Ten tekst będzie ostateczną rozprawą z poronioną ideą ekstra-zasiłków dla potomków Jakuba Szeli. Szantaż i grożenie odcięciem Polsce i innym „nowym” krajom UE, jeśli Wielka Brytania nie zgodzi się na unijny budżet 2011, to żadna groźba. Rolniczy Związek Zawodowy Przedstawicielstwo Sejmowe PSL będzie mogło skończyć z demagogią uprawianą od czasu akcesji.
Dopłaty do hektara, dopłaty do tony zboża, dopłaty na zakup narzędzi i maszyn, dopłaty, dopłaty, wszędzie te dopłaty. Dorzućmy do tego z góry narzucone granice cen skupu oraz rolniczy fundusz emerytalny klasy premium KRUS.
Powszechne przekonanie: Korzyść dla rolnika. Warto to sobie wyjaśnić: Dopłaty szkodzą wszystkim, począwszy od jednostek, kończąc nai tych, którzy agrarne wsparcie otrzymują.
Po pierwsze, to odwieczny problem, że aby cokolwiek komuś dać, trzeba najpierw komuś innemu zabrać. Jest to korzyść odniesiona przez jednych kosztem drugich, co jest sprzeczne z Konstytucją III RP. Według Ludwiga Erharda, twórcy terminu „społecznej gospodarki rynkowej” funkcjonującego w naszej konstytucji jako określenie ustroju gospodarczego w III RP, w społecznej gospodarce rynkowej żaden podmiot w gospodarce nie może poprzez państwo odnosić korzyści względem drugiego. Redystrybucją dochodu zajmuje się właśnie państwo, dlatego dopłaty są sprzeczne z obowiązującym u nas ustrojem gospodarczym. Pomijając, że owa redystrybucja jak i pobieranie środków z Brukseli wymaga bardzo kosztownej i czasochłonnej obsługi. Co też powoduje koszty wystarczająco amortyzujące korzyści rolnków. Uzależnienei od unijnych środków ma jeszcze jedną wadę – skazanie na

Po drugie, dopłaty podwyższają ceny produktów rolniczych. Podwyższają ceny, ponieważ opłaca się utrzymywać sztuczną podaż (dopłaty do jednostki produkcji), lub niską efektywność wykorzystania surowców (poprzez dopłaty do hektara), co prowadzi do zmarnowania zarówno jednostek produkcji, jak i surowców. Tłumacząc z ekonomicznego na j.polski – pole stoi odłogiem, a dopłaty spływają.
Po pewnym czasie okazuje się, że ceny albo dramatycznie spadły, więc trzeba dopłacać do produkcji), albo dramatycznie wzrosły i cena będzie niwelowana przez spadający popyt, ze stratami w podaży. W dodatku, jeśli rolnik ma więcej pieniędzy, tworzy w branżach zaopatrujących rolników w środki produkcji swoistego rodzaju quasi-inflację. Dlaczego? Ponieważ nieracjonalnie wygospodarowany nadmiar gotówki zwiększa popyt na nasiona, nawozy, narzędzia, maszyny rolnicze i wreszcie powiększa kwotę, jaką trzeba odprowadzić na podatki z tytułu obrotu pieniędzmi, a to prowadzi do podwyższenia cen. Jest to kolejny czynnik nakręcający spiralę (raz zaburzony mechanizm będzie musiał być nieustannie korygowany – pieniędzmi podatnika, w tym rolnika!), ponieważ państwo a) albo zaczyna kontrolować rolników (więcej środków na biurokrację, tak!), albo b) wydaje pieniądze na bezsens..
Po trzecie, dopłaty niszczą zasady gry rynkowej i szkodzą konsumentowi. Bez dopłat produkty rolnicze posiadałyby inną cenę. Gdyby były droższe, musiałaby nastąpić korekcja aż do poziomu bliskiego kosztom marginalnym (w myśl zasady, że „pieniądze nie leżą na ulicy” – jeśli jeden dostawca zawyży ceny, drugi może wykorzystać okazję i odebrać mu klientelę poprzez tańszą ofertę). Gdyby ceny były niższe, skorzystaliby na tym konsumenci (wedle europosła D. Hannana, kasując dopłaty i kwoty rolnicze przeciętna brytyjska rodzina zaoszczędziłaby do 300 funtów miesięcznie).
Mający mniej pieniędzy konsument nie będzie kupował np. produktów pochodzących ze szlachetniejszego zboża, tylko zdecyduje się na razowiec, co oczywiście zaszkodzi plantatorom dbającym o jakość i przetwórcom. Przetwórcy, zmuszeni do nadpłaty za gorszy i droższy produkt, bądź też płacący w podatkach na państwowe dopłaty muszą podwyższyć ceny swoich produktów, które konsumują przecież także rolnicy! Rolnik nie orientuje się, że siła nabywcza jego pieniądza spada wyrównujac mu „korzyści”, jakie odniósł z dopłat! Przecież on też codziennie je chleb, jajka, dżemy, pije soki, herbatę, piwo. Totalny obłęd - ilość pieniądza i towarów w gospodarce nie zwiększy się od prostych dopłat!
Po czwarte, dopłaty zabijają innowacyjność i konserwują sektor rolniczy w skansen. Kiedy hektar, niezależnie od tego, czy rośnie tam kąkol, oset czy większego kalibru pszenica, jest tak samo „dopłacany”, niszczy się wszelkie bodźce rozwoju. Jeden rolnik, aby w grze rynkowej pobić konkurentów, musi być innowacyjny, wprowadzać nowe metody produkcji, bardziej efektywne narzędzia, docierać do większej ilości konsumentów, aby zaoferować niższą cenę i/lub lepszy produkt. W kryzysowej sytuacji, gdy sprzedaż np. ziemniaków spada, powstałaby zachęta np. do budowy tanich szklarni, z której „wyszłyby” tańsze pomidory lub cytrusy? To oczywiście hipotetyczny przykład (może być tak, że w Polsce uprawa cytrusów w szklarni w ogóle nie opłaca się – ale skoro opłaca się na Islandii…?).
Po piąte, dopłaty są wysoce niemoralne, ponieważ promują mentalność Kalego. Oczywiście, jak Niemcy Kalemu trzodę zabierać (np. w trakcie wojny), to źle, ale jak Kali przez dopłaty zabiera Niemcowi np. narzędzia (które kupiłby Niemiec za swoje pieniądze), to dobrze. Jeśli szlachcic pańszczyznę Kalemu zabrać, to źle, ale dobrze, jak Kali zabierać mieszczuchom pieniądze. Postawa roszczeniowa zyskuje społeczne poparcie poprzez głośną aklamację, w dodatku kompletnie bez refleksji na temat szkód, jakich może ona wywołać poprzez folgowanie tej czy innej grupie „interesu”, w tym wypadku rolnikom.
Po szóste, dopłaty do hektarów szkodzą całej ekonomii, zwłaszcza kraju, który dopiero aspiruje do miana państwa rozwiniętego. Inaczej mówiąc, w sytuacji, gdy w rolnictwie spadają dochody, następuje odpływ siły roboczej do innych sektorów gospodarki.
Sytuując na ciepłych miejscach rolników, których w krajach Europy Wschodniej procentowo dużo więcej niż w krajach „zachodnich”, uniemożliwia się restrukturyzację gospodarki, rozwoju innych gałęzi, jak np. przemysłu lekkiego czy sektora usług. Niszczenie kapitału płynącego pod przymusem państwa jako dopłaty do rolników, daje ostro w kość i tak nie za bogatej gospodarce, pogrążając ją w marazmie i ślepym zaułku. W dodatku państwa zmuszone do płacenia haraczu polskim, słowackim czy rumuńskim rolnikom, mają mniej pieniędzy na import innych polskich towarów.
Po siódme, dopłaty tworzą z rolników kolektywny byt, mający swoje określane przywileje i obowiązki w państwie. Będąc zgryźliwym cynikiem można powiedzieć, że dopłaty tworzą swojego rodzaju „mentalny kołchoz” (gdyż uzależniają rolników od państwa i czekają na jego „plany”). W ten sposób coś, co przemocą nie udało się osiągnąć żadnej komunistycznej gospodarce i propagandzie, staje się rzeczywistością na naszych oczach.
Szkody jakie wywołują dopłaty, są drastyczne przede wszystkim pod względem ekonomicznym, ale także politycznym i moralnym. Jest niedopuszczalne, by utrzymywać wysokie ceny za produkty rolnicze. To odbija się na przeciętnym budżecie każdej rodziny, także rolniczej, która nim się spostrzeże, to w najlepszym wypadku tyle pieniędzy ile zyska z dopłat, tyle straci później na droższych produktach.
Kamil Kisiel
siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka