Kilka dni temu przemknęła przez media wiadomość o wyroku skazującym dwa włoskie ministerstwa, Obrony i Transportu, na zapłatę ponad 100 milionów euro odszkodowania rodzinom ofiar katastrofy lotniczej, która miała miejsce 31 lat temu i kosztowała życie 81 osób. Na przykładtutaj
Sprawa jest odległa w czasie, daleka geograficznie i nic nikomu w Polsce nie mówi. A powinna, szczególnie niektórym, czyli tym, którzy od czasu katastrofy smoleńskiej wiążą swoje nadzieje na jej wyjaśnienie z naszym członkostwem w strukturach NATO. Im ten mój wpis dedykuję.
Zacznijmy od końca: do dziś - a minęło 31 lat! - nie wiadomo co spowodowało katastrofę, nie ma winnych, nikt nie poniósł kary. Powstały niezliczone komisje śledcze, ministerialne, parlamentarne, eksperckie, odbyło się wiele procesów sądowych z oskarżenia o zacieranie śladów, fałszowanie dowodów a nawet zdradę stanu - te ostanie dotyczyły czterech generałów Aeronautyki Włoskiej - nic nigdy do końca nie ustalono, nic nikomu nie udowodniono. Totalna ciemność rozrywana jednak od czasu do czasu elementami prawdy wychodzącymi na jaw nawet po tylu latach.
A teraz wróćmy do początku.
27 czerwca 1980 roku samolot DC-9 z 81 osobami (4 członków załogi + 77 pasażerów) należący do linii lotniczej Itavia, lecący z Bologni do Palermo z dwugodzinnym opóźnieniem, będąc już niedaleko celu zniknął nagle z radarów i spadł do morza w okolicy wyspy Ustica. Wszyscy zginęli.
W chwili gdy urwał się kontakt samolotu ze światem piloci, na luzie, opowiadali sobie dowcipy - ich głosy zapisane są na CVR. Nic ich nie niepokoiło, nie zmagali się ani z awarią ani z problemami pogodowymi.
Ruszono na poszukiwania samolotu na morzu. Plamy paliwa na wodzie dostrzeżono natychmiast, pływające szczątki samolotu i 39 ciał na wodzie odnaleziono i wyłowiono w ciągu 4 dni. Reszta poszła na dno i osiadła na głębokości 3.700 metrów.
Już na drugi dzień po tragedii pierwszy ślad - do redakcji gazety Corriere della Sera zadzwonił przedstawicielNAR* i oświadczył, że w samolocie do Palermo leciał jeden z członków organizacji, Marco Affatigato, z bombą, która eksplodowała przypadkiem (przenaczona była do innych celów). Affatigato ukrywał się w owym czasie we Francji przed włoskim wymiarem sprawiedliwości oraz własnymi kolegami, którzy podejrzewali go o współpracę ze służbami specjalnymi. Owszem, współpracował, najpierw z CIA a potem z wojskowym kontrwywiadem francuskim SDECE **.
Już wtedy "ktoś" wiedział, że na szczątkach samolotu i ciał zostaną znalezione ślady materiałów wybuchowych. Pomysł z bombą miał je uwiarygodnić. Affatigato, cały i zdrowy, został aresztowany jakiś czas później. Kto wymyślił, że był na pokładzie samolotu?
Tego samego dnia powstała ministerialna komisja do badania katastrofy. Działała dwa lata. Nic nie wyjaśniła poza tym, że przyczyną tragedii był wybuch. Nie ustalono nawet czy wewnątrz czy na zewnątrz samolotu.
Na trzeci dzień od wypadku włączyli się w sprawę Anglicy. W jednym z dzienników opublikowano bardzo szczegółowy opis jak to francuska rakieta ziemia-powietrze, wystrzelona z okrętu towarzszącego dwóm lotniskowców, Foch i Clemenceau, w ramach ćwiczeń, trafiła przypadkiem w samolot pasażerski, który o tej godzinie w ogóle nie powinien się znajdować tam gdzie się znajdował. (Tu przypominam dwugodzinne opóźnienie wylotu z Bolognii.)
Francja natychmiast oświadczyła, że wszystkie jej okręty były tego dnia w porcie w Tulonie. Włoski minister obrony powiedział, że na Morzu Tyrreńskim w dniu katastrofy roiło się od okrętów francuskich i amerykańskich.
18 lipca 1980 roku w górach Kalabrii odnaleziony został libijski MIG23, który rozbił się przelatując nielegalnie nad terytorium Włoch. Pierwsza wersja oficjalna mówiła o zasłabnięciu pilota, locie na pilocie automatycznym i - w konsekwencji - rozbiciu o zbocze góry. Sekcja zwłok pilota miała potwierdzić datę wypadku, do którego zresztą Libijczycy się natychmiast przyznali i wzięli nawet udział w komisji powstałej do zbadania wypadku. Ale dwaj eksperci, którzy badali zwłoki, w późniejszym raporcie dla prokuratury stanowczo zmienili oficjalne dane. Zaawansowany stan rozkładu zwłok pilota wyraźnie wskazywał na śmierć o 20 dni wcześniejszą, w "okolicach" 27 czerwca. To stało się jednak dużo później. Oficjalnie pozostała wersja 18 lipca, podtrzymywana przez włoski rząd i oddalająca jakiekolwiek podejrzenia o związki MIG-a z wypadkiem DC-9 Itavii.
Ten późniejszy raport ekspertów zaginął w tajemniczych okolicznościach... Zaginęła także czarna skrzynka samolotu libijskiego... Same tajemnicze zaginięcia...
2 sierpnia 1980 roku - a więc w miesiąc po katastrofie samolotu - nowa tragedia dotknęła Bolognię, z której pochodziła większość ofiar katastrofy DC-9. W samym szczycie wyjazdów wakacyjnych wyleciała w powietrze stacja kolejowa pełna ludzi. 23 kilogramy materiałów wybuchowych ukrytych w walizce zabiły 85 osób i raniły ponad 200.
Cała uwaga opinii publicznej i mediów przeniosła się z wypadku lotniczego na ten nowy dramat. Stosunkowo szybko aresztowano wielu członków NAR jako odpowiedzialnych za masakrę. Teraz, po 31 latach, są ponoć nowe dowody, że na stacji bombę podłożyli Palestyńczycy. Ponoć. Kogo widziano bowiem w Bolognii na ulicy w dwa dni po wybuchu? Marco Affatigato, tego, który "zginął" w katastrofie DC-9 nad Ustiką miesiąc wcześniej. Został aresztowany.
W międzyczasie francuski SDECE razem z włoskim SISMI*** co rusz podsuwały prokuratorom badającym wypadek DC-9 jakieś nowe tropy. Pojawiały się - i znikały - nazwiska francuskich faszystów szykujących rzekomo serię ataków na włoskie pociągi. Prokuratorzy łykali przynętę i tropili podstawionych przez służby osobników. Do żadnych ataków na pociągi, na szczęście, nie doszło, ale prokuratorzy mieli pełne ręce roboty.
30 listopada pojawiły się nowe rewelacje w sprawie samolotu. Niespodziewanie dla wszystkich głos zabrali eksperci z niezależnej amerykańskiej agencji do badania wypadków NTSB****. Byli oni poza zasięgiem jakichkolwiek służb, nie musieli się liczyć z polityką. Ogłosili, że DC-9 został trafiony rakietą.
Tę informację amerykańskiej agencji natychmiast podchwyciła Itavia, która dotąd występowała w charakterze głównego oskarżonego o spowodowanie katastrofy poprzez zaniedbania w sferze bezpieczeństwa swoich lotów. Na Itavię wskazywała także Alitalia, bezpośredni konkurent prywatnej linii, moloch w państwowych rękach, upolityczniony do granic możliwości.
Gdy Itavia wskazała na rakietę jako przyczynę tragedii DC-9, najpierw została oskarżona przez prokuraturę o sianie zamętu i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji, a wkrótce potem dekretem ministerialnym odebrano jej licencję na usługi lotnicze. I tak Itavia wypadła z gry.
W tle bezustannie knuły nowe spiskowe teorie służby. Powróciła teoria o szykowanym "terrorze w pociągach". Jak na zamówienie, w pociągu relacji Taranto-Mediolan znaleziono nawet porzuconą walizkę pełną broni, materiałów wybuchowych, dokumentów, biletów lotniczych i innych przydatnych dla ukierunkowania śledztwa szczegółów.
Znałazły się także dokumenty pogrążające szefa SISMI, który zbyt uważnie zaczął się przyglądać zamachowi na stację w Bolognii. Nagle okazało się, że francuski SDECE ma dowody iż Włoch jest... agentem Kadafiego. Został odsunięty od śledztwa, a nowym szefem nieformalnie został doradca SISMI, który był agentem francuskiego SDECE. I tak włoski kontrwywiad wojskowy znalazł się de facto w rękach... Francuzów.
W 1982 roku, w marcu i w czerwcu, samoloty pasażerskie innej linii lotniczej, Ati, znalazły się przypadkiem w samym środku ćwiczeń natowskiej floty. Myśliwce NATO startujące z lotniskowców miały wyłączone transpondery i radary cywilnego ruchu lotniczego nie miały pojęcia na jakich wysokościach ćwiczenia w ostrym strzelaniu się odbywały. Dodatkowo oliwy do ognia dolał szef ANPAC***** - włoskiego związku pilotów cywilnych - który opisał praktyki natowskie i francuskie dotyczące używania własnych radarów bez informowania o ruchu myśliwców cywilnych struktur lotniczych Włoch. Uniemożliwiało to całkowicie jakiekolwiek zapewnienie bezpieczeństwa cywilnym samolotom pasażerskim. W praktyce oznaczało to, że cywilna obsługa radarowa nie miała pojęcie gdzie, kiedy i kto strzela.
1 października 1982 roku znowu do akcji wkroczyli Anglicy. Ze śledztwa przeprowadzonego przez brytyjskąBBC wynikać miało, że DC-9 Itavii zestrzeliły myśliwce libijskie. I to nie omyłkowo, a celowo. Tę tezę natychmiast poparło NATO dostaczając dokumentację, z której wynikało niezbicie, że MIGi 23, na których latali wtedy Libijczycy, były absolutnie zdolne technicznie do przeprowadzenia takiego ataku na terytorium Włoch.
I znowu w sprawie DC-9 zapadła na wiele lat cisza.
Dopiero w 1986 roku zdesperowani członkowie rodzin ofiar zwrócili się do ówczesnego Prezydenta Republiki, którym był Francesco Cossiga, by ten spowodował przyspieszenie śledztwa. Cossiga zlecił zajęcie się sprawą premierowi Craxi. Rząd upublicznił wtedy dwa raporty, jeden Aeronautyki Wojskowej i drugi autorstwa komisji technicznej wspomaganej przez ekspertów CNR****** - państwowego Narodowego Komitetu Badawczego. Raport naukowców zawierał wniosek, że DC-9 zestrzelono rakietą. Doradcy z CNR podnieśli też konieczność wydobycia i zbadania szczątków samolotu leżących na dnie morza.
Raport Aeronautyki Wojskowej podważał tezę naukowców twierdząc, że ślady T4 znalezione na dostępnych szczątkach wykluczają wybuch rakiety i uparcie lansował tezę wybuchu bomby na pokładzie. Rzekomo brak innych materiałów wybuchowych poza T4 był dowodem na bombę. Zapomnieli wojskowi z Aeronautyki, że obok T4 znaleziono duże ilości śladów TNT i to już podczas działania pierwszej komisji ministerialnej w 1980 roku, 6 lat wcześniej.
Dwaj eksperci pracujący dla komisji technicznej w dwa lata później przyznali, że byli poddawani naciskom i inwigilacji. Mieli do dyspozycji aparatury zdolne wykryć "milionowe części jednej milionowej grama" i pozwalające na ustalenie narodowości metalowych części rakiety. Tych badań nigdy nie pozwolono im przeprowadzić...
12 października 1986 roku we włoskim parlamencie poinformowano, że zlecono marynarce Stanów Zjednoczonych odnalezienie resztek samolotu na dnie morza i sporządzenie dokumentacji filmowej i fotograficznej. Dokumentacja taka została wykonana i dostarczona przez ambasadę USA włoskiemu rządowi.
28 października 1986 roku powrócił wątek libijskiego MIG-a, o którym już wszyscy zdążyli zapomnieć. Włoski dziennik Il Messaggero opublikował dane uzyskane od włoskiego kontrwywiadu SISMI. MIG 23 pilotował zdrajca, który postanowił go uprowadzić do Włoch. Kadafi wysłał za nim pościg, który omyłkowo trafił DC-9 zamiast swojego zdrajcę. Znowu pamięć zawiodła Aeronautykę. Przecież "udowodniono", że MIG spadł trzy tygodnie później i taką wersję podtrzymywał rząd włoski.
30 kwietnia 1987 roku ruszyła operacja wydobycia resztek samolotu z morza. Sędziowie, którzy już w roku 1980 domagali się od rządu wydobycia szczątków spotykali się zawsze z odmową spowodowaną zbyt dużymi kosztami wyliczonymi wówczas na 15 miliardów lirów. W 87 roku zlecono operację, w wyniku "prywatnych negocjacji" francuskiej firmie Infremer, powiązanej z... francuskim kontrwywiadem SDECE. Poinformowano, że największa na świecie i najlepiej wyposażona do takich celów firma amerykańska odmówiła podjęcia się tego zadania. O zlecenie ubiegała się także włoska firma SAIPEM, której jednak nie wzięto pod uwagę podczas negocjacji.
Tak więc francuski SDECE dostał zadanie odszukania dowodów na swoje własne krętactwa. Francuzi zaczęli od stwierdzenia, że potrzebują miesiąc czasu na odnalezienie i sfilmowanie szczątków zanim przystąpią do ich wydobycia. Znowu kogoś pamięć zawiodła. Przecież cała dokumentacja miejsca katastrofy leżała już na stole włoskiego rządu, dostarczona przez Amerykanów...
Operacja wydobycia zakończyła się w maju 1988 roku. Wydobyto czarną skrzynkę, potwierdzono, że samolot zestrzeliła rakieta. Wśród szczątków przekazanych Włochom nie było jednak ani jednego grama materiału należącego do rakiety. Francuzi przesiali wszystko przez sitko i wyzbierali wszelkie fragmenty rakiety, które mogłyby wskazać jej pochodzenie. Samolot zestrzeliła rakieta, której nie ma.
W oczekiwaniu na szczątki samolotu wyławiane przez Francuzów, włoski SISMI już w 87 roku przekazał prokuraturze nowy raport. Wynikało z niego, że pilot rozbitego MIG-a zdradził Kadafiego, uciekł samolotem wyposażonym w najnowocześniejszy sprzęt radziecki i chciał przekazać samolot Amerykanom. Libijskie myśliwce, które ruszyły w pogoń za uciekinierem przez przypadek trafiły w DC-9, który akurat znalazł się w pobliżu, lub - wersja dodatkowa - to uciekający MIG "schował" się celowo w cieniu DC-9 aby zmylić pogoń. Rakieta trafiła DC-9, a MIG-zdrajca został później zestrzelony bronią maszynową i spadł w Kalabrii. Niestety dla SISMI, wcześniejsze ekspertyzy Aeronautyki wykazały, że MIG, po pierwsze, był starym modelem nie reprezentującym żadnej interesującej Amerykanów nowości, a, po drugie, żaden MIG libijski nie miał w ogóle autonomii lotu by wystartować z Libii, zestrzelić uciekiniera we Włoszech i wrócić do domu. Żadnego libijsko-libijskiego pościgu nie było i być nie mogło nad terytorium Włoch.
Cały misterny plan utkany z bzdurnych teorii wziął w łeb.
2 listopada 1988 roku pojawił się nowy misterny plan. Pierwszy program włoskiej państwowej telewizji RAI przedstawił "nowy" dokument. Wynikało z niego, że 27 czerwca 1980 roku na wschód od Sardynii na Morzu Tyrreńskim odbywały się włoskie manewry ćwiczebne. Wypuszczono bezzałogowy samolot-cel, wystrzelono w jego kierunku rakietę i niechcący trafiono DC-9. Można powiedzieć - "włoska robota". Dowodem koronnym był zapis tajemniczego drugiego radaru z lotniska Ciampino pod Rzymem, o którym to zapisie nikt wcześniej nigdy nie słyszał. Tu trzeba zaznaczyć, że wszystkie włoskie radary cywilne i wojskowe już od początku całej sprawy przekazały prokuraturze wszelkie swoje zapisy tego co działo się nad Włochami feralnego dnia. A tu - masz! - był drugi radar na Ciampino, który przeoczono...
Ale nie tylko Włosi wykazali się zanikami pamięci. Już w dzień po transmisji we włoskiej telewizji odezwali się Amerykanie. Oni też sobie przypomnieli, że mają zapisy radarowe, na których widać jak dwa samoloty (w domyśle libijskie MIGi) zbliżają się do DC-9. Minęło co prawda 8 lat, ale zapisy z amerykańskich radarów są i są wyjątkowo czytelne, dużo bardziej czytelne od zapisów z drugiego radaru z Ciampino.
Jakby tego było mało, sekretarz generalny NATO Woerner wydał 11 listopada 1988 roku oświadczenie, w którym kategorycznie stwierdził, że Włochy nigdy formalnie nie wystąpiły do Paktu Północnoatlantyckiego z pytaniem jakie siły były obecne i jakie manewry się odbywały 27 czerwca 1980 roku na Morzu Tyrreńskim. Potwierdziła tę zupełnie niewiarygodną informację włoska komisja powołana przez włoski rząd. Po prostu zapomniano zapytać NATO czy czasem czegoś nie wie...
30 stycznia 1989 roku komisja ta zwróciła się do NATO o informacje. Odpowiedź była jasna i krótka: NATOwyklucza jakąkolwiek swoją odpowiedzialność w sprawie katastrofy DC-9. Nie wyklucza jednak obecności i działań na terenie katastrofy sił narodowych, na przykład francuskich, amerykańskich i niemieckich. "Byliśmy tam, ale nas nie było."
17 marca 1989 roku rząd zlecił kolejne śledztwo Aeronautyce Włoskiej. Już w maju Aeronautyka przedstawiła swój raport. Aeronautyka Włoska nie miała nic wspólnego z katastrofą, a powodem upadku DC-9 do morza była bomba na pokładzie. Kółko się zamknęło. Winnych brak.
Od razu w maju ówczesny premier De Mita stworzył następną komisję do zbadania ewentualnych niedociągnięć i zaniedbań ze strony administracji publicznej w sprawie wypadku. Raport tej komisji wykazał poprawne działania, nie wykazał niczyjej odpowiedzialności i w pełni zgodził się z raportem Aeronautyki - to była bomba!
Dla świętego spokoju 2 lipca 1989 roku Francuzi powiedzieli jeszcze ostatnie słowo. Agencja France Pressoświadczyła, że weszła w posiadanie zapisów radarów z Ciampino, z których wynika jasno walka dwóch MIG-ów w pobliżu DC-9 i omyłkowe zestrzelenie. Włosi już tylko wzruszyli ramionami i powiedzieli, że znają te zapisy od prawie roku i żeby się Francuzi tak nie wysilali.
Znowu zapadła cisza w sprawie śmierci 81 osób.
W latach 90-tych i aż do roku 2005 odbyło się wiele procesów dowódctwa Aeronautyki Włoskiej. Oskarżeni o zacieranie śladów i falszowanie dowodów byli oficerowie do generałów włącznie. Wyroki uniewinniające wszystkich oskarżonych zapadały w kolejnych instancjach, były podważane przez prokuraturę, ponownie rozpatrywane i ponownie rozprawy kończyły się jednoznacznie - wszyscy niewinni.
Wyglądało na to, że było pozamiatane...
Aż tu nagle, w lutym 2007 roku, odezwał się emerytowany prezydent Włoch Francesco Cossiga, ten sam, który był premierem rządu w okresie katastrofy DC-9. Kategorycznie oświadczył, że samolot Itavii został trafiony rakietą wystrzeloną przez myśliwiec francuski, który wystartował z lotniskowca Clemenceau. Myśliwiec gonił samolot libijski, na pokładzie którego znajdował się pułkownik Kadafi. Cossiga ujawnił też, że został o tym natychmiast poinformowany przez włoski wywiad. Nie wyjaśnił dlaczego milczał przez tyle lat znając prawdę.
Ex-prezydent wrócił do tematu 24 maja 2010 roku. W wywiadzie udzielonym wszystkim głównym dziennikom włoskim doprecyzował, że francuski myśliwiec "schował" się w cieniu DC-9 aby nie zostać dostrzeżonym przez samolot libijski z Kadafim na pokładzie. Wystrzelił rakietę w celu zabicia Kadafiego, ale trafił w DC-9.
Prokuratura włoska wszczęła nowe śledztwo. Pierwszym krokiem było zwrócenie się o pomoc prawną do USA i Francji. Na tę prośbę oba kraje nie raczyły nawet odpowiedzieć.
Prezydent Francesco Cossiga zmarł w sierpniu 2010 roku. Nic już więcej nie powie.
Tyle rekonstrukcji głównych faktów.
Pominęłam wiele wątków pobocznych, prób fałszowania dowodów takich jak znikające zapisy radarowe dwóch głównych ośrodków radarowych w Marsali i Licoli - w jednym zacięły się jakieś taśmy akurat na te pół godziny kiedy miała miejsce katastrofa, w drugim powyrywano kartki z rejestrów, akurat te z 27 czerwca...
Pominęłam sprawę francuskich myśliwców z bazy na Korsyce, które, według oświadczenia władz francuskich feralnego dnia od godziny 15.00 zakończyły działalność i stały grzecznie na płycie lotniska w Solenzarze, a według włoskiego generała karabinierów, który akurat był wtedy na wakacjach u rodziny tuż obok bazy - latały jak wściekłe całą noc i nie dały nikomu spać.
Pominęłam sprawę alarmu lotniczego trzykrotnie podniesionego dla całego włoskiego lotnictwa wojskowego w dniu katastrofy, zanim do niej doszło, spowodowanego obecnością niezidentyfikowanych samolotów bojowych nad terytorium Włoch. Piloci, którzy ten alarm trzy razy wszczynali wiedzą kogo widzieli w powietrzu.
Pominęłam wątek anonimowego telefonu do pewnej transmisji telewizyjnej. Dzwonił ktoś podający się za oficera ze stacji radarowej w Marsali. Transmisja dotyczyła brakujących minut zapisu radarowego z 27 czerwca 1980. Dzwoniący powiedział, że był wtedy na służbie, analizował na bieżąco zapisy i następnego dnia po tragedii dostał wraz z innymi kolegami rozkaz od przełożonego, żeby o wszystkim co widzieli zapomnieć.
Pominęłam tajemnicze zgony, które były udziałem wielu z wojskowych zamieszanych w sprawę DC-9. 12 oficerów straciło życie w wypadkach samochodowych lub popełniło samobójstwa. Jeden, zanim się powiesił, mówił rodzinie, że w powietrzu tego dnia odbyła się regularna bitwa i że "byliśmy na skraju wojny".
Rys historyczny
Rok 1980 to zimna wojna w całej krasie. W Europie decydowały się losy amerykańskich rakiet Cruise. W większości krajów zachodniej Europy gwałtowne protesty społeczne stawiały pod znakiem zapytania obecność nowych amerykańskich głowic nuklearnych. Pierwsi ulegli Amerykanom Włosi i Cruise zainstalowano w bazie w Comiso.
Przypominam też niezorientowanym, że Francja wystąpiła ze struktur sojuszu militarnego NATO w 1966 roku za prezydencji De Gaulle'a i powróciła do nich dopiero za prezydenta Sakozy'ego w 2009 roku. W tym okresie Francja była w NATO jedynie na poziomie politycznym.
*NAR - Nuclei Armati Rivoluzionari - grupa neofaszystowskich terrorystów czynna w latach 1977-81, odpowiedzialna za 33 zabójstwa i kilka zamachów
**SDECE - Service de Documentation Extérieur et de Contre-Espionnage
***SISMI - Servizio per le Informazioni e la Sicurezza Militare
****NTSB - National Transportation Safety Board
*****ANPAC - Associazione Nazionale Piloti Aviazione Commerciale
******CNR - Consiglio Nazionale delle Ricerche
Autor: m.m.w.
Lata szczęśliwe są latami zmarnowanymi, praca postępuje tylko w cierpnieniu. Tylko w nieszczęściu poznajemy świat i samych siebie, zdobywamy się na wysiłek i pogłębienie życia, a wiec na to wszystko, dla czego najwięcej warto żyć. (…)Troska rozwija siły ducha. Marcel Proust
redaguje zespół:
Aspen.
Basia007
Basia klika na Salonie24
dobronata
Docent Stopczyk
dry
ehad
Eternity
lagriffe
Lchlip
Mila Nowacka
Michalki
m.m.w.
Mr.Spock
NOTAX
waldburg
Alpejski
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura