Fot. K.Mączkowski
Fot. K.Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
488
BLOG

Wybory w czerwcu 1989 r. to dziedzictwo "Solidarności"!

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 75

O rocznicy 4 czerwca piszę z pewnego czasowego dystansu, bo jako człowiekowi emocjonalnie związanemu z dziedzictwem „Solidarności” ciężko przyjąć, jak łatwo w czasach nam współczesnych deprecjonować to, co pozytywnie zaważyło na losach naszego kraju.


Okrągły Stół i wybory z czerwca 1989 r. są obecnie – jak wszystkie inne – oceniane przez pryzmat obecnej wojny między stronnikami różnych opcji politycznych. W wielkim uproszczeniu zwolennicy Koalicji Obywatelskiej pozytywnie oceniają wydarzenia z 1989 r., zaś zwolennicy PiS są ich zagorzałymi przeciwnikami.


Już nieważne jest, że bracia Kaczyńscy byli zwolennikami Okrągłego Stołu i wyborów czerwcowych – Lech był uczestnikiem ustaleń z Magdalenki i obrad Okrągłego Stołu, a Jarosław z poparciem Lecha Wałęsy startował do reaktywowanego Senatu – zaś np. wielu polityków PO i stronnictw sojuszniczych było przeciwnikami umawiania się z komunistami – Bronisław Komorowski, czy Aleksander Hall odmawiali i rozmawiania, i startu w wyborach.


Już tylko to świadczy, jak z różnymi postawami, zupełnie nie związanymi z dzisiejszymi podziałami, mamy w tych przypadkach do czynienia! Jak bardzo obecne podziały tworzą sztuczne interpretacje ówczesnych postaw, decyzji i działań.


Ktoś kto nie zna, nie pamięta realiów lat 1988 / 1989, jest w stanie uwierzyć – dzięki prawicowej propagandzie – że doszło do jakichś nadzwyczajnych paktowań z komunistami, że została zakonserwowana komunistyczna nomenklatura, że komuniści dogadali się ze swoimi lewicowymi odpowiednikami w „Solidarności” i że mamy do czynienia w związku z tym ze spiskiem.


Rozmowy z komunistami to nie konsekwencja jakiegoś nadzwyczajnego porozumienia spiskowców z PZPR i „S”, a długotrwały proces, który rozpoczął się tak naprawdę – zaryzykuję taką tezę – 14 grudnia 1981 r., dzień po tym, jak Jaruzelski wyprowadził na ulice czołgi przeciwko Polakom.


Opozycji skupionej wokół „S” w 1987, 1988 i 1989 r. w pierwszej kolejności tak naprawdę chodziło o reaktywację Związku, jako warunku podstawowego do czegokolwiek. Niektórzy uznawali, że tylko to jest ważne. Transformacja polityczna i gospodarcza kraju nie tyle ich nie interesowała, co nie wierzyli w takie możliwości. Jeszcze w 1988 r. wielu działaczy „S” – nawet tych radykalnych i przeciwnych linii porozumienia – nie wierzyło w szybkie odzyskanie niepodległości. Optymalnie dawano jeszcze 10-15 lat na to, że Polska odzyska zdolność do samostanowienia.


Z tego względu skupiano się – niekiedy wyłącznie – na sprawie odrodzenia Związku, bo uznawano, że mając odrodzoną „S”, formalną organizację, będzie można prowadzić konkretne działania, formalnie rozmawiać. Jak w Sierpniu 1980 r.


To, co dzieje się obecnie wokół rocznicy 4 czerwca 1989 r. zakrawa na jakiś ponury żart. NSZZ „Solidarność” robił wszystko, by nie pojawić się formalnie na żadnym rocznicowym wydarzeniu, choć symboliki solidarnościowej w tych dniach było mnóstwo. Wyjaśnienie jest proste: obecne kierownictwo Związku zaangażowane w bieżącą walkę z przeciwnikami PiS nie poczuwa się do świętowania ani rocznicy Okrągłego Stołu, ani wyborów czerwcowych, choć to elementy solidarnościowgo dziedzictwa bezkrwawej rewolucji.


„S” zorganizowała w tym czasie ważną – a jakże – uroczystość 40. rocznicy pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, która obudziła Polaków i była bezpośrednim impulsem do stworzenia „S”. W tym samym czasie rząd i PiS – ten sam rząd i ten sam PiS, który wyklina Okrągły Stół i wybory 4 czerwca 1989 r.! – organizują 30. rocznicę odrodzenia Senatu i pierwszych całkowicie wolnych wyborów!


No to ja się pytam: nie można było tego wszystkiego zrobić razem? Rząd, PiS, ECS, „S”, PO, wszyscy dziedzice wielkiej „Solidarności”? Oczywiście, że nie, bo wszyscy są dziś zwarci w śmiertelnym starciu na polityczną śmierć i życie. Nie dziwię się PiSowi i PO, bo serdecznie się nienawidzą, ale właśnie „S” powinna być tą siłą, która na swoich warunkach zaprasza wszystkich do wspólnego świętowania.


Wejście do Sali BHP i siedziby ECS to kilkadziesiąt metrów odległości, ale tak naprawdę dzielą je tysiące kilometrów emocji, antagonizmów. Kompletnie bez sensu i ze stratą dla etosu „Solidarności”. „S” udająca, że 1989 r. nie jest jej dziełem, daje żer wszystkim tym idiotycznym poglądom – jak np. wyraził to jeden z publicystów tygodnika Przegląd – że to rząd i Partia odpowiedzialnie dążyły do porozumienia, a solidarnościowa opozycja tworzyła przeszkody i okazywały nieufność.


Wobec takich zaniedbań – za kilka lat – będziemy się uczyli nowo pisanej historii. W oderwaniu od faktów. I ze szkodą dla nowych pokoleń Polaków, którzy z dziedzictwa „S” wini być dumni tak, jak ich rodzice z dziedzictwa Powstania Warszawskiego.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka