"Matrix", świetny film science-fiction w reżyserii braci Wachowskich ukazywał wzajemnie przenikające się światy: ten realny, takim jak go widzimy, i ten wirtualny, wymyślony, który starał się zniszczyć ten pierwszy. W efekcie nastąpiło takie pomieszanie rzeczywistości, że trudno było oddzielić prawdę o kłamstwa, normalność od paranoi i obłędu. Kiedy patrzę co się dzieje w mediach z okazji nadchodzących wyborów, w perwszej kolejności przypomina mi się paranoja dominująca w tamtym filmie.
Matrix a la made in Poland funkcjonuje na trzech wzajemnie powiązanych ze sobą poziomach: politycznym, medialnym oraz ukształtowanym przez nie - społecznym. Z okazji kampanii wyborczej zjawisko występuje w wyjątkowo dużym stopniu natężenia, lecz generalnie z matrixem mamy doczynienia od momentu, gdy w postkomunistycznej Polsce wykluła się tak zwana klasa rządząca i tak zwane niezależne media. Dziś te dwie powyższe elity zdominowały naszą rzeczywistość do takiego stopnia, że większość Polaków albo daje się nieustannie nabierać polityczno-medialnym shomanom, albo druga część nacji - połapawszy się w skali wszechobecnego kłamstwa - nie łapie się na wirtualny świat, czytaj: nie bierze żadnego udziału w tak zwanej rzeczywistości publicznej. Jednak matrix trwa nieprzerwanie bo tworzące go od lat ogniwa: media, politycy i komentatorzy, wzajemnie się napędzają. Trwanie jednych warunkują pozorne ataki drugich. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że walczące o władze w kraju opcje polityczne i okopane wokół nich media to wzajemnie wrogie sobie obozy. Ale to kolejny matrix, gdyż w rzeczywistości niewirtualnej w zasadzie niewiele się od siebie różnią tworząc nieformalny układ medialno-polityczny żerujący na uczuciach społecznych.
Co cechuje każdy występujący w przyrodzie układ? Przede wszystkim to, że jego osobnicy za wszelką cenę starają się niedopuścić do udziału w pewnej rzeczywistości zewnętrznej konkurencji. Podobnie - mówiąc w uproszczeniu - dzieje się w świecie zwierząt, gdzie poszczególne drapieżniki atakują każdego kto tylko na krok zbliży się do ich terytorium. Podobna jest zasada układu panującego w naszym kraju. Wytworzył się nieformalny związek, który cementowany jest hasłami: demokracji, wolnego rynku, wolności obywatelskich, możliwości głosowania, pracy na rzecz dobra wspólnego i tak dalej. Warto zwrócić uwagę, iż niezależnie od głoszonych przez media i polityków poglądów, w zasadzie od lat robią oni to samo. Siła scementowania układu w Polsce urosła do takich rozmiarów, że każdy kto choćby próbuje wbić szpony w tryby układu zrazu jest ośmieszany, odsądzany od czci i wiary, klasyfikowany jako oszołom i nienawistnik.
Jak to przedklada się na praktykę? Setek tysięcy przykładów dostarcza codziennie samo życie. Oto kraj został zawłaszczony przez kilku czołowych graczy partyjnych, ktorym na różne sposoby sekundują dyżurne gazety i stacje radiowe bądź telewizyjne. Zauważy to każdy, kto ma odwagę sięgnąć umysłem nieco dalej niż narzuca to TVN 24 bądź Gazeta Wyborcza. I tak wmawia się nam każdego dnia, że żyjemy w demokracji. I mało kto zauważa, że nasz kraj z prawdziwą demokracją ma bardzo niewiele wspólnego. Jednak przebicie się z takim głosem dostarcza nie lada trudności bo - jak wspominieliśmy wcześniej - to układ wyznacza co jest obowiązującą demokracją. Na identycznej zasadzie wmawia się maluczkim, że mamy wolny rynek. I znowu prawie nikt nie słucha, że rynku w sensie tradycyjnym nigdy w Polsce nie było. Mało kto chce słuchać, że z socjalizmu marksowskiego przeszliśmy do neosocjalizmu w wydaniu UE. Mówi się nam, że nie głosować to grzech ale już nie dodaje się, że wybory z prawdziwym głosowaniem nic wspólnego u nas nie mają, gdyż proporcojonalna ordynacja faworyzuje głównych graczy układu na niekorzyść zewnętrznej konkurencji. I tak można wymieniać w nieskończoność.
Fundamentem istnienia układu politycznego jest w pierwszej kolejności układ medialny, na codzień zajmujący się praniem mózgów społeczeństwa. Ale to nie wystarcza. Warunkiem szczególnym trwania układu jest ustanowienie masy dodatkowych reguł, ktore zapewniają jego niezachwiany rząd dusz. Trzeba więc wymyślić całą paletę rozmaitych utrudnień niszczących prawa i wolność jednostki. Społeczeństwo świadome tworzące zbiór wolnokonkurujących ze sobą jednostek stanowi dla układu śmiertelne zagrożenie bo wolność to przede wszystkim odpowiedzialność a odpowiedzialne mogą być tylko jednostki rozumne. Takie jednostki mogłyby wysadzić układ z siodła a ten nie może żadną miarą do tego dopuścić. Należy więc w pierwszej kolejności podeptać wolność. W tym celu tworzy się idiotyczne i skomplikowane prawo oraz szereg zbędnych instytucji i warującej tam armii urzędniczej. Urzędnik staje się panem i władcą nad obywatelem, który zostaje sprowadzony do roli ubezwłasnowolnionej kukły. To układ decyduje co jest dla mnie i ciebie najlepsze. Sami nie możemy bo zaczelibyśmy zadawać za dużo pytań a wtedy osobnicy rządzącej nami oligarchii partyjnej poczuliby się zagrożeni. To tak w największym uogólnieniu.
Zbiór faktów powyższych prowadzi właśnie do powstania w społeczeństwie tytułowego matrixa, gdzie ogłupiony obywatel przestaje rozróżniać czerń od bieli, dobro od zła, prawdę od kłamstwa. Im większe jest zamieszanie tym tryby układu pracują sprawniej. Wytwarza się istny teatr absurdu niczym z utworów Sławomira Mrożka. I tak w koło dyżurne media pokazują debaty tych samych polityków a etatowi dziennikarze wciąż zadają im te same, nic nie znaczące pytania. Jeśli polityk Partii X obiecuje jednocześnie obniżkę podatkow oraz podwyżki płac to są dwie opcje: jest albo idiotą albo zwykłym kłamcą. Osobiście obstawiam opcje numer dwa. Jednak w sytuacji maksymalnego zaciemnienia obrazu sytuacji szary obywatel przestaje za tym wszystkim nadążać. Albo więc nie głosuje, słusznie uważając większość establishmentu za cynicznych oszustów, albo głosuje kierując się bieżącymi emocjami, co cztery lata dając się nabierać wciąż tym samym osobnikom. Słusznie rzekł kiedyś Zbigniew Hołdys do Donalda Tuska: "My jesteśmy panie premierze państwem demokratycznym ale tylko na tle komunizmu. Od dwudziestu lat rządzi dynastia a pan jest delfinem tej dynastii". I całkowitą rację ma Piotr Ikonowicz: "Cztery rządzące Polską partię tak naprawdę niczym się od siebie nie różnią". Ale to głosy rzadko słyszane w tak zwanym głównym nurcie medialnym. A niestety to ten nurt nadaje ton polskiej debacie publicznej, ktora jest jedynie chocholim tańcem kłamstwa lejącego się z ust wciąż tych samych aktorów.
Powyżej starałem się jedynie ogólnie naświetlić temat gdyż poruszana tutaj materia - jeśliby chcieć zanalizować ją szczegółowo - zasługuje na pokaźnych rozmiarów pracę socjologiczną. Na co dzień próbuje się w nas zabijać próby niezależnego myślenia za pomocą ogromnego zalewu medialnej propagandy. Na co dzień robi się z nas stado bezmyślnych tępaków. Każdego dnia jesteśmy jedynie bezwolnymi widzami niekończących się igrzysk. Niewiele odbiegliśmy od realiów starożytnego Rzymu, gdzie rządząca kasta panów utrzymywała władzę na ludem za pomocą chleba i igrzysk. Co więc począć - zapyta ktoś? Przede wszystkim nie dawać wiary kłamcom, którzy z ustami pelnymi frazesów zamienili nasz kraj w swój prywatny dwór. Jeśli już głosować to na małe ugrupowania i partie, które ośmiesza się w mediach każdego dnia. Wmawiają nam: "Głosujcie na tego tylko, kto ma realne szanse". To jedno z ich największych kłamstw! W ten sposob grają nam na uczuciach zapewniając sobie dalsze trwanie. Głosujmy na tych, którzy w ich mniemaniu nie mają żadnych szans. Tylko tak jest jakakolwiek szansa roznieść ich gnijący układ. Co jeszcze? Czytać, czytać i jeszcze raz czytać teksty i książki niszowych autorów, ośmieszanych przez główny nurt. Przestać oglądać rozmaite tevałeny i czytać główne gazeciarnie, od prawa do lewa. Internet pozostaje najbardziej wiarygodnym medium bo pozostaje poza ich kontrolą. Dlatego tak się go panicznie boją. Może jeszcze próbować wdrożyć obywatelski projekt ustawy o zmianie oszukańczej, proporcjonalnej ordynacji wyborczej na większościową. To dla nich największe zagrożenie. Naprawdę dużo można zrobić ale do tego potrzebna jest mobilizacja i obywatelska świadomość. Obywatele, ktorzy obrzucają się inwektywami bo jeden jest za PO, a drugi za PiS są im na rękę. Dzięki temu trwają. Dzięki podsycaniu waśni społecznych i pozorowaniu troski o dobro wspólne. Ich nie interesuje nic poza technologią władzy. A jeśli nawet mają w partiach ludzi przyzwoitych to trzymają ich od siebie z daleka. Bo to oni decydują kto jakie miejsce otrzyma na liście wyborczej. Jeśli Jarosławowi Kaczyńskiemu na przykład Ziobro nie będzie pasował to ograniczy mu na kampanię fundusze w takim stopniu, że Ziobro nie będzie miał szans na wejście do parlamentu. Pytam w tym momencie: Co to ma wspólnego z demokracją?
Dopóki spoleczeństwo polskie nie wybudzi się z medialno-politycznego letargu, dopóty układ będzie rósł w siłę. Tusk będzie wizytowal przedszkola robiąc idiotyczne miny. Kaczyński będzie puszczał oczko do niepełnosprawnych. Napieralski z debilnym uśmieszkiem będzie robił sobie jaja wołając, że "Polacy to wspaniały naród". I tak będzie trwał ten marny i żałosny festiwal dla ubogich. A za kolejne cztery lata Polak znowu będzię psioczył: "Po raz enty nas wydymali".
Łukasz Grysiak
Umiarkowany konserwatysta, bez dogmatyzmu. Antykomunista, wróg socjalizmu i lewicowej poprawności politycznej. Krytyk III RP jako państwa powstałego w sposób patologiczny. Wróg obecnej UE. Przeciwnik postrzegania i mierzenia rzeczywistości za pomocą schematycznych ram ideologicznych oraz teoretycznych dogmatów, niezależnie od ich zabarwienia. Pasjonat dziennikarstwa, historii i filmu a także muzyki rozrywkowej oraz podróży. Pisanie jest jedną z moich pasji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka