet całkiem kiepskie. Zdarzają się nawet takie curiosa jak Atlantic University w Virginia Beach, na którym studenci mogą zdobyć magisterium ze... zintegrowanej duchowości! W tym celu uczą się rozwijać wykraczającą poza 5 zmysłów świadomość percepcyjną na podstawie przykładów ze wschodniej i zachodniej tradycji duchowej i rozszerzają swoją samoświadomość za pomocą medytacji i pracy nad snami, poznając również tajniki astrologii transformacyjnej (sformułowania wzięte z oficjalnego prospektu uczelni). I jakoś nikomu to nie przeszkadza.
 
Obecnie polska edukacja wyższa jest do pewnego stopnia podobna do amerykańskiej. Po transformacji ustrojowej, w naszym kraju prywatne szkoły wyższe zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, był to bowiem świetny pomysł na biznes. Wystarczyło wynająć gdzieś parę salek, zatrudnić jako wykładowców kilku doktorów i doktorów habilitowanych, ewentualnie zakupić trochę komputerów, i już można było ściągać wysokie czesne. Wiele z tych szkół, nastawionych przecież głównie na przynoszenie zysku swym właścicielom, prezentuje raczej marny poziom (choć trzeba przyznać, że wśród nowo powstałych uczelni jest kilka całkiem niezłych).
 
Jest to zresztą sytuacja naturalna. Obecnie w Polsce nie ma aż tak licznej wykwalifikowanej kadry naukowej, by można było zapewnić naprawdę wysoki poziom wszystkim wyższym uczelniom.
 
Czy zatem należy likwidować gorsze szkoły wyższe? Uważam, że nie. Stara prawda mówi, że wszelkie odgórne regulacje zwykle tylko pogarszają stan rzeczy. A jeżeli panna Krysia lub pan Waldek, którzy ledwo ledwo zdali maturę i nie mają szans na indeks porządnego uniwersytetu, a jednak chcą mieć wyższe wykształcenie, to co w tym złego? Niech idą sobie do jakiejś gorszej uczelni. Jest pewna szansa, że nawet w kiepskiej szkole czegoś się nauczą.
 
Panna Krysia i pan Waldek powinni jednak zdawać sobie sprawę, że dyplom takiej uczelni niekoniecznie stanowić będzie klucz do dalszej kariery. Pracodawcy, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, zwracają teraz uwagę, jaką szkołę kończył kandydat do pracy. Słyszałem o sytuacjach mających miejsce w prestiżowych firmach, w których na jedno wakujące miejsce zgłasza się kilkuset kandydatów. Pierwszą selekcję przeprowadza wówczas... zwykła sekretarka, która od razu odrzuca podania absolwentów gorszych szkół. Dopiero w następnych etapach w proces wyboru najlepszego z pretendentów włącza się fachowa kadra.
 
Fakt, że w Polsce istnieją kiepskie szkoły wyższe, jest więc rzeczą normalną. Prawdziwym problemem jest brak naprawdę dobrych uczelni. Żaden z naszych uniwersytetów ani żadna z politechnik nie zbliża się poziomem nie tylko do Harvardu lub MIT, ale choćby do holenderskiego Universiteit Utrecht czy izraelskiego Technion. Ale to już temat na inną dyskusję.
 
Powyższy tekst (z drobnymi skrótami redakcyjnymi) ukazał się w dwutygodniku Prawda jest ciekawa w numerze z dnia 26 października br.
kierdel
O mnie kierdel

Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie: 1. Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska. 2. Trollem się nie jest; trollem się bywa. 3. Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”. 4. Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami. 5. Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat. 6. Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu internetowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo