Brama Nr 2 Stoczni Gdańskiej. Miejsce narodzin "Solidarności". Fot. Krzysztof Mączkowski
Brama Nr 2 Stoczni Gdańskiej. Miejsce narodzin "Solidarności". Fot. Krzysztof Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
500
BLOG

Co się dzieje z "Solidarnością", pramatką polskiej polityki?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Czy tego chcemy, czy nie, Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska są partiami wywodzącymi się z jednego pnia. Niewielu dziś pamięta – lub nie chce pamiętać – że i PiS, i PO wywodzą się z ruchu „Solidarności”. 


Brzmi to dziś jak ponury żart, że najkrwawszą politycznie wojnę prowadzą między sobą politycy niegdyś zaangażowani w pokojowy ruch „Solidarności”. Nie chce być inaczej: z NSZZ „Solidarność” wyszły – najogólniej mówiąc – Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, Unia Demokratyczna, Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna, Kongres Liberalno-Demokratyczny i inne formacje, by potem przeobrazić się w Akcję Wyborczą Solidarność i Unię Wolności, z rozpadu których powstały współczesne nam Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. To tak dla przypomnienia. 


Czy chcemy tego, czy nie, Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna są (ostatnimi może) politykami wywodzącymi się z „Solidarności”, którzy kształtują współczesną politykę i których dzisiaj – poza przeszłością – dzieli chyba wszystko. I toczą polityczną wojnę na śmierć i życie. 


Kogoś, kto ma sentyment do czasów solidarnościowej rewolucji, takie agresywne zwarcie może razić, bo widać ewidentnie, że prowadzi ono nie tylko do całkowitego paraliżu polskiej sceny politycznej, ale – co gorsza – do dewaluacji dziedzictwa „Solidarności”. 


Wobec tego, chciałoby się, by właśnie NSZZ „Solidarność” stał na straży tego dziedzictwa i upominał tych polityków, którzy dziedzictwo Sierpnia’ 90 dewastują. Bez względu na to, kto to robi. 


Tyle teoria. 


Praktyka pokazuje, że kierownictwo Związku – bo nie cały Związek, jak się okazuje, ale o tym nieco później – zrezygnowało z roli strażnika na rzecz aktywnego uczestnika tej polsko-polskiej wojny. Nie dziwię się, gdy „S” wytyka palcami polityków postkomunistycznych w szeregach Koalicji Europejskiej, ale moje zdziwienie wzbudza jednoczesne milczenie Związku z stosunku do postkomunistów, jak na przykład prokurator Piotrowicz, w szeregach PiS. 


Moje zdziwienie ustępuje złości, gdy widzę, jak przewodniczący Piotr Duda zaczyna chodzić drogą polityka, bardziej niż związkowca. Żeby nie było wątpliwości, kibicowałem Piotrowi Dudzie, gdy kandydował na szefa Związku po Januszu Śniadku, mówiąc, że „Solidarności” potrzeba więcej pracy związkowej niż polityki; broniłem publicznie Dudy, gdy „Newsweek” pod widzą Tomasza Lisa wściekle atakował go za rzekome luksusy w hotelu „Bałtyk”. Teraz, ku mojemu rozczarowaniu, widzę, że szef Związku – mojego Związku! – coraz częściej chodzi w papciach polityka. Po ludzku jestem w stanie zrozumieć, że nieubłaganie zbliża się czas wymiany szefa Związku i że Duda, człowiek w sile wieku, rozgląda się za swoją nową drogą. I jestem w stanie wyobrazić go sobie w roli aktywnego i świetnego parlamentarzysty PiSu. Tylko dlaczego wciąga w tę rozgrywkę cały Związek, wywołując wściekłość „na dole”? 


Pod przewodnictwem Piotra Dudy „Solidarność” osiągnęła bardzo dużo, i to trzeba mu oddać: zmniejszenie wieku emerytalnego, wolne od handlu niedziele, walka ze śmieciówkami, wzrost płacy minimalnej, korzystne dla związków zawodowych zmiany prawne, minimalne wynagrodzenie dla pracowników medycznych, podniesienie do 13 zł płacy minimalnej, wprowadzenie klauzul społecznych w ustawie prawo zamówień publicznych. I choć oceny tych działań są podzielone, to jednak „S” bierze to – i słusznie – na konto swoich sukcesów. 


Ale już spór o reformę polskiej oświaty może poprzednie sukcesy Związku skutecznie przyćmić. Szef sekcji oświatowej, Ryszard Proksa, podpisujący porozumienie z rządem jeszcze przed zakończeniem trudnych negocjacji doprowadził do trzęsienia ziemi w Związku. Wiele komisji oświaty „S”, przy całkowitej bierności szefostwa Związku, się rozwiązało, a inne gremialnie zaczęły formować uchwały o konieczności zwołania nadzwyczajnego zjazdu i odwołania Proksy. Doszło do nieprzyjemnej sytuacji: uchwałę Rady Sekcji Międzyregionalnej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Wielkopolska o konieczności odwołania Proksy z zajmowanej funkcji skomentował – publicznie! – wiceprzewodniczący Związku, Tadeusz Majchrowicz, słowami: „Głupota kwitnie…”.  


Nie jest to pierwszy kontrowersyjny spór toczony w samej „Solidarności”. Ostentacyjne składanie wieńców „S” pod pomnikiem księdza Jankowskiego, podejrzewanego nie tylko o pedofilskie nawyki, ale i wskazywanego jako agenta komunistycznej bezpieki, nie robią dobrego publicity Związkowi. Nie popieram obalenia pomnika prałata, ale od szefa „Solidarności” oczekiwałbym bardziej stonowanego zachowania.  


Inną kontrowersyjną sprawą jest zaognianie konfliktu z Europejskim Centrum Solidarności. Przy okazji otrzymania rządowej dotacji na utrzymanie Sali BHP, historycznego miejsca podpisania porozumień sierpniowych i narodzin „Solidarności”, Piotrowi Dudzie przydarzyło się w styczniu 2019 r. takie oświadczenie: „W przeciwieństwie do Europejskiego Centrum Solidarności Sala BHP jest autentycznym miejscem narodzin Solidarności. Jest prawdziwym pomnikiem historii, któremu dopiero teraz nadano (należny od zawsze) status muzeum i idącą w ślad za tym dotację finansową”.  


Rację ma, bo ECS powstało raptem parę lat temu, ale ukryta deprecjacja dzieła ECS wprowadza niepotrzebne napięcia. Jakby nie wiedział i nie widział jak wspaniale Centrum oddaje istotę i historię „Solidarności” z jednoczesnym oddaniem zasług m.in. Lechowi Wałęsie, Annie Walentynowicz, Bogdanowi Borusiewczowi, Andrzejowi Gwieździe i innym. 


Jakby nie pamiętał, że raptem dwa lata wcześniej, bo 18 kwietnia 2017r., Komisja Krajowa „S” podpisanie porozumienia między Fundacją Promocji Solidarności (zarządcą Sali BHP) a ECSem „w zakresie wspólnych przedsięwzięć wystawienniczych, edukacyjnych i promocyjnych dziedzictwa NSZZ >>Solidarność<<” komentowała radosnymi słowami: „Już dzisiaj: Sala BHP i ECS bliżej siebie”. Co się wydarzyło między kwietniem 2017 a styczniem 2019? Konflikt o dotację dla ECS? Konferencja o prawach dla społeczności LGBT? Czy tego nie da się wyjaśnić – nawet w twardej pyskówce – między zainteresowanymi? 


W latach 80., po Sierpniu’ 80, emocje społeczne były po stronie Związku, bez tego nie byłoby 10-milionowej „Solidarności”. Te same pozytywne społeczne – choć mniejsze – stały po stronie „S” w 1988 i 1989 r., bez tego nie byłoby powrotu Związku i sukcesu Okrągłego Stołu (to także dziedzictwo pokojowej rewolucji „Solidarności”). W końcu te same pozytywne emocje dały zwycięstwo Akcji Wyborczej Solidarność, pod wodzą Mariana Krzaklewskiego.  


Obecnie istnieje ryzyko, że społeczne emocje odwrócą się od „Solidarności”. Związek zaangażowany politycznie po jednej stronie jest wiarygodny tylko dla tej strony. Dzisiaj sympatie wielu członków „S” po stronie PiS są ewidentne. Ale nie jest to jedyna opcja, z którą związkowcy sympatyzują. Dość prowokacyjnie wskażę solidarnościowego Jana Rulewskiego, do niedawna członka klubu parlamentarnego … PO. Jeśli się nie mylę, członkiem „S” jest nadal Bogdan Borusewicz. Członkiem „S” do niedawna był obecny prezydent wielkopolskiego Leszna, wywodzący się z PO. A Marian Krzaklewski nie startował aby do Parlamentu Europejskiego z list PO? Mniej prowokacyjnie przypomnę, że Region Śląsko-Dąbrowski „S” porozumienie podpisał z ruchem Kukiz’15 i dwóch związkowców z „Solidarności” jest (było?) członkami tego klubu parlamentarnego. Zdecydowana mniejszość związkowców wyraża poparcie dla różnych formacji lewicowych. Słowem: nie tylko PiS. 


Na dobrą sprawę, nie o PiS tu wcale chodzi, ale o zasadę równego dystansu do jakiejkolwiek partii, skoro pierwszym postulatem Sierpnia’ 80 była „Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, wynikająca z ratyfikowanej przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącej wolności związkowych”. Coraz częściej słychać zarzuty, że „Solidarność” wchodzi w buty PRLowskiej prorządowej Centralnej Rady Związków Zawodowych, że „S” staje się „żółtym związkiem” itp.  


Piotr Duda, przypomnę, w 2010 roku wystartował w wyborach na szefa „S” pod hasłami odpolitycznienia Związku. Warto przypomnieć komentarze związkowców „S” szykujących do zmiany szefa Związku – cytaty za „Gazetą Wyborczą”: 


Stocznie padły, Śniadek stracił zaplecze, może poprą go jeszcze Wrocław i Łódź, ale w październiku zwycięży Duda - mówi delegat na zjazd z Wybrzeża. - Wszystko zależy od kolegów z Warszawy. Duda przeciągnie ich na swoją stronę, bo wszyscy mają już dość dominacji Gdańska i na konto Śniadka idzie zbyt ostre zaangażowanie "S" w przegraną kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego. Zwłaszcza po tym, co ostatnio wyprawia PiS, zrażając do siebie niedawnych zwolenników. […] Mirosław Kozłowski, do niedawna szef regionu elbląskiego "S": - Duda jest energiczny, a do tego ma swoje zdanie i posłuch wśród związkowców, to mój kandydat. Wielu kolegów ma już dosyć tego, co się w związku dzieje. Jesteśmy zakładnikiem PiS, a to politycy powinni zabiegać o nas”. 


To był rok 2010. Śniadek, ów „polityczny zakładnik PiS” przegrał z Piotrem Dudą dwudziestoma czterema głosami. Wygrała związkowość nad polityką. Dzisiaj z tamtej atmosfery nie zostało już prawie nic. Piotr Duda zmienił swoje apolityczne nastawienie, a jednocześnie nie zauważył, że zmieniły się polityczne realia: w tamtych czasach to „Solidarność” – jako związek zawodowy, komitet obywatelski, koalicja AWS – nadawała tonację polskiej polityce, dziś jest odbierana jako ta siła, która jest całkowicie zależna od rządu. Nawet jeśli jest to nieprawda, to jednak odczucia „na dole” powinny być poważnym sygnałem dla Komisji Krajowej „S”, że dzieje się coś złego… 


Spór o oświatę, „sprawa Jankowskiego”, niezrozumiałe kłótnie z Europejskim Centrum Solidarności, upolitycznienie Związku i nieporadne działania jego kierownictwa doprowadziły do tego, że ludzie „Solidarności” muszą wysłuchiwać skandalicznego nawoływania ludzi spoza Związku do wychodzenia z „organizacji popierającej pedofilię”, jak zdarzyło mi się gdzieś przeczytać, lub rezygnacji z członkostwa w Związku, który nie szanuje pracowników itp. 


W rękach kierownictwa NSZZ „Solidarność” spoczywa ogromna odpowiedzialność za ochronę dziedzictwa Związku i odpowiedzialność za jego trwałość. Piotr Duda i jego companieros wchodzący na ścieżkę aktywnej polityki przekraczają granicę, która może drogo kosztować – nie ich, bo sobie poradzą, a Związek. 


A tego Historia im nie wybaczy… 




Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka