Dziesięć lat temu przyjaciel, pracujący w jednej ze stacji telewizyjnych w Warszawie poprosił mnie, bym przetłumaczył rozmowę z przylatującym do Polski artystą rosyjskim.
Jesteśmy na Okęciu, artysta przyleciał, był w dupę pijany; towarzyszyły mu dwie młodziutkie, ładne dziewczyny.
Pytanie (kurtuazyjne, ze strony polskiej):
- Zapytaj go, jak się czuje po podróży, czy lot był udany…
Zapytałem.
Odpowiedź (przytaczam ją fonetycznie):
- Nu blad’, paszli ani wsie na chuj, eto że blad’ połnyj pizdiec, blad’, chujnia na posnom maśle. W samalotie pizda stjuardessa ni chuja nie prynasiła, charaszo, szto u mienia była maja butyłka wodoczki…
- Co on mówi? (pytają Polacy)
Długo myślałem, wreszcie przetłumaczyłem:
- Były problemy…
Kurtyna (do dziś dnia pękamy ze śmiechu, wspominając to "wydarzenie")
Komentarze