Jarosław Pucek to poznański polityk konserwatywny, który w dotychczasowych debatach politycznych zawsze znajdował „złoty środek”. Kierując się swoimi konserwatywnymi poglądami umiał przyznać rację rozmówcom z jednej i drugiej strony. Z jednej i drugiej, czyli (umownie) reprezentowanej albo przez PO, albo przez PiS.
Ambicje polityczne tego niegdysiejszego urzędnika samorządowego (byłego szefa Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych) i aktualnego prawnika były znane od dawna, więc jego start w ostatnich wyborach na prezydenta Poznania i wystawienie swojej listy samorządowej nie dziwiło.
Nie dziwiło, gdy zapraszał na swe listy ludzi „od Sasa do lasa”, czyli inaczej mówiąc „prawaków” i „lewaków” – że się odwołam do modnej klasyfikacji współczesnej sceny politycznej – stawiając na lokalne autorytety, ludzi znających miasto, jego problemy, ludzi, którzy mieli powera do budowy poznańskiego samorządu. Nie dziwiło, że jego mentorem był Ryszard Grobelny wieloletni prezydent Poznania, który w ostatnich latach swego urzędowania okazał się człowiekiem o wrażliwości konserwatywnej. Nie dziwiły też – z tych samych powodów – całkiem niedawne koncepcje startu Jarosława Pucka z list Koalicji Polskiej – PSL.
Nie dziwiły więc liczne Puckowe – wszczynane zwłaszcza na Facebooku – polityczne spory i debaty inspirowane konserwatyzmem. Jako człowiek młody stosował wartki i prowokacyjny styl. Wielu łapało się na ten haczyk i bardzo często na facebookowej tablicy Jarosława Pucka, prywatnej i publicznej założonej przed wyborami samorządowymi, wybuchały namiętne spory.
Nie ma co ukrywać, to jedna z „politycznych wysp ciepła” na FB. Sam Pucek nie szczędził swych rozmówców i często łajał ich, krytykował, upominał. Zawsze zachęcał do dyskusji, prowokował do ciekawych wywodów. Bywało brutalnie, on sam się zapędzał i stosował nieciekawe chwyty retoryczne, ale zawsze było ciekawie.
To dotychczasowe „ciekawie” to mały pikuś po tym, jak ogłosił swój start w wyborach parlamentarnych do Senatu z list … PiS.
Zagrzmiało. Zawrzało. Zagotowało się. Wybuchła i lawa, i szambo.
Na obu facebookowych tablicach Jarka (znam go osobiście i szczęśliwie jeszcze jesteśmy po imieniu, hehe) lunęło od komentarzy. Pozytywnych. Negatywnych. Trudno jest odnosić się do wszystkich kilkuset reakcji na tę informację, ale najczęściej pojawiały się głosy w rodzaju: „super!”, „pozdrawiam!”, czy „powodzenia!”. Bardzo widoczne były deklaracje wzburzenia w rodzaju „kompletne dno”, „żegnam ozięble” „rozczarowanie”. Liczni rozmówcy uznają w kandydaturze Pucka szans na niezależnego „polityka z Poznania” (choć startuje spoza Poznania), liczniejsi (mimo wszystko) zarzucali Jarosławowi Puckowi „zdradę” i „żenadę”. Zapewniam, lektura reakcji na jego tablicach – fascynująca. Bez względu na poglądy.
Mnie jednak zaintrygowało co innego. Bardzo wyraźnym, trzecim, motywem w tych wypowiedziach było zaskoczenie. Nie samym startem, ale wejściem w kampanię pod szyldem PiS. I w tym dostrzegam ciekawostkę całej tej małej awantury politycznej w Poznaniu. Zdziwienie wzbudził konserwatysta idący z PiSem. Co ciekawe, zdarzały się głosy rozgoryczenia ze strony tych, którzy na Jarka głosowali w wyborach prezydenckich, ale teraz „nie mają zamiaru”. Czy to dobry motyw do badań politologicznych?
Zaintrygowało mnie jeszcze coś – bezwzględność wypowiadanych poglądów. Sam zainteresowany pewnie do tego się nie przyzna, ale zaskoczyła burza poglądów. Na palcach jednej ręki wyliczyłbym poglądy umiarkowane i grzeczne – za i przeciwko kandydowaniu. Reszta to bezkompromisowy atak lub obrona, nie szczędząca emocji. „Dyskusja u Pucka” pokazała, że nie ma dziś miejsca, nastroju i atmosfery do spokojnej debaty politycznej w Polsce. Kampania wyborcza tylko ten stan pogłębia.
Nie wiadomo, jak pójdzie kampania wyborcza w Powiecie Poznańskim. Jarosław Pucek będzie mierzył się z wyrazistymi kontrkandydatami (wiemy na dziś, że są to np. szanowana wieloletnia senator Jadwiga Rotnicka i przedsiębiorca Paweł Bugajny), ale również – już po wyborach – z namiętnościami swoich współpracowników, kolegów i mieszkańców Poznania. Poznań mu tego nie zapomni (w dobrym, ale i złym tego słowa znaczeniu). Ta decyzja długo będzie komentowana. Różni ludzie różnie będą się do niej odnosić długo po wyborach.
Ja prywatnie mam jedną prośbę – zupełnie z nim nieuzgadnianą i niekonsultowaną – by w zapale wojny politycznej między „prawymi” a „lewymi” oszczędzić jego rodzinę, żonę, dzieci. Rodzina ma prawo do spokojnego życia. Bez względu na wybory. Może na tym poziomie kultura debaty politycznej jest do uratowania. Na początek to dużo…
Komentarze