Coraz częściej zaczyna mi się wydawać, że Jarosław Kaczyński bardzo przecenia polskie społeczeństwo. Przez lata naiwnie sądzi, że przyjdzie taki moment, kiedy przejrzy ono masowo na oczy. Łatwowierność prezesa polega na tym, iż święcie wierzy on w to, że takie wartości jak patriotyzm, suwerenność, walka z obcymi agenturami, uczciwość, honor, wiara w Boga, prawda o katastrofie smoleńskiej to dla współczesnych Polaków sprawy ważniejsze niż „wypić i zakąsić”.
Sądzi on, że miliony rodaków miota się nocami w mokrej pościeli i nie może zasnąć myśląc o Polsce, jej zagrożeniach, katastrofie smoleńskiej.
Drzewo wolności trzeba podlewać krwią patriotów i tyranów –powiedział Abraham Lincoln i chyba te słowa najlepiej oddają przyczynę naszych dzisiejszych problemów.
Skoro nasza „wolność” w 1989 roku okupiona została jedynie krwią patriotów, a z tyranami zawarto porozumienie i zagwarantowano im bezkarność to trudno oczekiwać, że stanowić ona będzie jakąś niesamowitą wartość dla społeczeństwa wykastrowanego starannie przez lata z prawdziwych elit.
Kiedy „ojcowie demokracji” Jaruzelski i Kiszczak dowiedzieli się od Gorbaczowa, że Armia Czerwona kulejącego mocarstwa nie będzie już mogła przyjść im z odsieczą, dobrali sobie według tajemniczego klucza „konstruktywnych opozycjonistów”, którzy nie tylko zapewnili namiestnikom Moskwy bezkarność, ale i pozwolili ich środowisku doskonale urządzić się w III RP.
Trudno sobie wyobrazić bardziej niepedagogiczny sposób „odzyskiwania niepodległości”.
Po dwudziestu latach to, co wyrosło z okrągłego stołu to jakiś skarłowaciały ni to krzak ni drzewo, które w bliższej lub dalszej przyszłości nie oprze się nie tylko wichurze, ale i większemu podmuchowi.
Po wielu latach bez wojen naiwni sądzą, że nastały czasy wiecznego pokoju, a szczególnie tu w Europie możemy czuć się po wszech czasy bezpiecznie.
Wystarczy jednak przerzucić wstecz kartki podręcznika historii by zorientować się, że coś takiego jak wieczny pokój w dziejach świata nigdy nie istniało i naiwnym byłoby sądzić, że w przyszłości będzie inaczej.
Stratedzy wojskowi w poważnych państwach zdają sobie doskonale sprawę, że w toczącej się od wieków historii mamy jedynie do czynienia z dłuższymi bądź krótszymi pauzami strategicznymi, które wcześniej czy później się niestety kończą.
Polska może sobie w obecnym karykaturalnym stanie wytrwać jedynie do końca obecnej pauzy. Później zostanie znowu zmieciona z mapy świata na długie lata, a babcie wieczorami będą opowiadały swoim wnukom „ku pokrzepieniu serc” o braciach Kaczyńskich i ojcu Rydzyku, których Polacy niestety nie chcieli dawnymi czasy słuchać.
Gwarancje polityczne, jakie oferuje NATO usypiają do reszty rodaków i „mężyków stanu” udających, że rządzą Polską.
Warto by ktoś powiedział wprost narodowi, jaki czas musi wytrwać polska armia w momencie agresji do chwili udzielenia jej braterskiej pomocy? W szczegółowych planach strategicznych taka informacja musi być gdzieś zawarta. Ile to ma być? Dziesięć, dwadzieścia dni, miesiąc?
Nawet tyle to o wiele za długo dla nędznie wyposażonych sił zbrojnych, które można pomieścić na dwóch właśnie budowanych stadionach na Euro 2012. Za długo dla armii gdzie liczba generałów, wyższych oficerów i podoficerów jest większa od ilości zwykłego szarego żołnierza, bez którego żadnej potyczki, a nie tylko wojny wygrać się nie da.
Staliśmy się dziwolągiem nie tylko na skalę europejską, ale i światową. Podobnego przykładu trudno szukać nawet w Afryce.
Oto, w niemal 40 milionowym kraju najliczniejszymi formacjami mundurowymi nie są wojsko i policja, lecz prywatne firmy ochroniarskie w skład, których wchodzą Specjalistyczne Uzbrojone Formacje Ochrony (SUFO). Zaś Ustawa o Ochronie Osób i Mienia, która umożliwiła ich powstanie została tak skonstruowana, że uprzywilejowani w ich tworzeniu zostali byli oficerowie MO, SB, ZOMO i LWP.
Firmy te nierzadko dysponują sprzętem, którego może im pozazdrościć ABW, SKW i CBA razem wzięte oraz prowadzą tak zwane „wywiadownie gospodarcze”. Czyżby piąta kolumna?
10 kwietnia 2010 roku można powiedzieć, że cofnięto nas w czasie o dwadzieścia lat i od tej daty należy liczyć bezwzględny powrót do okrągłostołowych ustaleń. Jak w komputerze jednym kliknięciem, rzeczywiści organizatorzy „polskich przemian” przywrócili system operacyjny do stanu z 1989 roku.
O tym jak szybko ten proces przebiegł świadczą upokarzające wydarzenia na arenie międzynarodowej.
Bronisław Komorowski rozmawiając z prezydentem Francji lobbuje na rzecz Rosji w sprawie sprzedaży Putinowi nowoczesnych jednostek dla marynarki wojennej, a na szczycie NATO głównym jego zadaniem było otwieranie Rosji furtki do sojuszu.
Są też wydarzenie, które zapewne nie wynikają z niezręczności, ale z celowego upokarzania polskich mężyków stanu.
Kiedy minister Graś zagalopował się i skrytykował rosyjskie hieny okradające zwłoki ofiar katastrofy smoleńskiej musiał natychmiast wleźć pod stół i wszystko po rosyjsku odszczekać, a Polacy do dziś nie doczekali się oficjalnych przeprosin ze strony rosyjskich władz.
Zaproszenie na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, renegata, zdrajcy i sowieckiego generała w polskim mundurze, Jaruzelskiego było aktem symbolicznym i dokonanym mimo świadomości tego, jak spora część społeczeństwa na to zareaguje.
Przed wizytą w Polsce samca „alfa” trzeba było wyraźnie zademonstrować swoja podległość tarzając i rzucając się na grzbiet, popuszczając przy tym ze strachu mocz.
Bycie dzisiaj członkiem Prawa i Sprawiedliwości wymaga coraz większej odwagi, a szefowanie tej partii to balansowanie między życiem, a śmiercią.
To nie jest ta opozycja, która została uzgodniona z towarzyszami w 1989 roku i jeżeli próby jej rozbicia przez media i służby się nie powiodą to życie Jarosława Kaczyńskiego będzie wisiało na włosku.
Koncesjonowaną i jedyną znaczącą opozycją miała być PO, przy której narodzinach akuszerem był Gromosław Czempiński. Miała ona zastąpić zużytą Unię Wolności i „konkurować” o władzę na zmianę z postkomunistami i spadkobiercami ZSL-u..
Dlatego też prezes PiS powinien się dobrze zastanowić czy naród, dla którego tak ryzykuje jest tego wart. Czy przez te ostatnie dwadzieścia lat dał mu jakiś przekonywujący dowód na to, że jest dla niego coś cenniejszego niż tylko „wypić i zakąsić”?
Czy taki naród zasługuje na niepodległą suwerenną Ojczyznę, czy może bardziej na kolejną historyczną nauczkę, od której jak zwykle nie przybędzie mu rozumu?
Tekst opublikowany w nr.48 Warszawskiej Gazety
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka