Od The Facto
Szczerze mówiąc chcieliśmy się nazwać z łacińska De Facto, ale okazało się, że takie wydawnictwo już istnieje i produkuje bodaj horoskopy. Cóż, kto pierwszy, ten lepszy. Byliśmy jednak przywiązani do nazwy, ponieważ oddawała nasz pomysł – czyli wydawanie literatury faktu, która jakoś bardziej do nas przemawia niż poezja. Zatem trochę ją (nazwę, nie poezję) zangielszczyliśmy, co może wygląda wsiowo, a może światowo, ale trzeba się do tej słownej zbitki przyzwyczaić, bowiem firma będzie istnieć przynajmniej przez następne 6 pokoleń (o czym nasze dzieci jeszcze nie wiedzą, ale to już ich problem).
„Komorowski - pierwsza niezależna biografia” Wiktora Świetlika to nasza druga książka i najlepiej opowie o niej autor. My wyjaśnimy, dlaczego poprosiliśmy go o jej napisanie. Z prostego powodu: jeszcze przed katastrofą smoleńską nagle zdaliśmy sobie sprawę, że powstaje przynajmniej tuzin publikacji na temat braci Kaczyńskich, którzy – jak wszystko wskazywało – skazani byli na porażkę. Natomiast nikt nie zajął się murowanym faworytem tych wyborów, czyli Bronisławem Komorowskim. Cóż, postanowiliśmy, że skoro nikt się nie kwapi, to my się podejmiemy. Miał zostać – i został – prezydentem, więc warto się dowiedzieć, kto kryje się za zabójczym wąsem. Zachęcamy do tego tym bardziej, że Świetlik spłodził całkiem zgrabną biografię.
W księgarniach można jeszcze spotkać naszą pierwszą publikację, zbiór zabawnych i niegłupich felietonów Igora Zalewskiego, pt. „Ogólna teoria wszystkiego”. Obecnie pracujemy natomiast nad wspomnieniami i alfabetem Ryszarda Bugaja. Premiera tej publikacji planowana jest na środek listopada. Następnych pomysłów zdradzać nie chcemy, chociaż język nas świerzbi. Konkurencja nie śpi.
Fragment książki „Bronisław Komorowski – pierwsza niezależna biografia”
(Publikowane fragmenty książki nie odzwierciedlają kolejności stron w książce)
Odcinek 9: Najpiękniejsza z żon
Komorowski wciąż udzielał się też jako instruktor harcerski, co zadecydowało o jego życiu prywatnym. Harcerstwo połączyło go z Anną Dembowską. Z lat 70. przyszła żona Bronisława Komorowskiego została zapamiętana jako wyjątkowo piękna kobieta. Ludwik Dorn twierdzi, że „wyglądała jak urodziwa panienka z dworku szlacheckiego na starych obrazkach”. Andrzej Czuma ocenia, iż była to „najładniejsza żona wśród ówczesnych opozycjonistów”. Inny ówczesny opozycjonista zaś wyraża to dobitniej: „Taka, co kiwnęłaby na któregokolwiek chłopa, a on już byłby na kolanach”.
Kiwnęła na Komorowskiego. Poznali się na obozie harcerskim w Puszczy Kampinoskiej w 1970 roku. Anna wcześniej niż na swego późniejszego męża zwróciła uwagę na jego wspaniałe żółte, amerykańskie buty wojskowe, które pożyczał kolegom. W harcerstwie początkowo była jego drużynową, ale chodziła wtedy z kimś innym. Zaczęli być ze sobą dwa lata później. Chcieli wziąć ślub w Jerozolimie. W 1976 roku wyjechali razem do Austrii. Pracowali między innymi w hotelu. Przyszły prezydent był pomagierem od wszystkiego, jego żona pomocą kuchenną. Ona uświadomiła sobie przaśność i zacofanie gierkowskiego świata po rzekomej modernizacji. W Austrii znalazła się w świecie zmywarek, robotów kuchennych, fotokomórek, jakby w przyszłości. On też przeżył szok cywilizacyjny, ale innego rodzju – właścicielka pensjonatu traktowała ich jak ludzi gorszej kategorii. Komorowskiego nazywała „Iwan”. Jak wspominał później bohater naszej opowieści, przybysze z Polski stoczyli z nią zwycięską batalię o należyte traktowanie.
Do lektury kolejnych fragmentów książki zapraszamy codziennie o 17.00
(z wyłączeniem sobót i niedziel).