Ucieczka z piekła czy pogoń za zyskiem?
Jednym z najgorętszych w ostatnim dziesięcioleciu tematów jaki rozgorzał pomiędzy ludźmi interesującymi się gospodarką jest zagadnienie outsourcingu. W tych dyskusjach za szpady robią racje bardziej moralne i etyczne niż racjonalne i ekonomiczne. Firmy, które dokonują offshoringu, są ostemplowywane jako niemające skrupułów, żądne zysku korporacje. Z kolei drudzy mówią, że w warunkach dużego instytucjonalno-regulacyjno-podatkowo-syndykalistycznego obciążenia, firma, a właściwie nią zarządzający, mają pełne prawo spakować się i wynieść.
Rolą ekonomisty pozostaje jednak nie ocena moralna lub etyczna, tylko osąd racjonalny na podstawie przesłanek empirycznych. Obserwuje on “wynoszące się firmy” i zastanawia się, co je do tego skłania. Spontaniczna odpowiedź wydaje się być banalna: Dokonując outsourcingu można ciąć po kosztach produkcyjnych. Debata na temat outsourcingu zostaje w ten sposób nieznośnie spłaszczona. Nie mówi się na dobrą sprawę ani o koniecznych warunkach umożliwiających ścięcie kosztów, ani o implikacjach tegoż.
Jakby nie patrzeć, wychodzi podobnie
Aby udowodnić moją neutralność w sporze o outsourcing pozwalam sobie zbadać temat zarówno z punktu widzenia austriackiej szkoły ekonomii z jednej strony, jak i – z drugiej – z punktu widzenia nowej szkoły instytucjonalnej… Zacznijmy od pierwszej.
Szkoła Austriacka
Zakładamy, że kierujący firmą A zarządcy stwierdzają pewnego słonecznego dnia, że wyniki firmy są niezadowalające i że nadzieję na poprawę daje możliwy outsourcing. Sięgając po definicję wyczytujemy, że outsourcing to przeniesienie ośrodków produkcyjnych, bądź całej firmy, z macierzystego kraju do innego, a głównym bodźcem są niższe ceny produkcji, a rzadziej zdobycie zupełnie nowego rynku. Z tej ogólnie przyjętej definicji możemy wywnioskować, że outsourcing zakłada: 1. Częściowe lub całkowite zamknięcie firmy w kraju macierzystym i 2. Otwarcie, tj. odtworzenie struktury firmy w kraju docelowym, zwieńczone nowym bilansem otwarcia i ponownym uruchomieniem produkcji.
Z technicznego punktu widzenia outsourcing jest bowiem niczym innym jak inwestycją i spełnia jej wszelkie, zarówno leksykologiczne, jak i matematyczne, cechy. Inwestycja jest to dochód minus wydatki w okresie czasu n pomniejszone o wydatki początkowe. W tym wypadku naszym wydatkiem początkowym są koszty zamknięcia firmy w kraju macierzystym i rekonstrukcji w kraju docelowym. Dochód pozostaje w abstrakcyjnym ujęciu niezmieniony, tak samo jak wydatki. Okres n można uznać za okres, w/po którym zyski w kraju dopłynięcia zrekompensują wydatki związane z przeniesieniem i utrzymaniem przedsiębiorstwa w nowym miejscu.
1. Te dwa punkty wymagają poniesienia pewnych kosztów i porównania bieżących kosztów produkcji i ich odpowiednie umiejscowienie w równaniu strat i zysków.
I. W wypadku zamknięcia firmy koszta to przede wszystkim:
-> odprawy dla zwalnianych pracowników
-> odszkodowania dla partnerów handlowych za zerwanie aktualnych umów
-> koszty związane z administracyjną likwidacją firmy
-> przygotowania do spedycji majątku i transferu kapitału
-> koszty rozplanowania i harmonogrowania procesu przenosin
-> koszty otwarcia filii sprzedaży, instytutu researchingowego bądź centrum technologiczno-komunikacyjnego
II. Na miejscu mogą ciągle pozostawać, a co za tym idzie, muszą być wliczane w poczet kosztów bieżących:
-> filie sprzedaży
-> instytut researchingowy, zajmujący się badaniem trendów na rynku zbytu w kraju macierzystym
-> centrum technologiczne bądź komunikacyjne, z którego będzie prowadzona rekrutacja i kierowana produkcja w kraju dopłynięcia.
III. W rzadkich przypadkach te koszta mogą być zrekompensowane przez:
-> sprzedaż majątku trwałego przedsiębiorstwa
-> sprzedaż (niektórych) patentów i licencji
-> sprzedaż nieprzenośnych i niezdolnych do adaptacji maszyn produkcyjnych
Totalne koszty przenosin obliczamy odejmując od sumy wydatków w grupie I kompensacje w grupie III. II będzie, jak już zostało wpisane, ciągle musiało być wliczane w bieżące straty/wydatki firmy A.
2. W tym miejscu dochodzimy do otwarcia firmy w kraju docelowym.
IV. Samo otworzenie firmy
-> koszty spedycji majątku produkcyjnego i transferu kapitału (+cła i podatki)
-> zakup nowego majątku trwałego
-> adaptacja maszyn produkcyjnych, montaż, znalezienie serwisu
-> znalezienie nowych, wykwalifikowanych pracowników bądź/oraz…
-> … założenie centrum szkolenia lub wdrożenie programu szkoleniowego dla przyszłych pracowników
-> znalezienie spedytorów, transporterów, pośrednika finansowego, partnera komunikacyjnego, energetycznego i prawnego
-> administracyjne koszty otwarcia działalności gospodarczej w kraju docelowym
-> inne koszta jednorazowe
IV dodajemy do I pomniejszonego o III otrzymując w ten sposób pozycję “wydatków początkowych inwestycji”. Następnie porównujemy bieżący rachunek strat i zysków w kraju macierzystym i porównujemy z planowanym (bardziej pasowałoby “przepowiadanym sobie samemu”) rachunkiem strat i zysków, w którym należy uwzględnić wydatki początkowe w kraju docelowym. Podsumowując:
Teorem o racjonalnym bodźcu skłaniającym firmę A do outsourcingu:
Outsourcing zajdzie tylko wtedy, gdy suma zysków (strat) w okresie n w kraju macierzystym jest lub będzie mniejsza niż przewidywana suma zysków (strat?) w analogicznym okresie n* pomniejszona o wydatki początkowe w kraju docelowym, przy czym n oznacza okres, po którym outsourcing stanie się wg przewidywań opłacalny, a sumy zysków w obu przypadkach przemnożone przez [1 - opodatkowanie].
Credo?
Zmniejszyć zyski, zwiększyć straty – to główne credo i motto outsourcingu, tego głównego zjawiska zbioru zjawisk potocznie zwanego globalizacją, nie oddaje w pełni jego obrazu, jest jego ledwie widocznym, kanciastym i czarno-białym szkicem, dającym zdeformowane pojęcie zaledwie na temat jego konturów. Z punktów I do IV i ich podpunktów można wyprowadzić wiele dalszych rozważań i pytań, np. z punktu widzenia liberałów warto byłoby zadać sobie pytanie, jak wielkie musiało być bieżące obciążenie w kraju macierzystym, że pomimo szeroko zakrojonych wydatków początkowych związanych z przenosinami, dane przedsiębiorstwo decyduje się przenieść firmę. Jak wielkie straty ponosi firma i jak bardzo hamowany jest jej rozwój, gdy musi ona znosić działalność instytucji, fiskusa, regulacji, syndyków i, związane ze wszystkimi czterema, naciski polityczne. Nie wspominamy tutaj celowo o ryzyku tej specyficznej “inwestycji”, jaką jest outsourcing, gdyż omówimy to w akapicie rozpatrującym outsourcing pod kątem nowej szkoły instytucjonalnej.
Nowa Szkoła Instytucjonalna
Pierwszą grupą NSI są wyznawcy teorii kosztów transakcyjnych Williamsa. Koszty transakcyjne obejmują koszty przystosowywania się do zmieniającego się otoczenia, koszty transferowe, koszty jurysdykcji, kontroli, negocjacji i wyszukiwania. Wedle klasyków samo korzystanie z rynku jest bezpłatne, co zdaniem NSI jest empirycznie zaprzeczone, gdyż właśnie koszta transakcyjne pokazują nam koszta korzystania z rynku jako środowiska działania przedsiębiorców. I tak, w wypadku outsourcingu koszta transakcyjne przedstawiają się następująco:
-> fit costs (przystosowanie)
- język (tłumacz na stały etat? Kierownik znający język kraju docelowego?
- kultura (znajomość norm etycznych i kulturowych w kraju docelowym)
- know-how (konieczność wy-/przeszkolenia nowych pracowników; contra: szansa dla pracowników z kraju macierzystego na włączenie do pionu menadżerskiego w kraju docelowym)
- znajomość nowego zestawu warunków naturalnych
- wybranie nowych partnerów handlowych, np. spedytora i liferanta
- przestawienie się na inny rodzaj księgowości handlowej i podatkowej oraz odzyskanie operatywności na rynku kapitałowym (zatrudnienie nowych księgowych oraz doradców finansowych, majątkowych i prawnych, ew. ubezpieczycieli)
-> transfer costs (transakcji)
- przeniesienie produkcji w nowe miejsce (nowe budynki, maszyny, adaptacja i montaż taśmy produkcyjnej, transfer kapitału)
- opodatkowanie przepływu dóbr (cła) i kapitału (podatki)
-> searching costs (wyszukiwania)
- koszta wyszukiwania nowych partnerów handlowych, pracowników, doradców i połączenia bankowo-kapitałowego
- koszty lokalizacji nowego ośrodka produkcji
- koszty przeniesienia/wyszukiwania podwykonawców bądź wykonawców podzespołów
-> negotiation costs (negocjacji)
- negocjacje o warunki zatrudnienia/współpracy z nowymi pracownikami/partnerami handlowymi
-> monitoring costs (kontroli)
- ryzyko oportunizmu ze strony nowych partnerów handlowych (spedytorzy, liferanci, podwykonawcy, doradcy prawni-majątkowi-finansowi-kulturowi-podatkowi-księgowi) (ryzyko hazardu moralnego i selekcji negatywnej wedle szkoły NSI badającej związek między pryncypałem a agentami).
- kultura pracy (konieczność zatrudniania kontrolerów, jak w Chinach kontrolujący pracowników “przy taśmie”?)
- monitorowanie kontekstu politycznego w zazwyczaj niestabilnym kraju docelowym
-> justice costs (jurysdykcji)
- koszty procesów (w tym czas czy problemy patentów) w kraju docelowym
- problemy z respektowaniem prawa własności przez instytucje kraju docelowego
Koszta transakcyjne, jak i koszty następstw wynikających z oportunizmu nowych partnerów handlowych plus niepewność związana z kontekstem politycznym, są bardzo trudne do czysto matematycznego oszacowania, ale co według instytucjonalistów jest wiadome to to, że mogą one każdą pierwotnie opłacalną inwestycję zamieniać w nieopłacalną. Owe koszta należałoby wliczyć jako faktor ryzyka w bieżący rachunek strat i zysków. Jako, po części, Austriak muszę skrytykować NSI za to, że rozdmuchuje kwestię kosztów transakcyjnych i ryzyko oportunizmu (nie wspominając o “prawach dysponowania”, którym zajmuje się trzeci odłam NSI) nie zauważając, że ryzyko i niepewność stosunków gospodarczych występuje zawsze i dla wszystkich, a osiągnięcie absolutnej stabilności i pewności jest mrzonką. Kiedy w równaniach mamy wspólny dla wszystkich składników iloczyn, dzieląc przez niego nie zmieniamy przecież istoty samego równania – skoro więc ryzyko jest wspólne dla wszystkich transakcji, można je pominąć w rozważaniach, tak jak nie skarżymy się na grawitację czy śnieg – bo przecież obowiązują wszystkich tak samo.
Teoria o prawach dysponowania mówi także, czy jest fair względem dotychczasowych pracowników zostawiać ich na lodzie jako bezrobotnych (co szczególnie uwidacznia się przy wysoko-wąsko wyspecjalizowanych siłach roboczych) i jak dzielić się nowymi zyskami ze starymi i nowymi pracownikami; w obu wypadkach uwzględniając koszty zewnętrzne spadające na osoby trzecie. Ta szkoła wydaje mi się jednak jakimś pokłosiem socjalistycznych teorii fair distibution, i nie ma potrzeby dokładniej się nią zajmować.
Niebezpieczne spłaszczenie tematu
Jeśli nawet spłaszczymy korzyści wypływające z outsourcingu dla danego przedsiębiorstwa tylko do trywialnego cięcia kosztów i zwiększenia zysków, musimy rozważyć wszystkie implikacje i następstwa. Po pierwsze: obniżenie cen produktu, co jest korzystne dla konsumenta. Po drugie, obniżenie kosztów produkcji umożliwia jej ekspansję; zdobycie nowych rynków staje się nie perspektywą, a dniem jutrzejszym. Gospodarcza aktywność w nowym kraju wymaga przeniesienia know-how do nowego kraju – być może wielu zdolnych pracowników otrzyma pracę na posadach kierowniczych w kraju docelowym, jak ma to miejsce w wypadku wielu niemieckich koncernów. Nowe zyski umożliwiają nowe inwestycje, także w kraju macierzystym (wspomnieliśmy o centrum technologiczno-komunikacyjnym, instytucie researchingu i filiach sprzedaży). Nie mówiąc o zatrudnieniu kilku tysięcy pracowników biednego kraju i przez to uczynienie małego kroku w kierunku rozwiązania problemu biedy na świecie.
Z drugiej strony outsourcing, jak każda inwestycja, jest obarczony ryzykiem niepowodzenia. Nie ma gwarancji, że przyniesie on firmie większe zyski, lub mniejsze straty (co na jedno wychodzi). Nie ma, gdyż coraz więcej firm bierze udział w outsourcingu, a prawo malejących korzyści krańcowych i zasada “pieniądze nie leżą na ulicy”, inaczej mówiąc, zwykła konkurencja, zbije zyski rywali do starego, a może nawet niższego poziomu. Nie wspominając o moralnej odpowiedzialności za zostawionych bezrobotnych pracowników a także kontrahentów i podwykonawców/wykonawców podczęści, szybko może się okazać, że trzeba będzie czym prędzej wracać do kraju macierzystego – kraje docelowe nader często odznaczają się polityczną niestabilnością (pucze, zamieszki, czarny rasizm w RPA), brakiem poszanowania dla własności prywatnej (słynne chińskie buldożery przedzierające się przez dzielnicę bez patrzenia na nikogo) czy anarchiczne, dobrowolne i niesprawne systemy prawne, uniemożliwiające dojście swoich praw. Wchodząc w kolaboracje z takim państwem, można sporo stracić na image’u, także, jeśli nierozważnie wybiera się nowych kontrahentów, jak w wypadku adidasa czy coca-coli, niepatrzącymi na to, że zawierają kontrakty z firmami zatrudniającymi dzieci, tudzież z wewnętrzną, brutalną policją. To w prostej drodze prowadzi do utraty marki, o ile sam outsourcing i słynne made in china już tego nie zrobiły, bo jakość nowych pracowników i kontrahentów niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia.
Wreszcie, mimo outsourcowania, główne rynki zbytu pozostają w krajach macierzystych, czyli trzeba tam monitorować trendy, co w tak szybko zmieniającym się świecie może być trudne, gdy od centrum wydarzeń jesteśmy oddaleni parę tysięcy kilometrów, a do dyspozycji pozostaje jedynie kapryśny internet satelitarny.
siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka